"Adaptacja", reż. Spike Jonze
TASZQ • dawno temuAdaptacja to jeden z dziwniejszych filmów, jakie w życiu widziałam. Jego dziwność jednak nie zniechęca. Od początku raczej intryguje.
Adaptacja to jeden z dziwniejszych filmów, jakie w życiu widziałam. Jego dziwność jednak nie zniechęca. Od początku raczej intryguje.
Przede wszystkim film ten opowiada historię swej genezy. Początkowo mający być adaptacją powieści, scenariusz przekształca się z upływem czasu w opowieść o zdolnym acz sfrustrowanym scenarzyście o wielkich artystycznych ambicjach, który nijak nie może poradzić sobie z wyjątkowo „niefilmową” materią książki. No bo jak przełożyć na język kina Złodzieja orchidei, w którym aż roi się od introspekcji i którego charakteryzuje nieśpieszny rytm wewnętrznego monologu. Jak tu kręcić film o szczerbatym facecie zakochanym w orchideach, kiedy tak naprawdę rzecz nie traktuje o pełnym miłości ratowaniu pięknych i kruchych cudów natury, lecz o powolnym odkrywaniu w sobie, we własnym wnętrzu namiętności, zupełnie nowego i kuszącego świata. Pasji, która rozkwita nieoczekiwanie w zetknięciu z drugą istotą, pasji, która wymaga ryzyka i poświęceń, lecz która zdolna jest w zamian odmienić nasze życie…
Scenarzysta Charlie Kaufman, w którego rolę wcielił się Nicolas Cage, mozolił się nad adaptacją w pocie czoła przez kilka miesięcy, aż w końcu, zainspirowany postaciami Złodzieja orchidei, nie oglądając się na zobowiązania kontraktowe, napisał (wraz z bratem bliźniakiem) scenariusz o własnej pracy nad tą właśnie adaptacją, scenariusz o własnej niemocy twórczej, lękach, wątpliwościach i frustracji. Rezultatem końcowym tych wielomiesięcznych poszukiwań był scenariusz, który mimo autorskiej, bardzo osobistej, można by nawet powiedzieć autobiograficznej interpretacji, zachwycił autorkę powieści Susan Orlean, zostało w nim bowiem, jak sama mówi, uchwycone dokładnie to, o co w książce chodzi.
Film Spike’a Jonze’a (Być jak John Malkovich, 1999) zasługuje na zainteresowanie z kilku powodów. Przede wszystkim jest zabawny i dowcipny. Choć jego dziwaczny humor jest niepokojący, inny niż ten, do którego przyzwyczaiło nas kino komediowe! Dotyka czegoś bardzo ludzkiego, słabych stron człowieka i jego śmieszności, wstydu, ambicji i poczucia godności. Po drugie, ciekawy jest scenariusz „z życia wzięty”, ukazujący pra-kuchnię realizacji filmu, mniej lub bardziej prawdziwy zapis morderczych zmagań autora z adaptowanym przez siebie tekstem literackim. Po trzecie wreszcie, ze względu na świetną grę aktorów : Nicolasa Cage’a w podwójnej roli bliźniaków-scenarzystów, który całkiem nieźle wyraził przeciwstawne osobowości dwóch braci, Meryl Streep, która z właściwą sobie doskonałością wcieliła się w postać melancholijnej i nieco zagubionej pisarki Susan Orlean oraz Chrisa Coopera, który zagrał Johna Laroche’a, miłośnika rzadkich orchidei, tworząc piękną i niezwykle prawdziwą kreację aktorską.
Adaptacja, nominowana czterokrotnie do Oscara (za grę aktorów i scenariusz), nie jest dziełem na miarę wielkich mistrzów kina. Chwilami zbliża się niebezpiecznie do kiczu, flirtuje z konwencją tandetnego pastiszu-prowokacji. Nic to jednak! Urzekła mnie swym ekscentrycznym czarem. Polecam to niezwykłe i odrobinę surrealistyczne przeżycie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze