"Marsz Polonia", Jerzy Pilch
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKsiążka pozostaje niewspółmierna do rangi pisarza. Są liczne kobiety, raport z warszawskiego życia towarzyskiego, z Jerzym Urbanem i Dodą na czele. Autor próbuje wyciągnąć ekstrakt z dzisiejszej polskości, wyliczyć to, co się na polskość składa. Pilch obsesyjnie próbuje rozliczać się z mitem Solidarności, niby pisze o Polsce, a tak naprawdę o sobie. Całość jest upiorna i chaotyczna, składająca się z fantazmatów, niczym w Weselu Wyspiańskiego.

Czasem trzeba powiedzieć, że król jest nagi.
Nie chodzi o to, że Marsz Polonia jest książką złą, bo nie jest – pozostaje jednak niewspółmierna do rangi pisarza. Na poziomie języka Pilch pozostaje tym samym facetem, władcą zdań okrągłych i pięknych, królem pięknej polszczyzny. Fabularnie znów jest niezdolny do kłamstwa (obserwacja nie moja, lecz Kuby Żulczyka) i obsesyjnie powraca do starych tematów. Są więc liczne kobiety, przecudny raport z warszawskiego życia towarzyskiego, ale nawet średnio rozgarnięty czytelnik rozpozna prawdziwe postacie, z Jerzym Urbanem i Dodą na czele. Jasnym punktem wydaje się przypomnienie Kazimierza Mijala, dobiegającego setki, ostatniego polskiego komunisty, do tego ze skrzywieniem taoistycznym. Mijal wyjechał z PRL bodaj w latach sześćdziesiątych, gdyż nad Wisłą zrobiło się za mało komunistycznie, siedział w Albanii i Chinach, by wrócić w latach osiemdziesiątych celem rozpowszechniania maoistycznej bibuły. Czyli postać ciekawa. Świetnie wypada legenda o opozycjoniście zatłuczonym rzekomo przez bezpiekę, a w rzeczywistości przetrzymywanego w Urbanowych kazamatach – Pilch obsesyjnie próbuje rozliczać się z mitem Solidarności, niby pisze o Polsce, a tak naprawdę o sobie. Fajnych motywów jest więcej, ale to tylko motywy właśnie.
Czasami jest zabawny jak tylko Pilch umie – tłumaczenie dzisiejszej recepcji stanu wojennego i samego Jaruzelskiego przez jego, niecodzienną dla wojskowych, alkoholową abstynencję jest cudowną miniaturką samą w sobie, maleńkim opowiadaniem, którego można się nauczyć i opowiadać przy wódce. Zadłużywszy się u Bułhakowa i Wyspiańskiego, generuje klimat absurdu, nową wersję chocholego tańca na balu u Urbana. Są duchy i tresowane misie, postacie symbole, tematy wysokie mieszają się z niskimi. Pilch próbuje wyciągnąć ekstrakt z dzisiejszej polskości, a przynajmniej wyliczyć to, co się na polskość składa. Więc: Solidarność i duch komuny, religia i sport, szara teraźniejszość zderzona z potrzebą rozpaczliwej zabawy, kobiety i wódka, bohaterowie z przeszłości i wojna w dedykacji. Całość – upiorna i chaotyczna, z fantazmatów, niczym w Weselu pomału ujawnia się prawda o naszym kraju.

Ale wszystko już było: dziewczyny, żołądkowa gorzka, piłka nożna i sprawy Polski. Całość sprawia wrażenie opowieści spisanej pospiesznie, posklejanej z nieprzystających do siebie elementów, błędnej wierze, że jeśli robimy polski kocioł, to można wrzucić doń cokolwiek i przyprawić tym, co znajdzie się pod ręką. Otrzymaliśmy więc zupę z gwoździa, do tego zgotowaną na starych składnikach. I gdyby Marsz Polonia popełnił mój rówieśnik, debiutant zapewne klęczałbym i bił pokłony, waląc łbem o kant biblioteki. Ale od człowieka pokroju Pilcha, posądzanego o co najmniej wybitność wymaga się więcej, niż odgrzewania starej tematyki.
Właśnie – stare tematy. Cokolwiek Pilch nie pisał wcześniej, okazywał się czarodziejem wódki i kapłanem kobiecości. Już po paru stronach Pod mocnym aniołem człowieka ogarniała nieprzeparta ochota na kieliszek gorzkiej żołądkowej, zaś o kobietach pisał niezwykle zmysłowo i z prawdziwą miłością, aż wierzyć się chciało, że kocha je wszystkie. W Marsz Polonia brak dawnej lekkości, kobieta staje się mięsem, obiektem do zdobycia, zaledwie echem dawnych fascynacji. Tak samo, picie, niegdyś rytuał podszyty mistyką, zmieniło się w potępieńcze wznoszenie kielichów, byleby się urżnąć, bo to takie polskie. I właśnie ten zarzut jest najpoważniejszy, sedno Pilchowej prozy słabnie, a sam pisarz wydaje się zupełnie tego nie dostrzegać.
Miejmy nadzieję, że to chwilowe osłabienie.

Najnowsze

Domowe dania jednogarnkowe na chłodne dni
MATERIAŁ PROMOCYJNY
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze