Tu już byliśmy
LAURA BAKALARSKA • dawno temuZnacie takich ludzi, których wejście do pokoju powoduje, że ten pokój wygląda, jakby przeszło przez niego tornado, a potem PiS szukał tam kwitów na PO? Miałam kiedyś taką kierowniczkę działu. W okamgnieniu wytwarzała wokół siebie naprawdę kosmiczny bałagan.
Kiedy miałam w aparacie fotograficznym parę wolnych klatek (to było jeszcze w erze aparatów z kliszami), uznałam, że głupio i nieoszczędnie tak oddać do wywołania niewypstrykany film, i postanowiłam sfotografować biurko Dorotki, czyli tej mojej kierowniczki. Z taką dokumentacją – myślałam sobie – nikt mi nie podskoczy. Będę miała dowód, że są na świecie więksi bałaganiarze ode mnie.
Zresztą wiele lat temu Sheldrake stworzył teorię, wedle której chaos jest wyższą formą porządku. Teraz potwierdza to fizyka kwantowa. Szanujący się chaos ma swoją strukturę. Każdy szanujący się bałaganiarz chwyta to bez problemu.Tymczasem kiedy weszłam do redakcji, ujrzałam coś przerażającego. Moja osobista kierowniczka z jakąś nadludzką zawziętością pakowała rozmaite kwity, książki i papierki do plastikowych worków na śmieci. Zamarłam, a potem spytałam:
— Co się stało?! Złożyłaś wypowiedzenie?!
A ona na to zwięźle:
— Nie! – i dawaj się dalej pakować.
Po prostu doszła dziewczyna do ściany. To uczucie zna każdy normalny bałaganiarz. Nagle widzi świat, jaki sam sobie wykreował, i dochodzi do wniosku, że „tak nie można, dalej się tak nie da żyć, do czego to podobne”. Ma przecież świadomość, że na przykład odłożone na stercie wycinki w większości nigdy nie zostaną przeczytane, bo działa tu zasada 80/20. Zasada ta mówi, że 80 procent tak zgromadzonych dóbr intelektualnych można sobie wsadzić w buty i popchnąć wyciorem od armaty, ponieważ nigdy nie zostaną one wykorzystane.
Życie w naszym kącie redakcji zamarło. Ja z rozpaczą patrzyłam, jak oddala się na nie wiadomo jak długo świetna okazja zrobienia zdjęć Chaosu.
— W redakcji, w której nie ma archiwum z prawdziwego zdarzenia, każdy dziennikarz obrasta w kwity! – burknęła Dorota, dalej upychając papiery do worków na śmieci. Po czym potwierdziła prawdę słów swoich, wpychając je do szafy.Dorota po prostu zachowała resztki zdrowego instynktu samozachowawczego.
Mieliśmy kiedyś takiego znajomego, którego rodzinie w przeszłości bałagan uratował życie. Nazywał się Jan Puszet de Puget i był członkiem sławnej rodziny krakowskiej francuskiego pochodzenia. On sam był specem od dramaturgii kukiełkowej, a jego ojciec malarzem, intelektualistą galicyjskiego chowu. Rodzina Puszetów słynęła z głębokiej kultury umysłowej i potwornego bałaganu w mieszkaniu. Gigantyczne, wielopokojowe to mieszkanie znajdowało się w kamienicy usytuowanej pod Wawelem i pełne było najprzeróżniejszych spiętrzonych rupieci. Podobno Puszetowie, odkąd się tam sprowadzili, nigdy nie sprzątali. Każdy zostawiał na wierzchu, co tam miał akurat w ręku, i zajmował się swoimi sprawami.
W czasie wojny kamienica, w której mieszkali Puszetowie, została otoczona przez gestapo i mieszkanie po mieszkaniu skrupulatnie przeczesywana. U Puszetów wybuchła straszliwa panika. Bo tak: granaty ręczne sypią się z koszyczka robótek ręcznych babuni, w łazience kąpie się przechowywana Żydówka, a bibuła wala się w każdym kącie.Kiedy jednak wtargnął tam uzbrojony esesman i zobaczył cały ten bałagan, krzyknął do oficera wchodzącego w drzwi:„Ja, ja, dort is schon gemacht!”.
Albowiem wszystko to wyglądało tak, jakby rewizja właśnie przed chwilą wywróciła całe mieszanie do góry nogami. Tak to Puszetom życie ocalił bałagan.
To może jednak nie robić tych wiosennych porządków?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze