Poszukiwany, poszukiwana
ANNA PAŁASZ • dawno temuMężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus. I z portali internetowych. Nie oszukujmy się, dzisiejsze tempo życia sprawia, że ludzie nie mają dla siebie czasu i zamiast poznawać się osobiście nawiązują kontakt za pośrednictwem serwisów randkowych. Tak jest łatwiej i wygodniej. W każdej chwili można się wylogować.
Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus. I z portali internetowych. Nie oszukujmy się, dzisiejsze tempo życia sprawia, że ludzie nie mają dla siebie czasu i zamiast poznawać się osobiście nawiązują kontakt za pośrednictwem serwisów randkowych.
Tak jest zdecydowanie łatwiej i wygodniej. W każdej chwili można się wylogować albo wygenerować niezobowiązujący e-mail. Można koloryzować, przypisywać sobie dowolne zalety, dodawać wzrostu i urody. Nikt tego nie sprawdzi, przynajmniej do pewnego momentu. Nie każdy szuka związku, czasami chodzi tylko o interesującą rozmowę, czasami o coś więcej, jakąś namiastkę intymności, bliskości, seksu.
Agata (nauczycielka z Tarnowa) w życiu szczęścia do mężczyzn nie ma. Szybko wyszła za mąż, równie szybko się rozwiodła. Ma dorastającego syna, ale częściej bywa on wśród kolegów niż we własnym domu. Agacie coraz częściej doskwiera samotność, dlatego od kilku miesięcy loguje się na pewnym portalu randkowym. Początkowo była onieśmielona i właściwie nie bardzo szło jej to całe wirtualne flirtowanie. Niebawem jednak przekonała się, że to fajna sprawa, pozwalająca oderwać się od szarej rzeczywistości.
— Mam stały kontakt z jedną osobą, mówi o sobie, że jest rozwodnikiem, samotnym pracoholikiem, któremu brakuje w życiu iskry i radości. Na razie nie chcę się z nim spotkać, trzymam dystans. Poza tym piszę z wieloma osobami, nic zobowiązującego, jakieś luźne pogaduszki o wszystkim i o niczym. Pewnie korzystniej byłoby wyjść gdzieś do ludzi i poznać kogoś osobiście, w normalnych warunkach, ale nie jestem szczególnie atrakcyjną partią, więc marne szanse na flirt. W internecie mogę być kim chcę, nie muszę od razu spowiadać się z przeszłości, nikt nie dowie się, że mam syna, jestem po rozwodzie i noszę mało medialny rozmiar. Jakie są minusy? Ciężko o romans, chodzi mi o coś fizycznego, wiadomo. Niektóre rzeczy w wydaniu wirtualnym mi nie odpowiadają, a w rzeczywistości raczej marne widoki. Nie chcę się wdawać w szczegóły, przyznam jedynie, że dwa czy trzy razy spotkałam się z kimś tylko dla seksu. To smutne, prawda? Dopóki jestem w sieci, na portalu, jestem interesująca, atrakcyjna i pociągająca, boję się spotkań z tymi mężczyznami, bo rujnują mój nienaganny wirtualny wizerunek.
Pani pozna pana
Portale randkowe mnożą się jak grzyby po deszczu. To zdecydowanie konkurencja dla biur matrymonialnych, których nazwa brzmi co najmniej jak groźba. W Internecie jesteśmy anonimowi, nie musimy nawet wychodzić z domu, żeby sobie bezkarnie poflirtować.
Marta (farmaceutka z Bydgoszczy) w internecie nie szuka księcia z bajki. Nastawia się raczej na dobrą zabawę, miłą rozmowę i być może spotkanie, ale to w dalszej kolejności i raczej nieprędko. Póki co intensywnie flirtuje i nie ukrywa, że trochę koloryzuje na swój temat – jak każdy, co podkreśla z przekonaniem. Nie jest osobą szczególnie towarzyską i przebojową, nie chodzi do klubów ani nie ma zbyt wielu znajomych, dlatego ciężko jej poznać kogoś poza przestrzenią internetową.
— Jestem zarejestrowana na kilku portalach, ale nie odpisuję na wszystkie maile, jakie otrzymuję. Jasne, jest masa facetów, którzy od razu proponują seks albo sponsoring, opisują swoje dewiacje. To obrzydliwe, ale tylko na początku bulwersuje, potem człowiek automatycznie ignoruje albo kasuje takie wiadomości. Niewielu facetów potrafi napisać coś sensownego, co przykuje uwagę i sprawi, że zechcę odpisać. Tak, stałam się wybredna, nauczyłam kokietować i dawkować im swoją osobę. To nawet zabawne i wciąga, sprawia, że nabieram pewności siebie i apetytu na więcej. Na razie nie spotkałam się z nikim „na żywo”, ale nie wykluczam takiej możliwości. Wiem, że trzeba uważać, bo różnie bywa, ale przecież spotykając kogoś w realnym świecie nie mamy gwarancji, że jest uczciwy i nas nie zadźga albo nie zgwałci. Nie szukam miłości, w ogóle, ani w internecie ani poza nim, to nie ten czas, nie ten etap mojego życia. Chociaż kto wie, może ona sama mnie znajdzie? Nie mam wygórowanych oczekiwań, nikogo nie skreślam na wejściu, zaczynając rozmowę nie wiem nawet, jak dana osoba wygląda, nie uprzedzam się i nie myślę, że nie jest w moim typie i nic z tego. To jest dobre, bo każdy ma szansę, jesteśmy otwarci i oceniamy siebie tylko po rozmowie, po tym, co masz do powiedzenia, w jaki sposób piszesz o życiu, o sobie, o związkach. Porywa cię umysł, a nie ciało, nie wiesz nic o opakowaniu, zaczynasz od zawartości. Bardzo mi ten układ odpowiada, nie sądzę, żebym kiedykolwiek w życiu miała szansę poznać tylu facetów co właśnie poprzez portale randkowe.
Pan z monitora
Ania (gospodyni domowa z Wałbrzycha) zdecydowanie samotna nie jest, przynamniej technicznie. Chociaż męża posiada nie od wczoraj, bynajmniej nie internetowego, chętnie loguje się na portalach randkowych i ochoczo przystępuje do wirtualnego romansu z pewnym uroczym nieznajomym. Dla Ani te wszystkie pikantne e-maile to żaden romans, tylko zwykłe urozmaicenie nudnego życia gospodyni domowej.
— Mąż wraca z pracy późno, często zmęczony. Nie ma ochoty na rozmowę, nie mówiąc już o czymś więcej. Ja jestem kobietą temperamentną, potrzebującą uwagi, czułości. Stąd to całe romansowanie w internecie. Nikomu krzywdy nie robię, nie spotykamy się, tylko świntuszymy od czasu do czasu. Lubimy też normalnie porozmawiać, na każdy temat. Czasami flirtuję na czacie, ale tam jest zbyt wielu wykolejeńców, niestety. Przykładowo, pisałam raz z kimś, trochę fantazjowaliśmy, a na koniec groził mi, że ma moje IP i napisze do mojego męża, jaką jestem no, wiadomo. Nie rozumiem tych ludzi, przecież to tylko zabawa. Zniechęciłam się tak czy siak i teraz tylko e-maile wymieniam z ludźmi z portali randkowych. Tutaj też na różnych można trafić, nie ma reguły, ale umiem ich spławiać, jak mi nie odpowiadają.
Wielu mężczyzn odpowiada na moje ogłoszenia, na ogół nie pytam ich o zdjęcia, przecież nie mam zamiaru się z nimi wiązać czy spotykać, nie interesuje mnie, jak wyglądają, tylko co piszą. Bywają i nudni, i zabawni, czasami nie wiedzą jak zagadać, rzucają oklepane hasła i wierszyki.
Z jednym mam stały kontakt, ma żonę i dzieci, ale wieczorami siedzi przed komputerem i prosi o kontakt. Oboje uważamy, że to żadna zdrada, gdyby mój mąż robił coś podobnego, zbagatelizowałabym to. Nie można tego traktować serio, nawet jeśli jest jakiś cyberseks czy coś w tym stylu, to nadal jest jednak wirtualny świat, tylko słowa. Nie można kogoś zdradzać przez klawiaturę i monitor, to byłoby trochę głupie, gdybym uznała to za niewierność. Mój mąż nie wie, nie powiedziałam mu, do niczego mu ta wiedza nie jest potrzebna. To taka moja mała tajemnica, która nikomu nie szkodzi i krzywdy nie robi.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze