„Wołam cię, wróć”, Dorothea Benton Frank
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuHistoria dojrzałej kobiety po rozwodzie, mieszkającej na co dzień na Manhattanie. Właśnie zmarł mężczyzna, który wynajmował od niej mieszkanie, więc teraz bohaterka musi znaleźć kogoś, kto będzie godzien zamieszkać w jej apartamencie. Aby to zrozumieć, musimy brnąć przez kilkadziesiąt stron naprawdę nudnej powieści, w której nic więcej się nie dzieje.
Któż z nas nie marzył o zamieszkaniu na pięknej, tropikalnej wyspie, z dala od cywilizacji? Słońce przez większość dnia, mocno schłodzone drinki i całkowity relaks na plaży, z dala od turystów. Tak mniej więcej wygląda życie mieszkańców Wyspy Sullivana, leżącej w Karolinie Południowej. Pisze o nim Dorothea Benton Frank w książce Wołam cię, wróć. Powieść ta to historia dojrzałej kobiety po rozwodzie, mieszkającej na co dzień na Manhattanie. Zamożna Miriam Swanson cały wolny dzień poświęca na udzielanie się w organizacjach charytatywnych. Jej dorosłe dzieci zerwały z nią kontakt, były mąż nie interesuje się rodziną, więc Miriam żyje w twórczej samotności, spotykając się z przyjacielem (dekoratorem wnętrz) oraz opiekując się egzotyczną papugą, która potrafi powiedzieć Charles to dupek (Charles to oczywiście były mąż Miriam). Kiedy Nowy Jork zaczyna jej doskwierać, pani Swanson odwiedza swoją matkę mieszkającą na wyspie Sullivana – miejscu, które spokojnie moglibyśmy nazwać rajem.
Miriam poznajemy w „trudnej” sytuacji: właśnie zmarł mężczyzna, który wynajmował od niej mieszkanie, więc teraz bohaterka musi znaleźć kogoś, kto będzie godzien zamieszkać w jej apartamencie. To musi być klient zamożny, kulturalny, elokwentny – wypisz wymaluj Miriam Swanson. Niestety na Manhattanie (wbrew pozorom) nie jest łatwo kogoś takiego znaleźć. Więc Miriam dwoi się i troi. I tak jej mija dzień za dniem. Aby to zrozumieć, musimy brnąć przez kilkadziesiąt stron naprawdę nudnej powieści, w której nic więcej się nie dzieje. To podstawowy i najczęstszy zarzut wobec powieści obyczajowych. Jeśli piszemy o codziennych sprawach ludzi, ich kłopotach i obowiązkach, to czy musimy rezygnować z ciekawej akcji, fajnych dialogów i zawirowań akcji? Może i życie nie obfituje w elektryzujące wydarzenia, lecz po to jest literatura, by coś elektryzującego właśnie nam zaproponować. W przypadku powieści obyczajowych zasada jest prosta: chociaż spodziewamy się historii z życia wziętych, mimo wszystko potrzebujemy czegoś, co nas od tej rzeczywistości oderwie. Nie oczekujemy harlequina, tylko dobrej powieści, która wywoła rumieńce na naszej twarzy. W przypadku książki Wołam cię, wróć niestety tak się nie dzieje.
Frank miała kilka ciekawych pomysłów, m.in. związanych z kreacjami bohaterów. Ciekawa jest postać matki głównej bohaterki: kobiety mieszkającej na Wyspie Sullivana. Starsza pani to wytrawna hipiska, ekolożka, kobieta przesympatyczna i totalnie wyluzowana. Niedawno poznała ciekawego faceta, również mieszkającego na wyspie. I jeśli nie jest w nim zakochana, to na pewno przyjemnie spędza czas. To właśnie te fragmenty akcji, dziejące się na wyspie, są w książce najciekawsze. Tylko że jest ich tragicznie mało.
Co ciekawe, Wyspa Sullivana pozytywnie wpływa na bohaterkę, która nie myśli o swoim apartamencie na Manhattanie, tylko rzuca się w wir romansów, pije alkohol, flirtuje, uprawia seks. Właśnie taka postać jest interesująca, ale pozytywną zmianę Miriam mamy okazję obserwować bardzo rzadko. Autorka zdecydowanie nie uchwyciła właściwych proporcji: nudna opowieść o nowojorskim życiu pani Swanson przesłoniła to, co najciekawsze i najważniejsze w książce: Wyspę Sullivana. Wszystko miało działać na zasadzie kontrastu: zblazowane, przesiąknięte blichtrem życie w Nowym Jorku i słoneczna, pachnąca egzotycznymi owocami Południowa Karolina. Niestety te naprawdę ciekawe fragmenty stanowią około dwadzieścia procent całej książki. Więc czy warto męczyć się lekturą?
Wołam cię, wróć Dorothei Benton Frank to jedna z powieści potwierdzających fakt, że warto roztropnie poszukiwać książek, którym chcielibyśmy poświęcić swój czas i pieniądze. Bo możemy trafić kulą w płot. Nie zrażajmy się jednak. Powieść obyczajowa wciąż ma przed sobą przyszłość.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze