Warto wybaczyć zdradę?
SYLWIA KOWALSKA • dawno temuŻycie na dwa fronty nie jest uczciwe. Przelotny romans staje się jednak coraz bardziej powszechny. Dla wielu jest właściwie niczym ważnym. Bo to tylko seks. Ale przecież zdradza się kogoś. Ktoś będzie cierpiał. Czy nad zdradą można przejść do porządku dziennego - przyjąć do wiadomości, pogodzić się z tym i zapomnieć? Można być szczęśliwym z kimś, kto zawiódł nasze zaufanie... Czy związek po zdradzie ma sens?
Filip (29 lat, prawnik ze Szczecina):
— To spadło na mnie jak grom z nieba. Pewnego dnia usłyszałem – zdradziłam cię. Nie było „wybacz”, „żałuję”. Tylko życie dalej, jakby nigdy nic. Kochałem Annę, dlatego ja też nie zrobiłem nic. Chciałem udawać, że nic się nie stało. Nawet nie spytałem, z kim to zrobiła. Jednak w czasie zbliżeń nie odczuwałem już tego co kiedyś. Byłem zimny, Anna podobnie.
Zwierzyłem się kumplowi. Powiedział, że jeśli raz mnie zdradziła, to mam się nie łudzić, że więcej tego nie zrobi. Ale ja chciałem w nas wierzyć. Nie mogłem bez niej żyć. Mimo że było to bardzo bolesne doświadczenie, które nie powinno mieć miejsca w związku kochających się ludzi. Tłumaczyłem ją, szukałem winy w sobie. Ale rozmowy między nami nie było. Sądziłem, iż błąd popełniony przez Annę, przyniesie mi nagrodę za cierpienie, za to, że jej nie zostawiłem. Łudziłem się też, że ona mając wyrzuty sumienia będzie się bardziej starać, dbać o mnie, uwodzić jak na początku znajomości. Jednak cały czas była niczym królowa śniegu.
Wreszcie po miesiącu od tego wyznania, wyprowadziła się. Bez słowa. Gdy wróciłem z pracy, już jej nie było. Zostawiła tylko kartkę, że tak nie da się żyć. Świat mi runął. Mam do siebie żal, że udawałem. Że nie wykrzyczałem, nie rozmawiałem. Tylko taka agonia…
Od tamtego czasu minął rok. Jestem sam. Ciągle myślę o Annie, jednak nie mamy ze sobą kontaktu. Nie żałuję, że umiałem wybaczyć, ale żałuję, że udawałem, że nic się nie stało. Wciąż mam nadzieję, że ona do mnie wróci.
Danuta (38 lat, urzędniczka z Jeleniej Góry):
— Zdradził mnie mąż. Odkryłam to, gdy przeczytałam jego e-maile. Zastał mnie przy laptopie. Nie miał wyjścia. Tak pikantnych listów nie dostaje się od koleżanki. Pół roku musiałam walczyć sama ze sobą, by mu wybaczyć. Stwierdził bowiem, że kończy z tamtym natychmiast. Że to tylko chwila. Że najważniejsza jestem ja i dzieci. No i wybaczyłam mu dla naszych córek właśnie.
Jednak męczyłam się z tym potwornie. Byłam przeczulona, sprawdzałam go, kontrolowałam. Nie wierzyłam, że zmiana jest możliwa. Że jak ktoś kogoś zdradził, już więcej tego nie zrobi. Bardzo często kłóciliśmy się, bo mąż nie mógł znieść mojego śledzenia i przepytywania z kim był, gdzie i po co.
Było mi z tym strasznie ciężko. Przed dziećmi udawałam, że wszystko jest w porządku. Jednak one nie dawały się oszukać i ciągle wypytywały, co się stało. Wszyscy moi znajomi i rodzina mówili, że powinnam być z nim, bo mamy córki. No i byłam. Cierpiałam. Trwałam w bezsensownym związku z pełną świadomością rujnowania sobie życia.
Po pół roku zobojętniałam. Otworzyłam się dla innych mężczyzn. Wreszcie zaczęłam ich zauważać. Leszek był moją największą miłością w życiu, ale i największym rozczarowaniem. Ale wierzę, że przede mną nowa miłość. Wtedy nie zawaham się wystąpić o rozwód. Nawet ze względu na córki, które są nieszczęśliwe, gdy patrzą na nieszczęśliwych i obcych już sobie rodziców.
Beata (23 lata, studentka z Krakowa):
— Miłość to wspaniałe uczucie, którego warto szukać, pielęgnować i szanować. Dlatego byłam taka szczęśliwa, gdy na studiach poznałam Huberta i wzajemnie obdarzyliśmy siebie tym niesamowitym uczuciem. W życiu zdarzają się jednak sytuacje, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ani też im zapobiec. Czasem przytrafiają się nam, aby nas sprawdzić i umocnić. Po roku naszego bycia razem zdarzyła się rzecz straszna. Zdrada! Gdy Hubert zdenerwowany zaprosił mnie na spacer po Rynku, wiedziałam już, że coś nie gra. Obawiałam się najgorszego. Miałam rację. Przyznał się do zdrady. Klękał, błagał o wybaczenie. Płakał, strasznie płakał. Twierdził, że już nigdy w życiu tego nie zrobi. Mówił, że gdyby nie poszedł na imprezę i się nie upił, nie napalił trawy, to by się to nigdy nie wydarzyło.
Zawsze byłam zdania, że gdy dwoje ludzi łączy prawdziwe uczucie, to warto dać tej drugiej osobie drugą szansę, bo jeśli tego nie zrobimy, możemy bić się z własnymi myślami, do końca życia myśląc co by było gdyby… Wybaczyłam mu. Wiedziałam, że łączy nas prawdziwe uczucie i warto wybaczyć, bo nie można być zawziętym i zarozumiałym. Mądry człowiek potrafi wybaczyć. Głupi i zawzięty będzie tkwił w swej zatwardziałości.
Teraz Hubert jest dla mnie aniołem. Nigdzie się beze mnie nie rusza. I choć cząstka tamtego zdarzenia tkwi gdzieś we mnie głęboko, to nie żałuję, że mu przebaczyłam. Teraz jest między nami nawet lepiej niż było. Tydzień temu oświadczył mi się. Może po prostu uświadomił sobie, ile dla niego znaczę i że nie może mnie stracić.
Bartosz (35 lat, bankowiec z Radomia):
— Zdradziła mnie moja partnerka, z którą byłem wiele lat. Z kolegą z pracy. Przyznała się, bo sama sobie nie radziła z wyrzutami sumienia. To wydarzyło się w trakcie wyjazdowego szkolenia. Jakież to typowe… Przebaczyć — OK, ale nie sadzę, żeby można było zapomnieć. Traci się zaufanie.
Ja wybaczyłem. Czy zapomnę? Nie wiem. Wydaje mi się, że nie. Ale mimo wszystko nie można tak szybko przekreślić 10 lat. Jeżeli się kocha, to warto wybaczyć.
Zauważyłem, że straciłem poczucie pewności siebie. Nie czuję się prawdziwym facetem. Cały czas, gdzieś to we mnie w środku siedzi. Zastanawiam się jaki on był, co takiego miał w sobie, czego ja nie miałem. Czy był lepszy w łóżku.
Już jej nie ufam. Nie potrafię, choć bardzo bym chciał. Rozmawialiśmy o tym. Zaproponowała mi, bym ją też zdradził w ramach zemsty i byśmy zaczęli wszystko od nowa. Niedługo jadę na konferencję do Poznania. Wszystko się może zdarzyć…
Ostatnio mój kolega spytał się o radę w podobnej sytuacji. Jego zdradziła żona. Czy warto wybaczyć zdradę? Nie. Nie warto właśnie przez ten brak zaufania.
Gabriela (22 lata, hostessa z Łodzi):
— Minął już prawie rok, a ja wciąż pamiętam i nie jest mi z tym ani trochę lepiej. Dwa lata temu wyjechałam do Anglii z założeniem uzbierania kasy na ślub. Stwierdziliśmy z moim chłopakiem, że po 2 latach związku to najlepszy czas na sformalizowanie. Rodzice odradzali mi ten pomysł, bo byłam za młoda. Ale Tomek miał wtedy 26 lat i pragnął szybko założyć rodzinę. Kochałam go i też tego chciałam. Na początku on bardzo tęsknił, nawet przyjechał pod koniec wakacji w odwiedziny. Miał dojechać w październiku, ale poznał kobietę — 7 lat starszą, samotna matkę. I zaczęło się…
Zaczął być nieprzyjemny, gdy dzwoniłam. Wciąż jednak chciał przyjechać. Na dzień przed przyjazdem powiedział mi, że się zakochał. Że ja jestem bardzo młoda i znajdę sobie kogoś. A tamta bardzo go potrzebuje i natychmiast chce mu dać rodzinę, o jakiej marzył. Po takim „wyznaniu” miał jeszcze tupet, by jednak przyjechać do mnie. Chciałam pokazać klasę. Tak, by żałował tego, co zrobił. Przyjęłam go najlepiej jak potrafiłam. Kłamał, sam nie wiedział, czego chce. Wahał się, którą z nas wybrać. Twierdził, że kocha nas obie. Tego już nie zniosłam. Wywaliłam drania za drzwi!
Gdy wróciłam do Polski, czekał na mnie na lotnisku. Z bukietem. Stwierdził, że zdecydował się i chce ślubu ze mną. Potem się dowiedziałam, że tamta spiknęła się z ojcem dziecka. Czułam się kompletnie skołowana. Samotna, zła, niezrozumiana przez rodziców. Zgodziłam się mu wybaczyć. No i minął już prawie rok, a ja ciągle walczę z myślami. Ślubu na razie nie chcę. Nie wiem nawet, czy chcę z nim być.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze