Jestem szczęśliwa w związku, a jednak czegoś mi brak
REDAKCJA • dawno temuJestem w związku, w najbliższym czasie planujemy z partnerem ślub. Zaczynam analizować: nasz związek, wady mojego mężczyzny, nasze relacje, porównuję też go do swoich byłych. Może nie powinnam z nim być, a poczekać na kogoś, z kim byłoby mi jeszcze lepiej... Czy wychodząc teraz za mąż czegoś nie tracę? Czy powinnam cieszyć się z tego, co mam (bo inni mają gorzej), czy po prostu rzucić to i poszukać szczęścia gdzie indziej (poczekać na partnera idealnego)?
Jestem w związku, w najbliższym czasie planujemy z partnerem ślub. Gdy ktoś pyta mnie o to, czy jestem szczęśliwa, odpowiadam, że tak – bo większych problemów nie mamy. Tylko wtedy, kiedy się strasznie pokłócimy, mój chłopak mnie zagotuje albo coś się wydarzy, zaczynam analizować: nasz związek, wady mojego mężczyzny (które czasem bardzo mnie irytują), nasze relacje, porównuję też go do swoich byłych. Pomimo tego że zdaję sobie sprawę, że wszyscy mamy wady, a życie we dwoje składa się ze wzlotów i upadków, to jednak czegoś mi brak. Zaczynam wtedy myśleć, że może nie powinnam z nim być, a poczekać na kogoś, z kim byłoby mi jeszcze lepiej. Zastanawiam się, czy wychodząc teraz za mąż czegoś nie tracę. Czy powinnam cieszyć się z tego, co mam (bo inni mają gorzej), czy po prostu rzucić to i poszukać szczęścia gdzie indziej (poczekać na partnera idealnego)?
Karolina z Gdańska
Anna Rekel — psycholog, psychoterapeutka, specjalizuje się w terapii indywidualnej młodzieży, dzieci i dorosłych oraz psychoterapii rodzin i par. Pracuje w Krakowskim Instytucie Psychoterapii, prowadzi też prywatną praktykę. W trakcie szkolenia podyplomowego, przygotowującego do uzyskania certyfikatu psychoterapeuty SNP PTP. Prywatnie żona, mama, fotograf. Wolne chwile spędza ze swą rodziną, uwielbia zabawy z synkiem Iwo. Jej hobby to czytanie i artystyczne wariacje… w kuchni.
Zakochanie to stan nietrzeźwości neurochemicznej, który trwa mniej więcej dwa lata. To czas, gdy „On jest taki cudowny, najwspanialszy na świecie — dla niego naprawiam auto, przesuwam w domu szafy”, albo „Tak ją kocham, że codziennie się myję i zbieram pajęczyny zza meblościanki”. Uniesienia i romantyczne kolacje przesłaniają cały świat, a permanentne drżenie ciała na myśl o ukochanym/ukochanej uniemożliwia naturalny odbiór bodźców ze środowiska. W pewnym uproszczeniu to czas, gdy obie strony chodzą ze słoniną na oczach i nic — poza sobą — nie widzą.
Po pewnym czasie nadchodzi otrzeźwienie, słonina opada i okazuje się, że partner to tylko człowiek, a wspólne bycie to nie leżenie na łące i strącanie nosem gwiazd. To czas, gdy do dotychczasowej chemii i uczuć dołącza rozum. Miłość zaczyna się, gdy z brzucha odfruwają motyle. To wtedy krystalizuje się decyzja, czy zostaję z tym człowiekiem, czy — widząc jego wady, znając hobby (bądź jego brak), przyzwyczajenia — jestem gotowa, by nadal budować związek i inwestować: swoje oddanie, sympatię, czas.
Miłość to wspólne dojrzewanie, rozwijanie się, docieranie. To kłótnie, rozmowy, umiejętność zawalczenia o swoje potrzeby, ale i dostrzeżenie potrzeb tej drugiej strony. Miłość to bycie we dwoje wtedy, kiedy wszystko jest ekscytujące, ale i wówczas, gdy jest to niezwykle trudne.***Zachęcam do rozmawiania na potęgę — początkowo może niezgrabnie, niemądrze, emocjonalnie, ale z nadzieją, że na finiszu rozmowy czeka nagroda — rozwiązanie problemu, nowa jakość. Kłócenie się, dyskutowanie, powoduje, że związek się pogłębia i rozwija. Dzięki temu można lepiej poznać siebie i partnera, a i zobaczyć, ile nawzajem dla siebie znaczycie.
Ważne, by pamiętać, że mężczyźni zazwyczaj inaczej niż kobiety postrzegają rzeczywistość, no i — bez względu na płeć — nie mamy raczej zdolności telepatycznych. Jeśli więc nie mówi Pani partnerowi o swoich pragnieniach, potrzebach i fantazjach, to on o nich nie wie. W związku wszystko trzeba przedyskutować, powiedzieć, przegadać, „przekłócić”.***Pisze Pani, że porównuje partnera do byłych mężczyzn. To budzi pytanie, na ile takie działanie jest wymówką, by oddalić się od niego i zrezygnować z większego wysiłku, jakim jest zaangażowanie się w związek. Takie porównywanie może być też sygnałem, że jestem niezadowolona ze związku, że czegoś mi w nim brak, albo czegoś jest za dużo. Ale żeby coś poprawić, zrobić w tej materii — odsyłam do narzeczonego.
A może szuka Pani w związku czegoś na tyle niezidentyfikowanego, że sama nie potrafi tego nazwać, a dodatkowo zatruwa się myślami typu „Czy to ten, czy nie ten”, zamiast walczyć, by z obecnym partnerem było bardziej… Proszę pamiętać, że Wasze szczęście w połowie zależy od Pani.
Proszę też mieć świadomość, że jeśli chce Pani zakończyć związek, mając nadzieję, że gdzieś tam istnieje ktoś, kto stanie się zapatrzoną w Panią roślinką, żyjącą tylko po to, by czynić Panią bardziej szczęśliwą, to jest Pani w błędzie. Szczęście w związku to wynik pracy dwuosobowej. Jeśli para sobie ufa, chce pokonać trudności, współpracuje w kryzysie, to prawdopodobnie pokona trudny moment. W życiu już tak jest, że raz się nam układa, a raz nie. Ważne jest to, by umieć razem przejść przez kryzys, a nie od razu mówić ”O nie, tak nie będzie, wynocha z mojego życia, poszukam sobie kogoś fajniejszego". ***U wielu osób przed podjęciem decyzji o ślubie pojawiają się wątpliwości. One zawsze są jakimś znakiem, więc warto się im bliżej przyjrzeć. Dość często, gdy ludzi po ślubie dosięga kryzys, okazuje się, że popsuło się między nimi jeszcze zanim się pobrali, ale mimo to brnęli dalej, bo: tego oczekiwała rodzina, bo nie chcieli być samotni, bo tak trzeba, bo to już odpowiedni wiek na dzieci. Pamiętajmy, że to nie są najlepsze powody, by się ze sobą wiązać na całe życie. To — prędzej czy później — kończy się rozwodem.
Dlatego warto — przed podęciem decyzji o ślubie — odpowiedzieć sobie na pytania typu: dlaczego chcę z tym mężczyzną spędzić resztę życia? Czy zostały omówione kluczowe sprawy życiowe: gdzie zamieszkamy, jak będzie wyglądał podział domowych obowiązków, ile zamierzamy mieć dzieci? Czy ufam partnerowi całkowicie? Czy są cechy charakteru, których nie potrafimy w sobie zaakceptować? Czy mamy problemy, które — nierozwiązane — są odkładane na później? Czy istnieją różnice (np. światopoglądowe), o których nie rozmawiamy? ***Bycie razem można porównać do chodzenia na jednej nodze — druga kończyna należy do partnera. To ciągłe uczenie się odpowiedniego tempa chodu — by nie biec za szybko, ale i nie zostawać za bardzo w tyle, bo wtedy związek będzie kulawy. Trzeba więc sobie, zanim podejmiemy poważne decyzje, odpowiedzieć na pytanie, czy mamy gotowość wyrównywać krok w marszu zwanym życiem, właśnie z tym partnerem.
Anna Rekel
www.annarekel.p, psychoterapeuta@annarekel.pl
Opracowała: Zofia Bogucka
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze