Miasto zakochanych, romantyków, poetów i malarzy – oto Paryż z naszych marzeń. Ile w nich prawdy, a ile rzeczywistości – o tym możemy się przekonać mieszkając w stolicy Francji przez kilka lat, bo dwutygodniowa wycieczka z przewodnikiem to zdecydowanie za krótko. Oto wnioski, jakie płyną z zabawnej, ale i pełnej zjadliwej ironii, powieści Amelie Sobczak–Sabre.
Jeśli myślimy o miłości w Paryżu, to zapomnijmy o romantyzmie. Tu liczy się wyłącznie „bzykanko”. Mamy więc w książce rozdział o seksie oralnym i o tym, że wielkość nie ma znaczenia. Pojawia się „refleksja” o erotycznych trójkątach i punkcie G. A wszystko to w atmosferze pikantnych opowieści o Francuzach, specjalizujących się w zmysłowej miłości i croissantach maczanych w kawie: Francuz musi zamoczyć. Jak nie zamoczy, to się nie naje. Taki los. […] Moim skromnym zdaniem maczanie croissanta w kawie jest obrzydliwe. Chrupki rogalik staje się miękką bulbą. Na szczęście bohaterka niezbyt długo pastwi się nad francuskimi obyczajami kulinarnymi, zgrabnie przechodząc do fragmentu książki profesora Ludwika Stommy – wybitnego etnologa i antropologa kultury, profesora Sorbony.
To ciekawe doświadczenie lekturowe: spojrzeć na Paryż oczami kogoś, kto nie zachwyca się jego urokiem, bo musi połączyć ze sobą przysłowiowy koniec z końcem. Jak zareagować, kiedy szef, aby zachęcić klientów do wypicia kawy, każde ci rozpiąć kolejny guziczek w bluzce? Albo koleżanka prosi, żeby śledzić jej chłopaka, nałogowo podrywającego kobiety (pech chce, że lowelas kilka miesięcy temu był partnerem naszej bohaterki)? Paryżanka udziela nam interesujących odpowiedzi.
Razi miejscami epatowanie kontrowersyjnym słownictwem, które świadczyć ma o wyluzowanym stylu głównej bohaterki (jakby młoda kobieta nie mogła inaczej wyrazić swojej frustracji lub niefrasobliwości). Również wielbiciele Paryża nie będą powieścią zafascynowani, bo niektóre opisy miasta i refleksje o Francuzach są dość stereotypowe. Ale autorce chyba o to chodziło – pokazać nam Paryż tak, jak widzi go osoba, która musi w nim mieszkać, zarabiając na życie. A może to efekt globalizacji i wszystkich zjawisk z nią związanych? Bo skoro żyjemy w shomogenizowanym społeczeństwie, o jednakowych potrzebach, marzeniach i problemach, to nie spodziewajmy się, że gdzieś, w jakimś konkretnym miejscu, spotkamy kogoś lub coś, co całkowicie odmieni nasze życie? A może taki styl myślenia nie ma za grosz sensu? A Paryż odkryje swoją niepowtarzalność wyłącznie przed tym, kto jej poszukuje? Na pewno warto się o tym przekonać.