Ostatnia koszula
CEGŁA • dawno temuRodzice nauczyli mnie ważnej rzeczy: skoro jestem rozchwiana, nieuporządkowana, niezorganizowana, w zasadzie to chyba po prostu leniwa – muszę się karczować, sama narzucać sobie pewien porządek, żeby mi się życie nie rozsypało w palcach. I ja się tego trzymam, bo naprawdę daje efekty. Nikt mnie nie upilnuje tak, jak ja sama. Nie chciałabym jednak, żeby mój sposób wychowywania samej siebie dotykał bliskich mi ludzi. Niestety, bardzo świerzbi mnie ręka przy moim narzeczonym (wkrótce mężem). Bo mój ukochany jest szaloną, lekkomyślną duszą.
Kochana Cegło!
Rodzice nauczyli mnie ważnej rzeczy: skoro jestem rozchwiana, nieuporządkowana, niezorganizowana, w zasadzie to chyba po prostu leniwa – muszę się karczować, sama narzucać sobie pewien porządek, żeby mi się życie nie rozsypało w palcach. I ja się tego trzymam, bo naprawdę daje efekty. Nikt mnie nie upilnuje tak, jak ja sama.
Dlatego notuję różne rzeczy, robię sobie plany, odhaczam wykonane zadania każdego dnia. Wiem, brzmi strasznie, ale dla mnie nie ma innego wyjścia. Chwila nieuwagi – i mogłabym na przykład nie nastawić budzika i nie pójść do pracy czy na uczelnię…
Nie chciałabym, żeby mój sposób wychowywania samej siebie dotykał bliskich mi ludzi, staram się tego nie narzucać ani nie wymagać, bo każdy jest inny, a ja byłabym potworem nie do współpracy, egzekwując to czy uważając, że każdy musi walczyć ze swoimi słabościami tak samo jak ja.
Niestety, bardzo świerzbi mnie ręka przy moim narzeczonym (wkrótce mężem). Zamieszkaliśmy razem na próbę od października zeszłego roku. Jesteśmy na pięterku w domu moich dziadków, mamy osobne wejście, kuchnię elektryczną, prysznic, jakby oddzielne mieszkanie 40 metrów. Dziadek pozakładał tam liczniki, ponieważ przez wiele lat piętro było wynajmowane za psi grosz, domek jest dla dziadków za duży i lubią towarzystwo młodych. Mogliśmy więc z Mateuszem wypróbować wspólne gospodarstwo, oboje studiując i pracując.Przez te pół roku nie było żadnych kłótni, przyglądaliśmy się sobie nawzajem i poza jedną rzeczą chyba się nie rozczarowaliśmy, nie było przykrych niespodzianek. I właśnie dlatego, że wzmocniliśmy zamiar wzięcia ślubu, chcę prosić Cię o radę. Mój Mateusz chce być kiedyś biznesmenem (śmieję się – to tylko marzenia o własnej firmie), ale moim zdaniem nie czuje tematu pieniędzy w ogóle. Że trzeba je podzielić, przeznaczyć na różne wydatki, pilnować terminów, no i fajnie by było nie pożyczać (ja osobiście tego nie cierpię). Oczywiście, sam dla siebie mógłby żyć jak chce i lubi, jednak w zaistniałej sytuacji uważam, że powinien się trochę dostosować do faktu, że jest nas dwoje i tak ma zostać na dłużej. Tymczasem, mój ukochany jest taką szaloną, lekkomyślną duszą, za jaką i ja się uważam, tylko całe życie staram się opamiętać i przywołać do porządku, co oczywiście nie jest łatwe – wiem po sobie. Nasz „dom” w sensie rachunków prowadzę ja, robię za ekonoma i wszystkiego pilnuję. Ale w praktyce wygląda to tak, że swoją część wkładu we wspólne życie Mateusz wydaje w 5, góra 10 dni, potem pożycza ode mnie, po wypłacie oddaje mi skrupulatnie cały dług i ta głupawka zaczyna się od początku.
Domyślasz się chyba, że finanse nasze są skromne. Mateusz potrafi zainstalować kablówkę bez porozumienia ze mną – jest to prezent niby dla mnie, tylko że ja wracam do domu ok. 22 i wiadomo, że to Jemu zależy na meczach, ja po kolacji padam na łóżko jak kłoda… W weekend kupuje drogie wino, żeby nam było romantycznie – tłumaczy, że coś nam się od życia należy, podczas gdy to wino to jeden rachunek za komórkę! Ostatnio na urodziny dostałam kask i specjalne buty sportowe do roweru (kosztowały 350 zł!) – wiosny jeszcze nie ma, nie zamierzam wsiadać na rower, zanim nie zrobi się ciepło, a na prezent chciałam najbardziej dostać prostownicę do włosów, ale Mateuszek mówi, że się na babskich prezentach nie zna. Co nie do końca jest prawdą, bo gdy się tu wprowadziliśmy, kupił za niebotyczną kwotę indyjskie, haftowane zasłony do sypialni i komplet jedwabnej pościeli. To piękny gest, wiem, ale nie jest mi łatwo poczuć się księżniczką, gdy zarabiamy po 1300 zł! Pali też papierosy powyżej 10 zł za paczkę, co w naszym położeniu uważam za jakiś szczeniacki lans – nigdy nie uwierzę, że droższe papierosy mniej szkodzą.
Efekt jest taki, że podział wydatków po równo jest fikcyjny, wszystkie obowiązkowe opłaty robię ja, kupuję też jedzenie, bilety i całą resztę, a Mateusz „zwraca” mi swoją część w następnym miesiącu. Ja się ciągle denerwuję, że na coś nam nie wystarczy i co wtedy? Zabierzemy dziadkom emeryturę, żeby mieć na jedzenie? Ostatnio była taka sytuacja, że pochorował nam się kot pod koniec lutego i weterynarz leczył go na kredyt, bardzo miły człowiek, ale mnie takie sytuacje maksymalnie upokarzają.
Nie wiem jak z Nim rozmawiać, by nie pomyślał, że Go nie doceniam czy wręcz nie akceptuję. Jego wybryki zapewne są malownicze, patrząc z boku, problemem jest moja odmienna natura i to, że się ciągle martwię: co też dziś Mateusz nowego przyniesie do domu, co jest nam „niezbędne”? No i przede wszystkim – na dłuższą metę, gdyby jeszcze doszły dzieci – ja takiego sposobu gospodarowania pieniędzmi nie wytrzymam, nie ma takiej opcji! Oddałabym Mu ostatnią koszulę, gdyby trzeba było, ale czy to musi być od razu koszula z brokatem?
Liśka
***
Kochana Lisiu!
Piszesz, że masz problemy ze sobą i musisz się kontrolować, ale innych kontrolować nie chcesz… Brawo! Prawidłowe myślenie i trzymaj się go!
Gratulując Ci zaręczyn i rychłego, jak sądzę, ślubu, chciałabym przy okazji namówić Cię serdecznie, byś porzuciła rolę „ekonoma” w Waszym związku. To rola niewdzięczna i odbierająca wspólnemu życiu, zwłaszcza w miodowym okresie, mnóstwo uroku.
Wiem i rozumiem, że nie jest to dla Ciebie łatwe. Trzymając w ryzach własne słabostki, mamy często tendencje do dopatrywania się ich u innych, a w konsekwencji – eliminowania ich. Lepiej by jednak było, gdybyś – widząc nawet wszelkie przejawy „głupawki” Mateusza, pozwoliła Mu, by sam doszedł do sedna swoich błędów i sam nauczył się je ograniczać oraz naprawiać. Nie przygotowuj się do roli mamuśki, która niedługo zacznie wydzielać synowi kieszonkowe i krytykować Jego wydatki, bo zrobi się nieprzyjemnie, a po co, skoro jest miło?
Oczywiście, jakiś drobny zabieg terapeutyczny by się tu na pewno przydał, ale nie terapia szokowa, bo nie widzę takiej potrzeby. Twój narzeczony jest przeciętnym lekkoduchem, sporym romantykiem i kimś żyjącym raczej tu i teraz (z reguły się z tego samoistnie wyrasta, gdy człowiekowi klarują się wyraźniejsze cele, a On zapewne nie doszedł jeszcze do tego etapu, no bo i jakież to wielkie, odpowiedzialne plany można snuć z kwotą 1300 złotych w kieszeni?). Życie z kalkulatorem w ręku jeszcze przed Wami, prawdziwa „jazda” zacznie się wtedy, gdy przyjdą dzieci, ich szkoły i dodatkowe lekcje, kredyty, samochody etc. Nie spiesz się do tego, spróbuj przeżyć obecną fazę na młodzieńczym luzie i nie wyolbrzymiaj problemu.
Gdyby Mateusz każdą pensję wydawał w 3 dni na piwo lub hazard, a potem wyciągał do Ciebie rękę po więcej – mielibyście poważny problem. Ale przecież nic takiego się nie dzieje. Pieniądze do Ciebie wracają, wedle wspólnej umowy, tylko drażni Cię, że nie odbywa się to na ustalonych (jednostronnie, przez Ciebie) zasadach, bo Mateusz jakby bawi się sytuacją, nie traktuje tych spraw z należytą powagą… Mimo wszystko jednak bilans jakoś się zamyka, chłopak się o Ciebie troszczy, czego dowodzą Jego „nierozsądne” prezenty i inwestycje, a widmo głodu Wam nie zagraża. Czyli – martwisz się na zapas.
Rozumiem, że przy Twojej naturze i wychowaniu ważne są dla Ciebie terminy, bycie w porządku, racjonalne gospodarowanie funduszami. Może nawet boisz się, że gdybyś zgubiła swój „zeszycik”, mogłabyś któregoś dnia sama zabłądzić do sklepu i popełnić jakieś głupstwo… Szczerze? Dla higieny psychicznej powinnaś czasem zapomnieć o przestrogach rodziców i pójść na całość. Przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście będziesz miała z tego powodu wyłącznie poczucie winy, a żadnej radości… Może nie znasz siebie tak do końca – lub eksponujesz w sobie jedynie cechy negatywne, wymagające kontroli? Na dłuższą metę jednak możesz zamienić się w osobę szalenie spiętą i odizolowaną od jakichkolwiek przyjemności. A to chyba nie będzie fajne – ani dla Ciebie, ani dla Mateusza.
Moja rada: jeśli tak dalece stresujesz się wydatkami, niech przejmie je narzeczony! Zrób mu solidną rozpiskę, tak jak lubisz, daj do ręki – i niech On rządzi. Ważne jest tu całkowite zaufanie z Twojej strony, pozbycie się i przerzucenie odpowiedzialności. Mateusz musi wiedzieć, że oczekujesz od Niego dopilnowania pewnych spraw dla Waszego świętego spokoju, a za resztę może ewentualnie zaszaleć – jeśli coś Mu zostanie:-). Będzie też musiał jakoś wybrnąć ze swoich ewentualnych wpadek i lekkomyślnych w twoim odczuciu wybryków. Nie wypytuj Go, nie sprawdzaj na bieżąco, nie karć wymówkami. Obserwuj, jak Mu idzie, w razie potrzeby wspieraj radą, dokładając swoją część do wspólnej puli, tak jak poprzednio założyłaś. Zwyczajnie, zdejmij sobie kłopot z głowy, kup sobie prostownicę bez okazji i poczekaj… Sprawdź, czy przez ten zabieg zawali się Wasz świat.
Jestem dziwnie spokojna, że wszystko pozostanie na swoim miejscu, a Mateusz o parę kroków przybliży się do rzeczywistości i może nawet zacznie doceniać Twoje umiejętności organizacyjne. A jeśli polubi swoje nowe obowiązki? Byłoby to z korzyścią dla Was obojga, bo Ty z kolei zdecydowanie potrzebujesz chociaż minimalnej dawki szaleństwa w swoim uporządkowanym do bólu sposobie myślenia.
Szczęścia na nowej drodze życia życzę obojgu…
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze