"Trzy połówki jabłka", Antonina Kozłowska
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuZabrakło w książce błyskotliwej ironii i inteligentnego dowcipu, takiego chociażby jak w powieści Amandy Filipacchi „Miłość jest straszna” lub w „Seksie w wielkim mieście”. „Trzy połówki jabłka” to książka z zupełnie innej półki, przypominająca raczej „Magdę M.” - polski nieudany odpowiednik „Ally McBeal” - niż mądrą opowieść o kobietach poszukujących recepty na szczęście. Powstała bowiem prosta, miejscami beznamiętna historia o zdradzie i nudzie, która szczególnie upodobała sobie małżeństwo.
„Nigdy niczego nie żałować” – podobno takimi słowami kierują się ludzie, którzy stawiają sobie ambitne cele i konsekwentnie dążą do ich realizacji. Znawcy ludzkiej psychiki twierdzą, że każdy z nas jest geniuszem, a jeśli w naszym życiu pojawiają się porażki, to dlatego, że nie w pełni sobie zaufaliśmy. Takim zaufaniem nie darzą siebie bohaterki powieści Antoniny Kozłowskiej. Zawieszone między przeszłością a teraźniejszością, żyją konsekwencjami dawno podjętych decyzji. Debiutancka powieść Kozłowskiej, znanej przede wszystkim jako autorka blogu http://mamadwojgaludzikow.blox.pl/html, to książka, którą z czystym sumieniem można polecić na długą podróż pociągiem, ale nie można wymagać, by ktoś chciał po raz drugi ją przeczytać.
Teresa i Paulina to dwie młode kobiety mieszkające w Warszawie. Pracują w dużych, dobrze prosperujących firmach, rozwijają się, robią karierę. Teresa żyje z mężem, ma dwójkę dzieci, grono zaufanych koleżanek, czas na rozrywkę i wypoczynek. Paulina zaszła właśnie w ciążę. Jej uwagę zaprzątają pierwsze wizyty u lekarza, załatwianie formalności związanych z urlopem, zdrowie dziecka. Łączy je jedna osoba — Marcin. To za niego wyszła za mąż Paulina i to w nim, jeszcze podczas studiów, zakochała się Teresa. Kiedy na imprezie Teresa spotyka po latach swoją pierwszą miłość, uczucie zaczyna rozkwitać na nowo. Nieśmiałe SMS-y, rozmowy o rodzinie i dzieciach, a później wspólnie spędzone godziny w hotelu. A z drugiej strony niepokój Pauliny: dlaczego Marcina tak długo nie ma w domu, dlaczego nie cieszy się, że będzie miał dziecko, może już jej nie kocha?
Oto sytuacja, która powtarza się w życiu nazbyt często. Ale to nie czyni z niej od razu dobrego tematu na literaturę. Schemat trzeba jeszcze wypełnić interesującą treścią, a w „Trzech połówkach jabłka” tak się niestety nie dzieje. Początek książki jest wręcz nieznośny. Teresa zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie wyszła za Krzysztofa. Potem wyrusza na imprezę, poznaje ciekawego mężczyznę, idzie z nim do łóżka, zastanawia się, co ją do tego nakłoniło, i wraca do domu. Potem wszystko powtarza się z regularną częstotliwością.
Lekturę utrudnia poza tym specyficzna konstrukcja książki: rozdziały poświęcone przeszłości przeplatają się z aktualnymi wydarzeniami. To wprowadza nużącą jednostajność i przewidywalność, intelektualnie usypia, a nie pobudza do myślenia. Co prawda taki zabieg dałoby się jakoś usprawiedliwić. Może to mdła jednostajność życia w wielkim mieście nie pozwala człowiekowi rozwinąć skrzydeł, zakochać się, założyć szczęśliwej rodziny, znaleźć szczęścia i spełnienia w drobnych rozrywkach dnia codziennego? Może tu tkwi potrzeba ciągłego powrotu do przeszłości, kiedy każda miłość miała w sobie sens i nie sprowadzała się tylko do seksu?
Zabrakło w książce błyskotliwej ironii i inteligentnego dowcipu, takiego chociażby jak w powieści Amandy Filipacchi „Miłość jest straszna” lub w „Seksie w wielkim mieście”. „Trzy połówki jabłka” to książka z zupełnie innej półki, przypominająca raczej „Magdę M.” - polski nieudany odpowiednik „Ally McBeal” - niż mądrą opowieść o kobietach poszukujących recepty na szczęście. Powstała bowiem prosta, miejscami beznamiętna historia o zdradzie i nudzie, która szczególnie upodobała sobie małżeństwo: „Kiedy po kolacji siadają obok siebie na kanapie, on po raz kolejny włącza »Zmienników«, serial, który kupił niedawno na płytach, i ogląda do znudzenia, a ona czyta »Politykę«. Teresa zastanawia się, jak to możliwe, że niczego się nie domyślił. Poprzedniego dnia była pewna, że ma wypisane na twarzy to, co zrobiła, ale nie padło ani jedno słowo na ten temat. Położyli dzieci i poszli każde do swoich spraw, on do laptopa, ona do komputera”.
Czym są tytułowe trzy połówki jabłka? To symbol ciągłych poszukiwań Teresy, która, mimo że znalazła swoją „połówkę”, wciąż poszukuje kogoś, kto ofiaruje jej (nową, świeżą, bardziej ekscytującą?) miłość. Na ten temat powstało już „kilka” powieści, filmów i wierszy. Czy Antonina Kozłowska zaproponowała coś nowego? Chyba nie. A może komuś posmakują trzy połówki jabłka?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze