Czy boicie się zostawiać dziecko z mężem?
KASIA KOSIK • dawno temuJakkolwiek kuriozalnie brzmi to pytanie... Niestety, wiem, że niektóre z nas mają problem z poleganiem na ojcu swoich dzieci oraz z zaborczą nadopiekuńczością. Ja należę właśnie do takich kobiet, choć nie do końca uważam, że mój brak oparcia w mężu i wiara w jego tacierzyński instynkt, to wyłącznie moja wina.
Jakkolwiek kuriozalnie brzmi to pytanie… Niestety, wiem, że niektóre z nas mają problem z poleganiem na ojcu swoich dzieci oraz z zaborczą nadopiekuńczością. Ja należę właśnie do takich kobiet, choć nie do końca uważam, że mój brak oparcia w mężu i wiara w jego tacierzyński instynkt, to wyłącznie moja wina.
Choć oboje jesteśmy pracującymi rodzicami, główny trzon opieki nad dzieckiem spoczywa na mnie. On odprowadza i przyprowadza z przedszkola, robi zakupy, idzie do lekarza. Ja przygotowuję posiłki, karmię, ścielę łóżko, kąpię i pielęgnuję, ubieram, leczę, jeśli trzeba, idę na plac zabaw, na spacer. Bawimy się z synem na spółkę, w zależności od tego, kto jest mniej zajęty.
Nasz trzylatek jest z nami cały czas, bo pracujemy w domu (w różnych branżach). Ze mną zasypia, ja robię mu w nocy mleko i wysikuję. Syn budzi się i zmienia sypialnię o 2.00 lub 4.00 nad ranem na naszą. Raz w życiu zostawiliśmy go na noc u moich rodziców, a sami pojechaliśmy na półtorej doby rozerwać się w fajnym miejscu. Kilka razy syna spać kładła moja mama, bo wyrwaliśmy się do kina. Kilka razy usypiał go mąż, gdy ja musiałam wyjść wieczorem. Generalnie jednak głównie opieka nad nim spoczywa na mnie, a pomoc męża traktowana jest właśnie jak… pomoc, nie jest pełnoprawna, oczywista. Nie wiem dlaczego, widocznie nie umiemy stworzyć pełnego partnerstwa, za dużo w nas naleciałości po naszych rodzicach, u których zajmowanie się dziećmi spoczywało wyłącznie na matce, a ojciec był raczej weekendowym spacerowiczem, odzywającym się czasem w stylu: jak w przedszkolu, lub czy odrobiłaś lekcje.
Od narodzin syna właściwie nie mam prywatnego życia, trochę pewnie na własne życzenia, jestem matką nadopiekuńczą dla jedynaka, który urodził się nam późno, po latach starań. A trochę z powodu miejsca zamieszkania, oddalonego od całej rodziny, dziadków, wujków, cioć, a nawet przyjaciółek. Do tego nie prowadzę samochodu. Nie zdarzały mi się samotne wyjścia do kina, posiadówki z kumpelami w kawiarenkach, imprezy, wyjazdy. Aż do teraz. Już w październiku postanowiłam coś zmienić w swoim życiu i razem z przyjaciółką zorganizowałyśmy trzydniowy wyjazd do SPA. Cieszyłam się na to jak dziecko. Obmyśliłyśmy pakiet zabiegów, wybrałyśmy dania z hotelowej karty, umówiłyśmy się na zakup wina, by wreszcie móc się upić i nagadać do białego rana. Nie kryłam się ze swoimi planami, opowiadałam o nich kilkakrotnie mężowi, ale on chyba nie brał ich na poważnie, bo gdy kilka dni temu oznajmiłam mu, że znikam na weekend, usłyszałam:
- Żartujesz! No nie wiem, czy to będzie dobre dla Maćka. Czy on wytrzyma tyle bez ciebie, jest do ciebie przyzwyczajony – zagrał mi na uczuciach mój maż.
- To tyko dwie noce. Przecież ma też ojca. Ty wyjeżdżasz, ja nigdy, jestem cały czas z dzieckiem. Uprzedzałam cię o tym wyjeździe… - odparłam roztrzęsiona
Potem nastąpiła masa pytań sprawdzających, czy oby na pewno jadę tam z przyjaciółką, gdzie to jest, o której wrócę, o której wyjadę, co będziemy tam robić, itd. Minę miał przy tym psa tropiącego w pomieszaniu z wkurzonym samcem, który zostaje sam z dzieckiem.
Ogień pytań, które na mnie spadały, doprowadził do tego, że przestałam się cieszyć z wyjazdu, a zaczęłam martwić, czy on dostatecznie zaopiekuje się naszym Maćkiem. Czy nie zaśnie podczas oglądania z nim wieczornej bajki i będą tak spać nieprzykryci do późnej nocy. Czy da mu leki, nie zapomni o godzinie kolacji, zrobi mu obiad, nie będzie się wściekał, zapewni mu rozrywkę, czy wstanie do niego w nocy, czy go usłyszy, czy obudzi się rano, czy będzie się z nim bawił czy tylko włączy mu grę lub bajkę.
Przypomniało mi się też pewne zdarzenie z mojej przeszłości. Koleżanka odwoziła mnie po późnym zebraniu do domu, opowiadała o dziecku i dzwoniła do ojca, żeby już je kładł spać. Zapytałam ją wtedy zdziwiona:
— A to ty się nie boisz tak zostawić dziecko tylko z ojcem?
Wtedy ona popatrzyła na mnie, a jej oczy i otwarte usta mówiły jedno — urwałaś się z choinki dziewczyno, to przecież jego ojciec jest.
Faktycznie szybko zdałam sobie sprawę, że pytanie zdradzało mój stosunek do opieki nad dziećmi, wyniesiony oczywiście z rodzinnego domu. Tam zawsze była babcia, która ojca mogła wyręczyć we wszystkim i wyręczała, gdy mama z powodów zawodowych była chwilowo nieobecna. Co doprowadziło do tego, że nie maiłam z ojcem żadnej więzi, a przymuszony wakacyjny wyjazd tylko z nim, już w okresie późnej podstawówki, była dla mnie niezręczny, nie wiedziałam, o czym mam z nim rozmawiać, męczyłam się potwornie. Nie chciałam takiego ojca dla swojego syna. Niestety, nie do końca mi się udało. A może to ja fiksuję, a panowie świetnie sobie poradzą… W końcu synowi przyda się taki męski weekend.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze