"Gomorra", Matteo Garrone
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuObsypany nagrodami (Grand Prix Cannes 2008 i Najlepszy europejski film roku według Europejskiej Akademii Filmowej), a także otoczony aurą skandalu: zarówno autor książki-scenariusza (Roberto Saviano), jak i reżyser filmu (Matteo Garrone) są na mafijnej liście śmierci, wydano na nich wyroki i znajdują się pod ścisłą policyjną ochroną. To film wstrząsający. Obraz obowiązkowy dla każdego szanującego się kinomana.
Gomorra trafia na nasze ekrany opromieniona międzynarodową sławą. Obsypana nagrodami (m.in. Grand Prix Cannes 2008 i Najlepszy europejski film roku według Europejskiej Akademii Filmowej), a także otoczona aurą skandalu: zarówno autor książki będącej podstawą scenariusza (Roberto Saviano), jak i reżyser samego filmu (Matteo Garrone) są na mafijnej liście śmierci — na obu wydano wyroki, obaj znajdują się pod ścisłą policyjną ochroną. Tak szeroko nakreślony kontekst potrafi szkodzić filmowi. Wytwarza oczekiwania, którym sam obraz wielokrotnie nie jest w stanie sprostać. Ale nie tym razem. Gomorra to film wstrząsający. I tym samym obraz obowiązkowy dla każdego szanującego się kinomana.
Matteo Garrone postawił na brutalny realizm i konsekwentnie przeprowadzoną dekonstrukcję mitów. Bo przecież to właśnie kino stworzyło całą, jakże atrakcyjną otoczkę, przez pryzmat której postrzegamy mafię. W Gomorrze czuć rozpaczliwe wołanie twórców, którzy mówią widzom: nie wierzcie w eleganckich, dystyngowanych, kierujących się kodeksem honorowym przestępców, jakich stworzył na wasz użytek Coppola (Ojciec Chrzestny). Nie wierzcie w atrakcyjnych, junackich królów życia z filmów Scorsese (Chłopaki z ferajny, Kasyno) i De Palmy (Człowiek z blizną). Bo prawdziwa mafia to dyktatura prymitywnych osiłków, tzw. drechów, wielbicieli solarium i italo disco. Brutalnych, bezmyślnych i jednocześnie — w realiach Neapolu — wszechwładnych.
I taki właśnie świat obserwujemy w Gomorrze. Członkowie Camorry nie różnią się tutaj niczym specjalnym od dobrze znanych nam z relacji prasowych bandytów z Wołomina czy Pruszkowa. Tzn. różnią się: operują nieporównywalnie większymi sumami i — przede wszystkim — działają w realiach całkowicie podporządkowanego im społeczeństwa. I to właśnie decyduje o absolutnej wyjątkowości Gomorry. To nie jest kolejny film o gangsterach. Kamera koncentruje się tutaj przede wszystkim na życiu zwykłych ludzi: sklepikarzy, śmieciarzy, krawców, taksówkarzy, gospodyń domowych itd. Wszyscy oni dorastali w świecie, w którym policja i wymiar sprawiedliwości to co najwyżej druga instancja. Pierwszą stanowi Camorra. I powiązany jest z nią dosłownie każdy. Mafia decyduje o najdrobniejszych szczegółach codziennego życia: sklepikarz ma prawo korzystać tylko z wyznaczonych przez Camorrę dostawców, krawiec szyć tylko dla narzuconych odbiorców itd. Dlatego zasadne okazuje się tak mocne, że aż ryzykowne zestawienie słów Camorra i Gomora. Bo Neapol w filmie Garrone rzeczywiście jawi się jako współczesna Sodoma i Gomora, świat tak głęboko zdeprawowany, że nie ma tutaj szans na jakąkolwiek poprawę. Mafię chroni prawo zwyczajowe. A inwestowany w legalnych przedsiębiorstwach zysk czyni z niej jedną z większych europejskich potęg ekonomicznych.
Matteo Garrone odważnie, ale bezbłędnie wybrał zastosowane w Gomorrze środki wyrazu. Garrone to we Włoszech znany i wielokrotnie nagradzany reżyser młodego pokolenia. Tym razem powrócił do korzeni. By nie odbierać siły opowiadanej przez siebie historii, odrzucił (przynajmniej pozornie) całe filmowe know-how. Postawił na reporterskie, nierzadko nieostre czy niedoświetlone zdjęcia (jak sam mówi - Filmowałem najprościej, jak to było możliwe, tak jakbym był przechodniem, który znalazł się tam przez przypadek). Twórcy poszli tym tropem także jeśli chodzi o techniki narracyjne. Kino od zawsze było sztuką manipulacji, magią, która fikcję zamienia w prawdę. Doświadczony reżyser zna miliony sposobów, by widz pokochał jednych bohaterów, znienawidził innych itd. Gomorra to film oparty na faktach. Świadomy tego Garrone odrzucił wszystkie tricki, które zwykle mają przykuć naszą uwagę. W Gomorrze nikt nie próbuje widza przekabacić ani nawet zainteresować, właściwie brak tu pierwszoplanowych postaci. Twórcy zastosowali z gruntu mało filmową koncepcję pokazania bohatera zbiorowego (czyli mieszkańców Neapolu). I co najważniejsze — reporterska percepcja, która definiuje całą Gomorrę, przeprowadzona została w spójny sposób. Nie ma tutaj jakiejkolwiek oceny, tezy, moralizowania, epatowania czy odautorskiego komentarza. Siła pokazanych przez Saviano i Garrone faktów jest tak wielka, że nie wymaga jakichkolwiek dalszych zabiegów.
Gomorra to nie jest film lekki, łatwy i przyjemny. Nie poprawi nastroju, nie zapewni przyjemnego popołudnia. Ale jest to obraz niezwykle ważny i o dziwo uniwersalny. Oderwany od włoskich realiów staje się niewygodnym pytaniem o ciemne strony ludzkiej psychiki. Tak jak psycholodzy od dziesięcioleci dociekają, czemu np. garstka strażników terroryzowała tłumy w obozach koncentracyjnych, tak i spółka Garrone-Saviano bada naturę ludzkiego strachu, bierności i destruktywnego wpływu tzw. prawa zwyczajowego. I dlatego pod żadnym pozorem nie wolno przegapić tego filmu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze