"Cały czas", Janusz Anderman
MAGDA GŁAZ • dawno temuJanusz Anderman w książce rozprawia się z mitem heroicznych postaw polskiej inteligencji w czasach komunizmu, zwłaszcza z etosem literata piszącego tylko w podziemnych oficynach i krytykującego ówczesną władzę. Dowodzi, że łajdactwo szerzyło się także w kręgach inteligenckiej opozycji, bowiem Peerel stworzył cieplarniane warunki dla miernot i hochsztaplerów.
Czytając najnowszą powieść Janusza Andermana „Cały czas”, niemal od pierwszej chwili czułam antypatię do ukrytego pod inicjałami A.Z. bohatera. Bo jak można polubić kogoś, kto jawi się jako oszust, łajdak, cwaniak i konformista, którego specjalizacją jest wykorzystywanie sytuacji i ludzi dla jednego celu – ugruntowania swojej pozycji jako uznanego pisarza. Nie jest to co prawda żaden zbrodniarz, tylko łajdak, jakich w życiu wiele. Pochwała należy się pisarzowi, że udało mu się wykreować postać, która budzi tyle złych emocji i wydaje się tak prawdziwa.
Jako student polonistyki A.Z. debiutuje kilkoma wierszami na łamach opiniotwórczego miesięcznika i szybko zyskuje status bywalca kawiarni prestiżowego Związku Literatów Polskich. Później związuje się z opozycją i publikuje w podziemiu powieść, którą podczas pobytu w zakładzie dla chorych psychicznie kradnie koledze z sąsiedniego łóżka. Na jego szczęście autor umiera, więc A.Z. może spokojnie się pod nią podpisać. Spada na niego grad pochwał, na emigracji przyznaje się mu wiele nagród, jest promowany przez Rozgłośnię Polską RWE. Ale nastaje rok 1989 i A.Z. jakoś nie może się w nowych czasach odnaleźć. W nowej rzeczywistości nikt nie chwali go za rzekome zasługi z czasów komuny, nie pamięta powieści, nikt go nie hołubi. Zaskoczony wolnością, która jakoś nie sprzyja literatom, znajduje jednak lukę dla siebie.
Janusz Anderman rozprawia się z mitem heroicznych postaw polskiej inteligencji w czasach komunizmu, zwłaszcza z etosem literata piszącego tylko w podziemnych oficynach i krytykującego ówczesną władzę. Dowodzi, że łajdactwo szerzyło się także w kręgach inteligenckiej opozycji, bowiem Peerel stworzył cieplarniane warunki dla miernot i hochsztaplerów. Za czasów towarzysza Gierka wystarczyło napisać kilka peanów na cześć władzy, potem, gdy komunizm upadł, wystarczyło zapisać się do jakiejkolwiek partii czy też podczepić pod wpływowe elity, by utrzymać się na fali. Choć pisarz oszust A.Z. jest postacią fikcyjną, wręcz groteskową ze swoim cwaniactwem, można się łatwo domyślić, że Anderman nie wymyślił go od A do Z (wbrew inicjałom), lecz pełnymi garściami czerpał z obserwacji „natury”. Podobnie rzecz się miała z Nikodemem Dyzmą — ten typ nie spadł z księżyca.
Powieść „Cały czas” czyta się z przyjemnością, ponieważ jest ostra, prawdziwa i zgryźliwa. Janusz Anderman jest przy tym o tyle wiarygodny w roli demaskatora środowiska literatów polskich, że sam ma doskonały warsztat pisarski. A nikt tak nie zrozumie pisarza, chociażby pseudopisarza, jak drugi pisarz.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze