Zagraniczny mąż
EWELINA KITLIŃSKA • dawno temuKiedyś mąż z innego kraju, zwłaszcza zachodniego, był szansą na lepsze życie, wyrwanie się z szarego świata. Dziś, kiedy granice innych państw są dla nas, Polek, otwarte i pracować możemy legalnie na coraz większym obszarze świata, małżonek cudzoziemiec nie jest już synonimem lepszego standardu życia. Jest po prostu mężem. Tyle że nieco innym niż Polak.
Łatwość przemieszczania się, możliwość znalezienia pracy za granicą, umiejętność posługiwania się językami obcymi – wszystko to sprzyja migracjom ludności, a tym samym mieszaniu się kultur i narodowości. W takich warunkach małżeństwa osób z dwóch różnych krajów są coraz powszechniejsze. Po czasach gdy do Polski zaczęli przyjeżdżać cudzoziemcy na kontrakty, przyszedł moment, gdy to my wyjeżdżamy z kraju i osiedlamy się na obczyźnie. Poznajemy lokalne zwyczaje i tradycje, zawieramy nowe znajomości i przyjaźnie. A po jakimś czasie znajdujemy tego jedynego i okazuje się nim obcokrajowiec. Kiedyś, gdy granice Polski były zamknięte, zagraniczny mąż zwiększał szanse na bardziej dostatnie i wygodniejsze życie. Obecnie nie ma to już tak wielkiego znaczenia. Ważne jest to, co łączy dwoje ludzi. Ale na pewno mąż obcokrajowiec jest inny niż mąż Polak. W pewnych aspektach małżeństwo z obcokrajowcem jest trudniejsze, w innych łatwiejsze.
Brak wspólnego mianownika
Na początku znajomości zawsze wychodzą różnice tradycji i kultur, gdy ścierają się ze sobą dwa światy, w jakich osoby tworzące związek dorastały. Brak wspólnych doświadczeń z dzieciństwa czy dorastania, jak „Pszczółka Maja”, kolonie nad morzem, lista przebojów prowadzona przez Marka Niedźwieckiego czy pamięć o tym, że w dzień rozpoczęcia stanu wojennego nie było „Teleranka”, czasem potrafi doskwierać.
Monika, która 5 lat temu wyszła za Anglika i mieszka z nim w Polsce, wspomina, że na początku znajomości Tom nie rozumiał wielu sytuacji w Polsce:
— Poznaliśmy się siedem lat temu w Warszawie, on dopiero co przyjechał, zdecydował się pracować tu jako native speaker w jednej ze szkół językowych. Polska go fascynowała. Znał pobieżnie naszą historię, wiedział coś bardzo ogólnie o stanie wojennym, ale nie miał pojęcia, jak to wyglądało wówczas, kiedy my w kraju byliśmy uczestnikami tamtych wydarzeń. Dlatego nie mógł pojąć spraw, które działy się w polityce. Sprawy lustracyjne to zawsze była według niego czcza dyskusja. Dziwne było dla niego, że Polacy byli zauroczeni hipermarketami, a przecież część z nas pamięta czasy, gdy w sklepie można było zastać jedynie tłum ludzi w kolejkach, listy społeczne, puste półki. On nigdy tego nie doświadczył, więc tego nie zna. Staram się mu przybliżać te aspekty naszej historii, które do dziś mają wpływ na postawy Polaków.
Justyna, od 6 lat żona Dietera, Niemca, pamięta, jaki szok przeżyli jej rodzice, gdy przyprowadziła do domu swojego wybranka. Wspomina:
— Nie o takim zięciu marzył mój tata. Był początkowo bardzo wrogo nastawiony do Dietera. Mój dziadek, czyli ojciec taty, zginął w powstaniu warszawskim, kiedy mój tata miał niecały rok, i zostało mu po nim zaledwie kilka fotografii. Dieter wyczuwał, że z powodu narodowości tata był źle nastawiony do naszej znajomości. Musiało minąć trochę czasu, żeby mógł się przekonać, że mój obecny mąż mnie kocha i chce mojego szczęścia. Dzisiaj na spotkaniach rodzinnych lubią ze sobą rozmawiać (Dieter nauczył się polskiego) przy koniaku i partyjce szachów.
Sprawy urzędowe
Do typowych problemów należy to, że ta osoba, która mieszka w swoim kraju, musi za drugą załatwiać wszelkie sprawy urzędowe. Monika do dzisiaj chodzi z Tomem do urzędów, bo mąż, mimo że rozumie język polski, to ma czasem jeszcze problemy z prawidłowym mówieniem. Wypełnia za niego dokumenty, składa PIT-y, załatwia sprawy z administracją mieszkania.
— Czasem mnie to męczy, że muszę się tym wszystkim zajmować, ale na szczęście już coraz lepiej Tom radzi sobie z papierami i urzędami. Mam nadzieję, że za jakiś czas nie będę musiała asystować w jego sprawach – mówi.
Justyna z kolei tłumaczy Dieterowi, że w Polsce nie jest tak jak w Niemczech. Jej męża denerwuje opieszałość urzędów, często gburowatość urzędników, łapówkarstwo. Natomiast nie narzeka na to, że w Polsce wiele osób nie przestrzega przepisów drogowych. Ma dobry samochód i często sam je łamie, głównie przekraczając dozwoloną prędkość.
Inne doświadczenia ma Bożena, która od 13 lat mieszka w USA. Kiedy przyjechała do Stanów, znała język, ale nie idealnie. Opowiada:
— Mark, mój pierwszy mąż, musiał na początku pomagać mi w urzędach, ale nie było aż takich problemów, żeby musiał załatwiać coś za mnie. Sama chodziłam do urzędu imigracyjnego, na pocztę, do banku itd. W Stanach jest wielu imigrantów i ludzie są przyzwyczajeni do tego, że ktoś nie mówi płynnie po angielsku. Oczywiście szybko musiałam się nauczyć płynnie mówić, głównie żeby znaleźć tutaj pracę. Ale nawet teraz, po 13 latach, nadal mam polski akcent.
Dwujęzyczne dzieci
Kwestia znajomości języka jest ważna nie tylko w małżeństwie, ale również przy wychowywaniu dzieci. Dzieci Moniki i Justyny mówią językach obojga rodziców.
— Trochę baliśmy się przy pierwszym synu, że oba języki będą mu się mieszać, że nic nie będzie rozumiał z tego, co do niego mówimy. Ale szybko się okazało, że nasze obawy są bezpodstawne. Maciek, nasz synek, doskonale rozróżniał, który język jest który, choć nie wiem, jak to robił – opowiada Justyna. — Przy drugim synu już nie mieliśmy żadnych oporów, żeby od małego wpajać mu oba języki. Wszędzie słyszał polską mowę, zatem Dieter mówił do niego po niemiecku, a ja mówiłam w obu językach. Co więcej, pojawienie się dzieci przyspieszyło też naukę polskiego przez mojego męża.
Monika i Tom mają syna i córkę. Oprócz tego, że dzieci znają już dwa języki, rodzice planują, że kiedy pociechy skończą 5 czy 6 lat, wyślą je na zajęcia z francuskiego.
— Dzieci, które od małego uczą się dwóch języków, zawsze będą traktować te języki jak swoje ojczyste. A poza tym mają łatwość w nauce innych. Chcemy wykorzystać tę szansę, żeby miały jakieś korzyści z tego, że mają rodziców z dwóch różnych krajów. Nam nie jest za łatwo się dogadać w kwestiach różnic kulturowych – śmieje się Monika – ale może dzieci będą za to mogły dogadywać się z rówieśnikami z zagranicy.
Bożenie sprawia trudność uczenie dzieci polskiego, zwłaszcza że w otoczeniu nikt oprócz niej po polsku nie mówi. Jej trójka dzieci nie zna polskiego.
Kochający mąż
To, co najważniejsze w małżeństwie, czy to z Polakiem, czy obcokrajowcem, to miłość. Wobec niej różnice w kulturze, obyczajach i tradycji schodzą na dalszy plan. Bożena, która rozwiodła się po 10 latach niezbyt udanego pierwszego małżeństwa i ponownie wyszła za mąż za obywatela USA, tym razem szczęśliwie, mówi:
— Jeśli chodzi o małżeństwo z Amerykaninem, to trudno powiedzieć, czy jest ono łatwiejsze, czy trudniejsze niż z Polakiem. Nigdy nie miałam męża Polaka, więc nie mogę tego oceniać w ten sposób. O wiele łatwiej jest mi mówić o różnicy między kochającym mężem i niekochającym. Według mnie w małżeństwie wspomnienia z dzieciństwa nie mają znaczenia, tylko wychowanie i kultura, którą się wynosi z domu. Tak samo jak w Polsce, każda rodzina ma inne tradycje i rodzice mają rożne metody wychowawcze. Stąd się biorą kulturalni mężczyźni albo chamy.
Bo szacunek do innych, tolerancja czy umiejętność okazywania uczuć są najważniejsze. Kiedy mężczyzna ma te cechy, to nie ma znaczenia, czy jest Polakiem, czy obcokrajowcem. Chodzi po prostu o to, żeby był dobrym człowiekiem.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze