"Zmierzch", Catherine Hardwicke
DOROTA SMELA • dawno temuEkranizacja bestsellera fantasy, którego sukces i skalę porównuje się z fenomenem sagi o Harrym Potterze. Typowo gotyckie wampiry, wilkołaki zostały tu odarte z demonicznej otoczki i wrzucone w zupełnie inny kontekst. Nowe dekoracje i pejzaże sprawdziły się w stu procentach. Deszczowe Forks wydaje się miejscem wymarzonym dla ludzkich bestii, a rock - muzyką, która wydobywa z tej scenerii niezwykle romantyczną wibrację.
Ekranizacja bestsellera fantasy, którego sukces i skalę porównuje się z fenomenem sagi o Harrym Potterze.
Po rozwodzie rodziców Bella postanawia zamieszkać z ojcem w pochmurnej mieścinie w okolicach Waszyngtonu. Deszczowa aura Forks wydaje się zresztą idealnie odpowiadać stanowi ducha tej tłumiącej uczucia outsiderski, której rozpad rodziny i burza hormonów nie pozwalają spokojnie spać. W nowej szkole dziewczyna poznaje Edwarda, który, podobnie jak ona, robi wrażenie odludka i który wydaje się bardziej dojrzały i tajemniczy od pozostałych siedemnastolatków. Pewnego dnia na licealnym parkingu pijany kolega omal nie taranuje Belli swoim samochodem.
Cudowna interwencja Edwarda ratuje dziewczynie życie i uświadamia jej, że młodzieniec w dziwny sposób nad nią czuwa. Po dłuższym namyśle i kilku chwilach z wyszukiwarką Google Bella odkrywa, że pełnemu zwierzęcego magnetyzmu chłopakowi może chodzić o jej krew. Wszystko bowiem wskazuje na to, że Edward jest wampirem. Wbrew zdrowemu rozsądkowi nastolatka postanawia zaufać istocie, która twierdzi, że czekała na nią 90 lat. Rodzi się romans, który zauważa cała szkoła.
Typowo gotyckie postacie — wampiry, wilkołaki i cały sztafaż im towarzyszący — zostały w tym filmie odarte ze swej demonicznej otoczki i wrzucone w prozaiczny, małomiasteczkowy kontekst. Zamiast powiewającej, czarnej peleryny mamy filcowe płaszcze i bluzy od dresu, zamiast trumien — nowoczesną willę. Nie widać kłów, a słońce nie pali skóry wampira, tylko dekoruje ją magicznymi refleksami. Te zabiegi okazały się jednak dla toposu zakochanego wampira istnym serum odmładzającym. Nowe dekoracje i pejzaże sprawdziły się w stu procentach. Deszczowe Forks wydaje się miejscem wymarzonym dla ludzkich bestii, a rock i balladowe postcountry — muzyką, która wydobywa z tej scenerii niezwykle romantyczną wibrację.
Trzeba też przyznać, że całe to wampiryczne Beverly Hills bardzo zgrabnie wygrywa ulubione przez popkulturę motywy nienasycenia, zakazanej miłości i poszukiwania bratniej duszy. Twórcy sprytnie unikają tematu seksu i przemycają w filmie propagandę antykoncepcji, uciekając się do odwiecznej zasady romansu, która mówi, że najsilniejsze jest uczucie nieskonsumowane. Rosnące między bohaterami, niemożliwe do rozładowania napięcie seksualne okazuje się paliwem napędowym dla filmowej akcji. Między bladą Kristen Steward, która jest jak młodsza wersja Mary Louise Parker, i diabolicznie przystojnym Robertem Pattinsonem jest dziwny, trochę niezdrowy rodzaj chemii. Czuć, że miłość w ich wydaniu oznacza prawdziwie romantyczne udręki. Widz współczuje im niczym postaciom z gotyckiego romansu.
Zmierzch jest ekranizacją pierwszej części trylogii, co wyraźnie sugerują nam twórcy w końcówce filmu. Inną słabością wydają się niekonsekwencje w uaktualnieniu wizerunku wampira — pod pewnymi względami ludzki i zwyczajny, posiada jednocześnie szereg absurdalnych umiejętności, które przekreślają wrażenie realizmu i psują starannie budowany na niedopowiedzeniach suspens. Jestem w stanie zaakceptować latające sztylety, ale nie latające nastolatki. Można by się też czepiać patetycznej, pozbawionej poczucia humoru (z wyjątkiem scen z ojcem Belli) tonacji, ale to przecież w końcu romans, zresztą całkiem charakterny i działający na wyobraźnię. Szczególnie dojrzewających płciowo licealistek, którymi w środku czuje się zapewne wiele kobiet.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze