"Opowieści z Narnii: Książę Kaspian ", Andrew Adamson
DOROTA SMELA • dawno temuObok sympatycznej magiczności, która sprowadza się głównie do gadających zwierzaków, znalazły się całe tony niepotrzebnie krwawej i brutalnej epiki wojennej. Bajka w toku akcji przybiera kształt mrocznej apokaliptycznej wizji. Pełno tu scen batalistycznych. Przemoc ta nie generuje absolutnie żadnych emocji. Ani napięcia, ani grozy. Winne tego stanu rzeczy są mdłe kreacje aktorskie.
Namnożyło się tych opowieści magicznych! W obliczu rychłego końca filmowej serii o Harrym Potterze i niewątpliwej koniunktury na klimaty fantasy w toku jest kilka innych wieloczęściowych sag tego rodzaju. Jedną z nich są Opowieści z Narnii.
Po dobrych złego początkach przyszłość serii rysuje się dość niestrawnie. Nie dość, że produkcja nosi wszelkie znamiona nakręconej na tzw. automatycznym pilocie, to i jakość pierwowzoru literackiego stopniowo obniża loty z książki na książkę. Choć siedmiotomowe dzieło pióra C.S. Lewisa ma fanatycznych wyznawców, to jednak głównie za sprawą Lwa, czarownicy i starej szafy - książki bez dwóch zdań najciekawszej z całej serii. Ta wieloznaczna, pełna świeżej metaforyki i wyposażona w podwójne dno baśń na pewno działa na wyobraźnię, i to nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Zresztą ekranizowana była już, łącznie z wersją z 2006 roku, czterokrotnie. Do Księcia Kaspiana natomiast filmowcy się nigdy nie rwali. W latach 80. tylko BBC nakręciło serial na podstawie tej oraz kolejnej części cyklu.
Może dlatego, że fabuła nie jest tu ani tak oryginalna, ani porywająca i w tych lepszych momentach przypomina setki innych utworów swego pokroju, a w tych gorszych zwyczajnie mierzi. Obok sympatycznej (acz dość wtórnej) magiczności, która sprowadza się głównie do gadających zwierzaków, znalazły się całe tony niepotrzebnie krwawej i brutalnej epiki wojennej.
Ale po kolei: Piotr, Zuzanna, Edmund i Łucja niespodziewanie przenoszą się znów do Narnii. Nie rozpoznają jednak z początku dobrze znanej sobie krainy, w której niegdyś byli królami i królowymi. Kar-Paravel obrócił się w zmurszałe ruiny, wokół których rozciągają się pustkowia. Kręcący się w pobliżu karzeł wyjaśnia im, że od czasów ich panowania upłynęło 1000 lat i że Narnia jest obecnie we władaniu ludzkiego plemienia Telmarów. Okrutnicy ci, na czele których stoi uzurpator Miraz, odmówili prawa do życia wszystkim magicznym zwierzakom, spychając je do dziczy, gdzie zapomniały języka w gębie. W swym pędzie ku władzy Miraz zaczął knuć nawet przeciwko własnemu młodemu bratankowi Kaspianowi, który szczęśliwie zdołał jednak uciec, ostrzeżony przez swego nauczyciela. Nauczyciel zdążył mu także przekazać cenną wiedzę na temat Narnii oraz róg, który według legendy ma moc przywoływania dawnych władców.
Tak zaczyna się ta bajka, która w toku akcji przybiera kształt mrocznej apokaliptycznej wizji. Jeśli to ma być film dla dzieci, to twórcy kręcąc go musieli chyba myśleć o wnukach Donalda Rumsfelda — stwierdził któryś z amerykańskich krytyków. I trudno o lepsze podsumowanie tego obrazu. Scen batalistycznych jest tu bowiem tyle, co w Dwóch wieżach. Nie oszczędza się młodego widza, każąc mu patrzeć, jak strzały przebijają jego ulubieńców, a głowy pokonanych toczą się po bruku. Najgorsze jest jednak to, że przemoc ta nie generuje absolutnie żadnych emocji. Ani napięcia, ani grozy. Tyle że jest nieprzyjemna po prostu. Winne tego stanu rzeczy są mdłe kreacje aktorskie — młodzież zdaje się tak zblazowana w obliczu swych niezwykłych przygód, że i widzowi się udziela. Najgorszy jest Ben Barnes (już nie taka młodzież zresztą), który ze względu na regularne rysy i niemrawą ekspresję budzi oczywiste skojarzenia z Keanu Reevesem, zwanym przecież "pięknym drewnem".
Nie powalają także efekty specjalne. W finale, kiedy oczekujemy istnej eksplozji wizualnej, dostajemy kilka zgrzebnych animacji komputerowych. Książę Kaspian nie ma tzw. poweru i tym bardziej nie należy się go spodziewać po zapowiadanym na 2010 rok kolejnym odcinku cyklu.Z całą pewnością lepszą inwestycją będzie więc zabranie latorośli na zachwalanego w serwisie Indianę Jonesa.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze