"Moje pierwsze samobójstwo", Jerzy Pilch
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuSkoro Pilch jest wielkim pisarzem, to i zbiór „Moje pierwsze samobójstwo” powinien być wielkim dziełem. No i można się zżymać i złościć, szukać słabych punktów, kombinować i rozdrapywać słowa, ale jest to najlepsza książka Pilcha od kilku lat. Tematycznie nie zaskakuje – mamy nostalgiczny powrót do czasów młodości, opatrzony humorem znanym już z „Tysiąca spokojnych miast”.
Jerzy Pilch wielkim pisarzem jest. Tak orzekły autorytety. Zawsze miałem z nim problem – pierwsze książki wydawały mi się czymś w rodzaju odliczania przed odpaleniem właściwej rakiety. Potem pojawiło się obsypane nagrodami „Pod Mocnym Aniołem”, które wywindowało autora na szczyt. Tu dopiero powstał dylemat, bo z jednej strony mimo całego uroku powieść powtarzała receptę Jerofiejewa, wyłożoną w „Moskwie-Pietuszki”, a z drugiej – sam widziałem, jak czytelnicy, nie wyłączając niżej podpisanego, przerzucają się na gorzką żołądkową. Czyli książka działała. Ostatnią powieść, „Miasto utrapienia”, można natomiast odczytać jako wyraz zagubienia autora, który stał się niewolnikiem terminu złożenia maszynopisu. Tam prawidłowo działał tylko styl, choć i on zdradzał brak wiary w opowiadaną historię.
Pilch jest też jedynym chyba „polskim pisarzem zachodnim” – nie chodzi tu o metodę wysławiania się czy tematykę, ale sposób bycia i osadzenie w społeczeństwie. Stephen King czy J.K. Rowling to w Stanach i Wielkiej Brytanii literacki odpowiednik gwiazdy rocka. Nawet ich spotkania autorskie organizowane w halach temperaturą nie odbiegają od koncertów. Pilch może nie ma takiego audytorium, wdarł się jednak do kolorowych gazet, a jego słowo w wywiadzie ma moc zapowiedzi rzuconej w publiczność pomiędzy kolejnymi piosenkami.
Skoro jest wielkim pisarzem, to i zbiór „Moje pierwsze samobójstwo” powinien być wielkim dziełem. No i można się zżymać i złościć, szukać słabych punktów, kombinować i rozdrapywać słowa, ale jest to najlepsza książka Pilcha od kilku lat. Tematycznie nie zaskakuje – mamy nostalgiczny powrót do czasów młodości, opatrzony humorem znanym już z „Tysiąca spokojnych miast”. W odróżnieniu od „Pod Mocnym Aniołem”, gdzie kobiety i wódka były w mniej więcej równych proporcjach, tu szala przechyla się zdecydowanie na niekorzyść alkoholizmu i można by nawet sądzić, że autor ma już nowy nałóg. Pilch patrzy na kobiety jak zwierzę, a zarazem wytrawny wielbiciel piękna, łączy licealną chciwość z doświadczeniem i wysmakowaniem pięćdziesięciokilkulatka. Dziwna sprawa – prawdziwie samcza literatura, w której nie ma za grosz szowinizmu.
Pilch pochyla się również nad drobiazgiem przeszłości – opisuje przedziwną historię stolika szachowego, niebezpieczne zakochanie nauczyciela w uczennicy, dowiadujemy się również, że najlepiej miłość spotkać na stadionie. Opowieści, właściwie strzępy fabularnych zdarzeń, nie istnieją w oderwaniu od gęstego tła, ale wychodzą z niego, wybrzuszają się, by zaraz zapaść w nie na powrót.
Dobra książka to taka – powiedział kiedyś Pilch – że wierzysz jej i ją rozumiesz. W wypadku „Mojego pierwszego samobójstwa” wiarę i zrozumienie autor próbuje osiągnąć, unikając zdystansowania się od tekstu. Mowa nie tylko o plastycznej, płynącej leniwie polszczyźnie, naładowaniu akapitów emocjami czy nawet upartym sugerowaniu, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Kolejne historie mają klimat intymnej opowieści, a może pijackiego zwierzenia. To z kolei rodzi wątpliwości. Mogłem zostać oszukany. Pilch ze swoim magicznym, gawędziarskim stylem i darem snucia historii umie wcisnąć dowolną bzdurę. Być może „Moje pierwsze samobójstwo” jest jednak oszustwem przerobionym na zażyłość z czytelnikiem. Może to tylko wielkie udawanie, zakrycie paroma kartkami wilczego dołu pustki i wypalenia. Trzeba być dobrej myśli. Książka na to pozwala.
Jednak na razie w notkach opisujących książkę przewijają się określenia, że „Moje pierwsze samobójstwo” to „zbiór krótkich esejów” czy coś podobnego. Takie sformułowanie sugeruje półprodukt, drobiazg powyciągany z szuflady wyłącznie dla zarobku. Nic podobnego – ten zbiorek jest przemyślany i nie ma w nim nic przypadkowego.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze