Strach przed zmianami
KATARZYNA KNEZ • dawno temuCztery kobiety w różnym wieku, z zupełnie innym bagażem doświadczeń życiowych. Nie przyjaźnią się, nie pracują razem. Jedyne, co je łączy, to to, że na swój temat często słyszą, że „sobie poradziły”. Jednak w życiu każdej z nich jest coś, o czym wolą nie mówić. Niestety. Bo być może właśnie rozmowa uświadomiłaby im, że relacje, w których tkwią, można zmienić lub nawet zerwać. A wtedy mogłyby wreszcie w pełni cieszyć się z tego, co osiągnęły.
Silne, zdecydowane i odważne. Przebojem zdobywające współczesny świat. Dlaczego więc nie potrafią się wyzwolić ze związków i relacji, które niszczą ich życie?
Cztery kobiety w różnym wieku, z zupełnie innym bagażem doświadczeń życiowych. Nie przyjaźnią się, nie pracują razem. Jedyne, co je łączy, to to, że na swój temat często słyszą, że „sobie poradziły”. Klaudia za kilka miesięcy skończy wymarzone studia. Roksana dzięki swojemu uporowi ma pracę, która daje jej samodzielność. Karolina po ciężkim dniu wraca do pięknego domu za miastem. Patrycji, choć od dziecka wychowywała się sama, udało się stworzyć pełną rodzinę. Jednak w życiu każdej z nich jest coś, o czym wolą nie mówić. Niestety. Bo być może właśnie rozmowa uświadomiłaby im, że relacje, w których tkwią, można zmienić lub nawet zerwać. A wtedy mogłyby wreszcie w pełni cieszyć się z tego, co osiągnęły.
W sidłach własnej matki
Klaudia, szczupła brunetka, 23 lata, przed nią ostatni rok studiów w Krakowie i jednocześnie ostatni rok wolności. Dalszy plan jej życia jest już znany: zaraz po obronie pracy magisterskiej ślub z Robertem i przeprowadzka do jego rodziców. Po roku (podczas którego „odpocznie sobie po latach harówki na studiach”) dziecko, wkrótce potem następne. W tym czasie mąż będzie zarabiał w firmie swojego ojca (produkcja mebli), za kilka lat może i ona pójdzie do pracy, choć to nie jest pewne, bo w miasteczku, gdzie mieszka, biotechnologów nie potrzebują.
Przeprowadzka do większego miasta? Nie wchodzi w grę. Mama zapowiedziała jej już, że Klaudia zamieszka blisko rodziny, bo „to zawsze łatwiej i dzieci będzie do kogo podrzucić”. Tyle tylko, że dziewczyna nie wie, po co miałaby te dzieci podrzucać, skoro i tak nie będzie pracować.
Klaudia już w podstawówce usłyszała, że będzie zdawać na prawo. Mama oznajmiła jej to, kładąc na biurku opasłe tomiska podręczników historycznych, z których miała przygotowywać się do egzaminów, choć te czekały ją dopiero za kilka lat! Tak się jednak składa, że dziewczyna z przedmiotów humanistycznych nie była najlepsza. Dostanie się na studia prawnicze raczej nie wchodziło w grę.
— Kiedy mama to zrozumiała, szybko zmieniła co do mnie plany – opowiada dziewczyna. — Za jej namową zaczęłam spotykać się z Robertem. Pod jej wpływem rok temu się zaręczyliśmy. Choć wymarzoną biotechnologię skończę dopiero w czerwcu, już teraz dostałam listę lokali, z których mam wybrać ten, gdzie urządzimy przyjęcie weselne – uśmiecha się Klaudia.
Na szczęście Robert to miłość jej życia. Pomysły matki łatwiej więc jej znosić, bo ma w nim oparcie. Tyle tylko, że Klaudia nie chce jeszcze wychodzić za mąż, chciałaby też wstrzymać się z rodzeniem dzieci. A już najbardziej ze wszystkiego nie chce zamieszkać z teściami.
— Ale mamie nie da się niczego przetłumaczyć. Ona ma swój plan i panicznie boi się, że jego realizacja może się nie udać, więc sama woli decydować za mnie – wzdycha Klaudia i przyznaje, że nie jest w stanie przeciwstawić się matce.
Kształciłaś się, teraz pomagaj
Tych dylematów nie rozumie Roksana. Jej zdaniem matka Klaudii jest po prostu zaradna. Dba o swoją córkę, która być może nie poradziłaby sobie w życiu.
— U mnie jest odwrotnie. To ja muszę troszczyć się o swoją rodzinę – mówi Roksana, trochę nerwowa trzydziestolatka, od sześciu lat samotna.
Jej ostatni związek rozpadł się, bo partner nie mógł zrozumieć, dlaczego przy jej zarobkach, zamiast kupić sobie mieszkanie, połowę pensji oddaje matce i mieszkającej z nią siostrze i jej trójce dzieci.
– Ponieważ one nie radzą sobie tak dobrze jak ja – denerwuje się Roksana. Jej starsza siostra wcześnie zaszła w ciążę. Jasne stało się więc, że studia trzeba będzie odłożyć, zwłaszcza że dwa lata później na świat przyszło kolejne dziecko. Wykształcenie zdobyła więc Roksana, która już od liceum słyszała, jak to matka i siostra poświęcają się, żeby jej ułożyło się w życiu.
Swoją pierwszą pensję oddała im w całości. Robiła tak jeszcze przez kilka miesięcy, aż wyprowadziła się z domu. Zamieszkała z koleżanką, żeby było taniej, i odtąd do kasy rodziny trafiała już tylko część zarobków Roksany. Za resztę starała się utrzymać. I tak jest do dziś.
– Nie umiem powiedzieć im, że powinny same sobie radzić, zwłaszcza mojej siostrze, która rozwiodła się z mężem. Ma niby pracę – opowiada Roksana. – Tyle tylko, że jako pielęgniarka nie zarabia dużo. No i ma do utrzymania trójkę dzieci. A ja jestem sama… – uśmiecha się smutno Roksana.
Nie chciał bułek, chciał pieniędzy
Problemów z pieniędzmi nie ma za to Karolina. Razem z mężem i trzema córkami żyje w dostatku.
— Ale tylko dlatego, że od kilkunastu lat ciężko na to pracujemy – opowiada zadbana 43-latka, z krótkimi, modnie ostrzyżonymi włosami. Dwa lata temu wybudowali dom za miastem, duży, wygodny, z ogrodem i basenem. Ostatnio rodzina spotkała się tam tydzień temu, na imieninach teściowej. Brakowało tylko starszego brata Karoliny — Leszka. Dzwoniła, ale nie odbierał telefonu. Następnego dnia znalazła go śpiącego na ławce przed blokiem.
— Leszek jest alkoholikiem, ale w domu nie używamy tego słowa – mówi cicho Karolina. Jej zdaniem nazwanie go tak oznaczałoby, że przestali mu pomagać.
Leszek rzeczywiście nie musi się tego obawiać. Kiedy w tajemnicy przed żoną wynosił z domu sprzęty i meble, żeby zdobyć pieniądze na alkohol, Karolina po kryjomu je odkupywała. Kiedy wreszcie zgodził się na leczenie, zostawiła dzieci, żeby go odwieźć do szpitala, a potem, gdy już mógł przyjmować gości, była u niego codziennie. Kiedy nie wytrzymał i przerwał leczenie, tłumaczyła go przed rodziną. Gdy żona, będąc na skraju załamania nerwowego, wyrzuciła go z domu, Karolina znalazła mu mieszkanie, za które co miesiąc płaci.
— To mój ukochany starszy brat. Nie mogę patrzeć, jak cierpi – płacze Karolina. I właśnie dlatego, kiedy Leszek dzwoni z prośbą o pożyczkę, nigdy nie odmawia, choć ukrywa to przed mężem.
Tylko raz, kiedy błagał ją o 50 zł, twierdząc, że nie ma nic do jedzenia, zamiast pieniędzy zawiozła mu zakupy. Wziął bez słowa. Następnego dnia dostała telefon z komisariatu. Leszka złapano na próbie kradzieży piwa z supermarketu. Kiedy po niego pojechała, wściekły rzucił tylko: „Nie musiałbym tu być, gdybyś zamiast tych głupich bułek dała mi pieniądze, tak jak chciałem”.
— Wtedy obiecałam sobie, że niż nigdy mu nie pomogę – wspomina Karolina. Leszek zadzwonił dwa tygodnie później. Pytał, czy może przyjść na obiad. Był trzeźwy. Trzy dni później znaleziono go nieprzytomnego na budowie, gdzie czasem pracował jako stróż. Okazało się też, że po wizycie Leszka Karolina nie może znaleźć swojego pierścionka zaręczynowego.
— Od tamtego momentu nie może już przychodzić do mojego domu – wzdycha Karolina. Poza tym wszystko jest tak samo.
Czteromiesięczny pozew o rozwód
Patrycja nie ma problemów z rodzeństwem czy rodzicami. Jedyną jej rodziną jest mąż i dwójka dzieci. Rodzice i dziadkowie nie żyją, jest jedynaczką. Z wujkami i ciotkami nigdy nie utrzymywała kontaktu.
— Ten brak „zaplecza” rodzinnego najbardziej daje się we znaki w dwóch przypadkach: podczas uroczystości rodzinnych i w momencie podejmowania ważnych decyzji życiowych – twierdzi Patrycja.
W komodzie w sypialni ma schowany pozew o rozwód. Napisała go przy pomocy prawnika już cztery miesiące temu i od tamtego momentu jej życie zamieniło się w koszmar. Jeszcze większy, niż było wcześniej.
— Wszystko przez to, że wyszłam za swojego męża z miłości. Gdybym go nie kochała, wszystko byłoby łatwiejsze – przekonuje.
Problemy zaczęły się pięć lat temu, kiedy Patrycja zaczęła podejrzewać, że Marcin ją zdradza. On przekonywał, że to nieprawda. Że późne powroty i wyjazdy wynikają ze specyfiki jego pracy, która wymaga zdobywania klientów i utrzymywania z nimi kontaktów. A to nie zawsze da się osiągnąć podczas służbowych obiadów. Czasem trzeba kolacji, wyjść do klubów, wspólnych wyjazdów na targi i szkolenia. Patrycja wierzyła i być może byłoby tak dalej, gdyby koleżanka nie uświadomiła jej, że Marcin wiedzie życie beztroskiego kawalera bez obowiązków wobec domu, żony i dzieci.
– Powiedziałam: „dość” – wspomina Patrycja. – Przeprowadziłam z nim rozmowę, obiecał, że się zmieni. Prosił, bym została, przekonywał, że mnie kocha i chce ze mną być.
Przez pierwsze trzy tygodnie rzeczywiście było lepiej, ale potem ich życie znów zaczęło wyglądać tak jak zwykle: Marcin wychodził rano do pracy, wracał wieczorem lub dzwonił, żeby sama położyła dzieci spać, bo on będzie później. Później, czyli wtedy, gdy wszyscy w domu już spali.
— Po dziesiątkach przeprowadzonych rozmów i jego obietnicach poprawy nie sądzę, żeby coś się zmieniło – mówi smutno Patrycja. Dlatego właśnie napisała pozew o rozwód. Ma nadzieję, że może wtedy jej mąż zrozumie, że nie żartuje, mówiąc o rozstaniu. Dlaczego więc trzyma go w szufladzie już cztery miesiące?
– Bo się boję – mówi cicho Patrycja. – Boję się, że zostanę sama, że nawet to nie spowoduje, że on zechce się zmienić, i będę musiała odejść. A przecież go kocham.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze