Fikcja (prawie) stosowana
MAŁGORZATA SULARCZYK • dawno temuDrżenie serca związane z domysłami na temat mężczyzny, wokół którego unosi się chmura feromonów... Ach! To cudowne. Gdy ma się naście lat. Potem staje się mniej zabawne, zwłaszcza dla otoczenia. Otoczenia, które chętnie widziałoby nas oczywiście w świetnym humorze, ale co najmniej równie chętnie miałoby w nas poważnego partnera na trudniejsze chwile życia. W tej roli trochę trudniej się sprawdzić...
Witaj, Margolu!
Zdobyłam się na napisanie do Ciebie, bo muszę się zwierzyć z mego ogromnego problemu, z którym nie potrafię sobie już poradzić; jednocześnie licząc na fachową poradę.
Mam 32 lata. Żyję poza granicami kraju. Jestem w związku z Polakiem od dziesięciu lat. Nie mamy dzieci, nie mamy ślubu. Mój facet jest wspaniały, kochający. Zrobiłby dla mnie wszystko, np. kiedy wracam z pracy, czeka na mnie z kolacją, z zakupami. Robi po prostu wszystko. Jest oddany i wierny.
Jakiś czas temu moje myśli zajął inny mężczyzna, który – można powiedzieć – zawładnął mną do granic obsesji. Chodzi o człowieka, z którym pracuję. Nigdy wcześniej z nim tak naprawdę nie rozmawiałam, bo zawsze mnie peszył jak małą dziewczynkę. Mimo że jadamy obiad w tej samej stołówce i pracujemy w jednej ekipie, „ignorowałam” go i jadłam z innymi. A jeśli się znajdowałam w jego towarzystwie, to tylko przypadkiem. Zawsze miałam do niego inny stosunek niż do pozostałych.
Pierwszy kryzys nastąpił około dwóch lat temu. Nic mnie nie łączyło z osobą, o której piszę, ale czułam, że nie kocham mojego chłopaka. Wtedy chciałam zostawić go definitywnie, ale zostałam z nim z wygody, z przyzwyczajenia, na pewno też z sentymentu. Poza tym moje przyjaciółki mówią, że jesteśmy idealną parą. Bałam się też innego, nowego życia, bo moje było wygodne i odpowiadałam mu taka, jaka jestem, z wszystkimi moimi wadami. Jestem ciągle z moim facetem. W międzyczasie mieliśmy się pobrać, bo już stwierdziłam, że to na pewno „ten”, ale różne problemy organizacyjne spowodowały, iż do tego nie doszło.
Podjęliśmy wspólną decyzję zakupu nieruchomości. Byłam pewna, że to przyszły ojciec moich dzieci, i nawet namawiałam go na dzidziusia, ale zdecydowaliśmy, że jeszcze poczekamy kilka miesięcy. Nadal tak czuję. Dalej jest to „mój” mężczyzna. Ale…
Mój facet zaczął wyjeżdżać w sprawach służbowych. Pierwsze jego wyjazdy były dla mnie powodem ogromnej tęsknoty. Ale z czasem to się zmieniało… Zaczęłam dobrze się czuć, łatwiej było uśmiechać się do ludzi, wygłupiać. Byłam po prostu w doskonałej formie i świetnym nastroju. A w pracy, gdzie był „on”, poprawiał mi się humor.
Któregoś razu poszliśmy wspólnie na obiad. Cały czas z nim rozmawiałam. Opowiadałam mu o moich planach itd. Po prostu o życiu. Po tym obiedzie nie mogłam się opędzić od myśli o nim. Jakbym była pod wpływem narkotyków. I tak za każdym razem, gdy go widziałam, a tym bardziej po rozmowie z nim.
Były żarty, było mi dobrze. W tym okresie przyszedł któregoś ranka i powiedział wszystkim, że jest jak pijany. Zaczął też dziwnie się zachowywać. Mówił, że jest zakochany i że ma problem. Wspomniał o tym innym chłopakom, którzy z nami pracują. Zauważyłam, że inaczej na mnie patrzy, że czeka na mnie z pójściem na obiad. Jak kiedyś zapytałam, co mu jest, odpowiedział „a gdybyś tylko wiedziała”. Raz podszedł do kolegi siedzącego obok mnie i napisał mu coś na kartce, chyba kto jest tą wybranką. Powiedziałam w żartach, że wszystko widziałam. On na to, że lepiej, żebym nie wiedziała. Inny chłopak (zresztą przyjaciel mojego faceta) poradził mu potem, że jeżeli jest to osoba z naszej grupy (myślał o mnie), to żeby dał sobie spokój.
Kiedyś on brał udział w przyjmowaniu nowych pracowników. Powiedział mi następnego dnia, że najładniejszą dziewczyną w tej grupie była Polka. Zdziwiłam się: „To przecież mogłeś wziąć jej numer telefonu!”. Odparł, że nigdy by się na to nie zdobył.
Trzeba dodać, że był w związku przez osiem lat i od pięciu lat żyje sam. Jesteśmy w tym samym wieku. Jest bardzo nieśmiały w stosunku do kobiet, choć to wielki czarodziej i poeta. Ale sam mówi, że nie zdobędzie się na pierwszy krok i że to jego była dziewczyna go poderwała. On oczywiście wie, że ja kogoś mam, zresztą czasami mu się wymknie: „Ty jesteś mężatką” – jakby z żalem. W moim samopoczuciu też zaszły duże zmiany. Z wspaniałego nastroju przechodzę w depresję i są momenty, kiedy jest mi strasznie źle.
Niedawno kończyłam pracę wcześniej niż on, a gdy wychodziłam, rzucił do kolegi obok: „Widzisz, oto godzina, kiedy zaczyna się cierpienie”. Innego dnia, wychodząc z pracy przed weekendem, spojrzał na mnie tęsknie, co miało znaczyć „nie będę Cię widział dwa dni, a Ty jesteś z innym”. Kiedyś przy jedzeniu spytał, czy mój luby jest teraz na wyjeździe. I takie tam inne… Nie potrafię ukryć, że jestem „zaczarowana”, i myślę, że po moim zachowaniu też można to poznać (moje spojrzenia, spuszczony wzrok, czerwienienie się). Chociaż tak naprawdę nie widzę się z nim w związku. To literat, intelektualista, jest bardzo oczytany. Ja przy nim jestem zwykłym zerem.
Doszło do okropnego momentu. Przedwczoraj podszedł do mnie i powiedział, że ma 10 dni wolnego i sobie nie wyobraża, że nie będzie go w pracy. Zwykle jak się ma urlop, jest się zadowolonym… Tego samego dnia stwierdził (oczywiście do chłopaków), że nie może już tak dłużej cierpieć, jest jak opętany i to niesprawiedliwe, bo już dostał swoją dawkę cierpienia.
Wczoraj poszliśmy razem na obiad. W drodze do stołówki minęłam koleżanki, które chciały się spotkać w środku i zjeść razem. Szłam dalej z nim. Spytałam tylko, czy wszystko u niego OK, na co skinął głową. Potem nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. On próbował coś mówić, ale byłam zablokowana. Przy wejściu powiedział coś o słońcu, o kwietniu, plątał się w końcu i dodał: „No, zresztą rozumiesz, co chcę powiedzieć”. Odparłam, że rozumiem. Weszliśmy do środka. Byłam roztrzęsiona. Wzięłam moje danie i poszłam do dziewczyn i innych osób, z którymi one jadły. Kiedy siadałam, on mnie zawołał zażenowany, mówiąc, że idzie jeść osobno. Próbowałam go namówić, aby dołączył do nas, ale widziałam w jego oczach, że nie da rady. Ja połknęłam obiad, nie słysząc i nie widząc, co się wokół dzieje, i poszłam.
Po powrocie z obiadu tylko bąknął, że odmawiał wszystkim, którzy mu proponowali, żeby przysiadł się do ich stołu. Jeszcze wczoraj zwrócił mi uwagę na głupotę, którą zrobiłam w pracy, ale to nie było nic ważnego – coś, co się często zdarza wielu osobom. Powiedział to agresywnym tonem. Odparowałam, też agresywnie, że ja bym nie zwróciła nikomu uwagi na taki drobiazg. On dodał jeszcze: „Nic mi nie umyka”, jakby chciał sprowokować mnie do przyznania się, że to przez niego nie jestem skupiona na pracy.
Boje się, że on będzie ciągnął te różne insynuacje, zwracając się do kumpli i czekając, aż zareaguję. A ja nie mogę nad sobą panować i myślę, że wszyscy widzą, co się ze mną dzieje. I że będzie coraz gorzej.Znając go, wiem, że nie zdobędzie się na podejście do mnie. Tym bardziej że wie, iż ja oprócz głupich min nic nie robię, a żyję z kimś innym.
Co mi radzisz?
Nie potrafię sobie z niczym sama poradzić. Nie mam apetytu. W domu udaję ogromne zmęczenie i zaraz po pracy chodzę spać. Jednocześnie nie chcę ranić mojego chłopaka… Nie chcę się z nim rozstawać, ale boję się, że dojdzie do tego, że podczas jego następnego wyjazdu wydarzenia mogą tak się potoczyć, że stanie się coś, co wisi w powietrzu! A może to tylko moja wyobraźnia tak działa i chodzi o inną osobę?
Zagubiona zguba
***
Droga Zgubo Zagubiona,
Ustalmy jedno: w oceanie wyobraźni wskazane jest posługiwanie się busolą rozumu. Inaczej ani chybi mielizna albo skały. Nie mam dla Ciebie najlepszych wieści: tkwisz po uszy w fikcji.
Fikcją jest – na początek – Twój obecny związek. Z trudem dopatruję się choćby cienia miłości w tym, co piszesz o swoim partnerze. Te niewyjaśnione zrywy, kiedy wychodzisz za niego i rodzisz mu dzieci, zestawione z obsesją na punkcie czarownego kolegi z pracy brzmią, wybacz, dość nieprzekonująco. Najwyraźniej nie wiesz, czego chcesz. I nie Ty za to, obawiam się, zapłacisz najwyższą cenę. Mam nadzieję, że wybaczysz mi tę bezpośredniość. Cały czas, czytając list od Ciebie, miałam wrażenie, że pisze do mnie licealistka.
To z drugiej strony zabawne, że emocje robią z nami takie rzeczy – z dorosłego człowieka wychodzi na nowo nastolatek. Drżenie serca związane z domysłami na temat mężczyzny, wokół którego unosi się chmura feromonów, a Ty na nie jesteś szczególnie wrażliwa… Ach! To cudowne. Gdy ma się naście lat. Potem staje się mniej zabawne, zwłaszcza dla otoczenia. Otoczenia, które chętnie widziałoby nas oczywiście w świetnym humorze, ale co najmniej równie chętnie miałoby w nas poważnego partnera na trudniejsze chwile życia. W tej roli trochę trudniej się sprawdzić…
Co dalej. Fikcją jest Twój biurowy romans. Przynajmniej na razie. Szanowny pan czarodziej sypie przynętę i czeka na Twój ruch. Ładnie. W razie niepowodzenia będzie na Ciebie. Sama chciałaś – to Ty zrobisz ten mityczny pierwszy krok w kierunku kolegi poety. Kolega poeta poetycznie ponapawa się Twą cielesnością, a jak przyjdzie co do czego, być może uzna, że sama chciałaś. Przecież on tylko wzdychał i przewracał oczami, a Ty się po prostu poznałaś na tym wielkim uczuciu. No, ale żeby to uczucie tak codziennie, i do tego czekać z kolacją, a może jeszcze z zakupami?
Pogratulować Ci też muszę umiejętności czytania z oczu i oddechu. Jaką techniką interpretujesz westchnienia? Na podstawie czasu ich trwania czy głębokości wciągania powietrza w płuca? Chciałabym z jednego tęsknego spojrzenia uskładać sobie całkiem logiczne zdanie zawierające nie tylko intencje osoby rzucającej owe spojrzenie, ale też interpretację Twojego stanu cywilnego i sytuacji osobistej. Chyba rozważyłabym na Twoim miejscu zatrudnienie się jako wróżka.
Wiem, jestem uszczypliwa, wredna i świniowata. Ale, dziewczyno, muszę Tobą postrząsnąć. Życie to nie opowiastka pisana poślinionym palcem na zaparowanej od miłosnych tęsknot szybie. Musisz zadać sobie kilka fundamentalnych pytań. Najpierw: co w tej chwili oferujesz Twojemu stałemu partnerowi? No tak, nie macie ślubu. Dzieci też nie, ale ślubu przede wszystkim. To można się parę lat pozastanawiać, tymczasem konsumując przyrządzone czułą ręką kolacyjki. Ślubu nie macie, ale mieszkasz z nim, a pewnie i przychodzisz później do domu, to Ci się należy, co? Spójrz na to ze strony współwłaściciela nieruchomości. Jeździ w delegacje. Pewne radośnie ciuła kasę na spłatę kredytu… Nie czujesz się trochę niezręcznie, tracąc głowę w towarzystwie pochrząkującego znacząco czarodzieja? Tak tylko pytam niezobowiązująco.
Nie przepadam za takimi mięciutkimi wzdychaczami. Och, niby nic, wprost nic nie powiedział. Tak tylko chodzi, zarzuca haczyk i patrzy, czy rybka chwyci. Niczego złego nie robi. Zło może być przecież tylko po Twojej stronie. Jeśli dasz się wciągnąć (o ile w tej kwestii potrzeba choć pół kroku więcej z Twojej strony…) – to Ty zdradzisz. On tylko wzdychał i dawał znaki. Widocznie nie było Ci dobrze w związku…
Zgubo Ty moja Zagubiona… Oj, oj. No co Ci mam napisać? Czas dorosnąć, jakkolwiek trudno byłoby się z tym pogodzić. Fajnie jest, gdy w brzuchu motyle, a serce trzepocze jak w angielskich komediach romantycznych… Jednak zabieranie komuś kilku lat z życia dla takiego trzepotu jest zwykłą nieuczciwością. Mam na myśli nie tylko minione dwa lata, ale też parę przyszłych, bo wzdychacz gotów najwyraźniej jakiś czas jeszcze poćwiczyć płuca. Pomyśl nad tym, jak poczuje się oszukany przez Ciebie człowiek. Bo gdy te wydarzenia się potoczą, ktoś padnie pod tą lawiną. Obstawiam mężczyznę, którego sama uznajesz za „swojego”.
Polecam rozsądek. Dużo rozsądku i niemodny rachunek sumienia. Niełatwo. A kto mówił, że ma być łatwo?
Margola
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze