"Układ idealny", reż. Erica Lartigau
DOROTA SMELA • dawno temuPierwsza z serii komedii romantycznych na walentynki. Bohaterem Układu jest czterdziestolatek, który jednak nie ma wiele wspólnego z naszym Karwowskim. Luis pracuje jako tzw. "nos" czyli kompozytor zapachów w renomowanej firmie perfumeryjnej, zarabia krocie, nosi się modnie, uprawia sport, mieszka w centrum Paryża i w każdą niedzielę je obiad z matką i pięcioma siostrami. Te zaś doszły właśnie do wniosku, że ich pupil powinien wreszcie się ożenić; choćby po to, by inna kobieta prała mu gatki i prasowała koszule.
Pierwsza z serii komedii romantycznych na walentynki. Bohaterem Układu jest czterdziestolatek, który jednak nie ma wiele wspólnego z naszym Karwowskim. Luis pracuje jako tzw. "nos" czyli kompozytor zapachów w renomowanej firmie perfumeryjnej, zarabia krocie, nosi się modnie, uprawia sport, mieszka w centrum Paryża i w każdą niedzielę je obiad z matką i pięcioma siostrami. Te zaś doszły właśnie do wniosku, że ich pupil powinien wreszcie się ożenić; choćby po to, by inna kobieta prała mu gatki i prasowała koszule.
Podstępnie wmanewrowany w cykl randek w ciemno (które jego siostry aranżują przez internet) kawaler obmyśla chytry plan. Postanawia wynająć sobie narzeczoną, która zgodnie z jego scenariuszem ucieknie sprzed ołtarza, tak by on mógł do końca swoich dni udawać śmiertelnie zranionego i mieć święty spokój z rodzinnymi swatami. Przypadkiem nawija się siostra kumpla Emma — kobieta samotna, która również ma inne priorytety niż małżeństwo, nie pogardzi pieniędzmi i idealnie pasuje do roli uciekającej panny młodej.
Autorski projekt Alaina Chabata, odtwórcy głównej roli, to przykład romansowej satyry na społeczeństwo singli. Mieszkańcy dużych europejskich miast obojga płci coraz częściej dochodzą do wniosku, że wiązanie się z kimś na dobre i złe jest tradycją archaiczną i wolą uprawiać seryjną monogamię, pozostawać w związkach otwartych lub w skrajnych przypadkach żyć w pojedynkę z własnym kotem. Tacy też są bohaterowie tej komedii – Luis, mężczyzna zblazowany, wygodnicki hedonista, który przez całe życie poluje na łatwe okazje i Emma — zrażona niedojrzałością emocjonalną swoich równolatków kobieta niezależna, której instytucja małżeństwa kojarzy się jedynie z oporządzaniem małżonka o dwóch lewych rękach. Przy takim ustawieniu można się spodziewać morału: samotnicy mają w toku rozwoju fabuły uświadomić sobie bezsens życia bez pary, otworzyć się na miłość i dojrzeć do męskich decyzji.
To właśnie podstawowa wada filmu Lartigau i Chabata — przewidywalność. Układ został rozpisany według schematu zdjętego z Pretty Woman i jest typowym przedstawicielem gatunku. Na domiar złego wiele z komediowych sytuacji trąci sztucznością (patrz młodość Luisa), a inne są przeszarżowane (scena seansu SM). Sam Chabat nie jest szczególnie charyzmatyczny (niech mi wybaczą jego fanki) i jedynie Charlotte Gainsbourg odgrywa swoją rolę bez popadania w groteskę. Zresztą aktorkę tę oglądamy w ostatnim roku na dużym ekranie tak często, że zaczynamy się z nią zżywać niczym z bohaterami polskich seriali. Gainsbourg dowodzi swego talentu komediowego — szczególnie po transformacji z cnotki w wulgarną dziwaczkę. Mocną stroną są też dialogi — naturalne i obywające się bez złotych myśli. Jednak problemem Układu jest brak jakiegokolwiek iskrzenia między bohaterami. Luis i Emma, Gainsbourg i Chabat, są tak różni, że zwyczajnie do siebie nie pasują. Ten duet nie gra i choć można się z niego śmiać, w sekwencjach romansowych nic po prostu nie działa.
Układ ogląda się przyjemnie, ale jest to film z gatunku tych, które błyskawicznie wylatują z głowy. Dlatego gdyby nie zbliżające się święto zakochanych, utonąłby pewnie w morzu innych tytułów i nic by mu nie pomogła fama hitu frekwencyjnego z Francji.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze