Pogadajmy o seksie
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuŻycie we dwoje jest koszmarem i męczarnią, niemniej ludzie ku niemu dążą. Rozluźnienie obyczajowe sprawia, że można związać się ze sobą na tydzień lub kwadrans, tworzyć trójkąty, wielokąty, bawić się w erotyczną geometrię, innymi słowy, model we dwoje nie jest jedynym czy nawet najatrakcyjniejszym rozwiązaniem. Jednak takie związki trwają, są niekiedy nawet szczęśliwe – mimo swej koszmarności – wszystko wskazuje więc na to, że ludzie ukochali cyfrę „dwa” i cześć.
Życie we dwoje jest koszmarem i męczarnią, niemniej ludzie ku niemu dążą. Na pierwszy rzut oka wydaje się to ciut dziwne, bowiem wszelkie zewnętrzne powody ku „byciu razem” znikły. Kobiety nie są już zależne od męskiego wsparcia, facet nie musi już wracać z polowania, przynosząc świeże mięso, albo plik dolarów. Z kolei rozluźnienie obyczajowe sprawia, że można związać się ze sobą na tydzień lub kwadrans, tworzyć trójkąty, wielokąty, bawić się w erotyczną geometrię, innymi słowy, model we dwoje nie jest jedynym czy nawet najatrakcyjniejszym rozwiązaniem. Jednak takie związki trwają, są niekiedy nawet szczęśliwe – mimo swej koszmarności – wszystko wskazuje więc na to, że ludzie ukochali cyfrę „dwa” i cześć.
Problem leży w zaufaniu, które w naszych czasach jest towarem deficytowym i należy nim rozsądnie rozporządzać. Nie mówię nawet o oddaniu totalnym i całkowitym, lecz koniecznej praktyce. Takie zwyczajne, codzienne zaufanie polega przecież na tym, że, na przykład, z niewiadomych przyczyn kobieta wierzy, że jej chłop wyniesie te pieprzone śmieci, nawet jeśli nie zostanie o to poproszony, a udawszy się do knajpy wróci mniej więcej tak jak mówił i to bez damskiego towarzystwa. Nawet zdrada opiera się na zaufaniu, konkretnie, należy w sposób bezwzględnie okrutny określić jego ramy, korytarze labiryntu zawierzenia i poruszać się tak by ich nie zburzyć. Kochankowi zaś należy ufać w sposób bezwzględny. (Na moje oko, taka paskudna persona musi przewyższać stałego partnera w dyskrecji, inteligencji i wyczuciu – paradoksalnie, są to cechy, które często czynią seksualnego partnera nieatrakcyjnym.)
Biorąc pod uwagę, że ilość punktów zaufania jest określona, do tego raczej nikła, nie opłaca się ich rozrzucać na prawo i lewo. Dwójka działa, bo we dwoje łatwiej iść przez życie i uprawiać seks. Miłość w pojedynkę, czyli miłość własna, jest przecież tylko drganiem najprostszych nerwów. Znamienne jest, że w wypadku zamarcia aspektu fizycznego w związku, sam związek nieodmiennie trafia szlag – albo dochodzi do jawnego rozpadu, albo zamrożenia relacji między partnerami. Odsuwają się od siebie, mnożą mury, aż budzą się obcy pod jednym dachem. To droga, z której nie ma już powrotu. Są też przykłady przerażające – znam małżeństwo, co lubi się jak wesz z mydłem, a że jeszcze z sił nie opadli, współżyją ze sobą trzy razy w tygodniu, o określonej godzinie, tyle a tyle minut, co budzi we mnie autentyczne przerażenie.
Więc, żeby między nami, mną i tobą, dziewczyno, grało, musi być seks. I seksualne zaufanie.
Zaufanie stanowi jednak nielichy problem – my, Polacy nie umiemy bowiem rozmawiać o seksie, a już na pewno z osobą, której to zagadnienie dotyczy. Oto wielka tajemnica — prędzej facet opowie kumplowi, co tam gra, a co nie gra u niego w sypialni, kobiecie najwyżej bąknie półsłówko, rzuci aluzję. Jak jest w przypadku drugiej strony, nie mam pojęcia, mogę tylko użyć wyobraźni, ale kobiety gaworząc ze sobą o szczegółach intymnych stanowią dla mnie tajemnicę. O czym wtedy brzęczą słowa dziewczęce? O rozmiarach, grubościach, długościach, zarysie mięśni, rytmie ruchów, pocałunków, czułości? Czy może o śmiałości i zahamowaniach? A może istnieją słowa oddające te rzeczy, które rzekomo dla kobiet są ważne: sposób dotyku, muśnięcia, tchnienia, o których nawet nie umiem napisać – w męskim języku mowa tego świata nie istnieje. W każdym razie to bardzo ciekawe i usłyszawszy taką rozmowę, czułbym się zawstydzony, jak mąż i ojciec przyłapany ze świerszczykiem.
W rozmowach o seksie przeszkadza nam cała tradycja historyczna, obciążona przez erotyczny autyzm, właściwy zarówno Kościołowi, jak i Polsce Ludowej, wyraźnie przerażonej tym, że Polak, miast wylewać surówkę z pieca lub zapylać traktorem, może znajdować radość w czynności intymnej, do tego nie skolektywizowanej. Komunę diabli wzięli, można też przeżyć życie nie oglądając żadnego księdza, ale od języka nie zwiejemy. Mowa polska, taka piękna, cudowna do wyrażania patriotycznych zrywów, wszelkiego narodowego męczeństwa, barwna wulgaryzmem, zdolna – obok rosyjskiego – do najcudniejszych opisów pijaństwa, staje się bezradna w wypadku próby opisu miłosnego aktu, lub rozmawiania o nim. Po prostu brak nam słów, a te co są, mają swoje źródło w medycynie lub pornografii. Dlatego, ponad Mickiewicze i Gombrowicze stawiam język intymny par, wytworzony w zaciszu sypialni, zrozumiały tylko dla dwojga. Te różyczki, muszelki, pręciki, kochasie może i brzmią śmiesznie na zewnątrz (a kto się śmieje, ten cep), są jednak piękne dla tych, którzy ich używają.
A jest o czym rozmawiać – my, faceci wyróżniamy się tym, że generalnie nie rozumiemy za wiele, a z kobiecą wrażliwością, opartą na odczuciu i intuicji, często nam nie po drodze. Oczywistości stają się dla nas tajemnicze, szerokie drogi zmieniają się w groble na bagnach, głupiejemy, wytrzeszczamy oczy – co jest grane? A trzeba gadać, bo człowiek jest jednostką pełną pragnień, lecz też zahamowań, te pierwsze należy odkryć, drugie wyleczyć, albo zgodzić się na nie. Seks ludzi wyciszonych, pełnych obaw, również może być piękny, dając początek nowemu rodzajowi wrażliwości. Bez rozmowy przemieni się w koszmar.
Być może istnieją gdzieś ludzie, którzy czują się tak świetnie, że nie potrzebują takiej rozmowy, w konsekwencji czego już za życia znajdują się w niebie. Ludziom ułomnym zostaje jednak rzeczone gadanie, mające jednak najróżniejsze formy: ludzie, piszcie sobie SMS-y, listy, wewnętrzne blogi, ślijcie gołębie pocztowe, załóżcie własne forum, albo kupta pianino z gitarą, by własne erotyczne potrzeby, obawy i marzenia wywrzeszczeć.
A my, Polacy, mówić się boimy. Za to, gdyby zrobić jakąś manifestację o seksie przylazłoby pół narodu.
Samo rozmawianie o seksie ma jeszcze jeden, dodatkowy seks – a raczej sens. Mianowicie, uczymy się nie tylko prawdy o sobie, o miłości, lecz także rozmawiania właśnie. A w każdym, najbardziej nawet rozbuchanym erotycznie związku, 90% czasu schodzi na gadaninie. Język ma bowiem lepszą wilgotność oraz potencję, niż jakikolwiek inny organ.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze