Nie pragnę dziecka
WERONIKA BULICZ • dawno temuCo się tak naprawdę liczy w moim życiu? Otóż powinnam wyjść za mąż i urodzić dzieci. To oczywiste, że tylko tak kobieta może iść przez życie, to naturalna potrzeba każdej z nas, prawda? Dopiero dziecko będzie moim dopełnieniem, zwieńczeniem stworzenia – po to Bóg mnie stworzył, żebym ja tworzyła innych. A jeśli ja już czuję się pełna, bez potrzeby dopełniania się kimkolwiek?
Jak mam to powiedzieć… Po prostu nie chcę być mamą. W tym miejscu zazwyczaj mogę usłyszeć, że jeszcze przyjdzie czas, może teraz tego nie czuję, ale to minie. Takie deklaracje są zazwyczaj traktowane z przymrużeniem oka. Rodzina, koleżanki (mamy lub przyszłe mamy), czasem nawet koledzy – wszyscy traktują moją decyzję, jakby to był katar, coś, co wyleczę witaminą C. Albo chwilowa niepoczytalność: mam problemy ze sobą, stąd te dziwne pomysły…
Gdy zdarzało mi się pójść jeszcze o krok dalej i próbowałam tłumaczyć, czym motywuję swoją decyzję, dochodziło do zdecydowanego uświadomienia mi, że chyba coś jest ze mną nie tak. Zdarzało się, ale już nie zdarza. Teraz już wiem, że jeśli reakcja jest zgodna z opisaną wyżej, nie ma sensu brnąć w dyskusję i się tłumaczyć. Właściwie to od dłuższego czasu już tego poglądu na własne macierzyństwo nie artykułuję głośno, chcąc uniknąć gromów i wielkich oczu ze zdziwienia.
No właśnie – to jest mój pogląd na moje macierzyństwo. Nie mówię innym kobietom, co mają robić. Nie nawołuję, aby przestały rodzić dzieci. Poza tym, naprawdę lubię dzieci, w co często koleżanki przestają wierzyć, kiedy tylko powiem, że nie chcę mieć własnych. Natychmiast zaczynają traktować mnie jako zagrożenie dla swoich latorośli.
Uważam, że dzieci to nasza przyszłość, że trzeba o nie dbać, inwestować w nie. Istotne jest mądre wychowanie i ukształtowanie człowieka, poświęcenie mu uwagi, czasu, wykształcenie go. Sądzę, że dzieci zasługują na najlepszych nauczycieli, od najniższych stopni edukacji powinny znajdować się w najlepszych rękach. Przeraża mnie fakt, że tak nie jest, że bylejakość życia w ogóle, sprawia, że w ten byle jaki model świata wpisujemy nasze dzieci. Chyba właśnie strach jest dominującą przyczyną mojej decyzji. Boję się, że nie byłabym w stanie zapewnić temu nowemu człowiekowi wszystkiego, co bym chciała. Dobrej szkoły, z godnie wynagradzanymi i zadowolonymi nauczycielami, życia bez frustracji, ze świeżym powietrzem, kontaktem z naturą podczas beztroskich wakacji. To wszystko wymaga nie tylko chęci, ale także (nie oszukujmy się) pieniędzy. Mówicie, że pieniądze nie dają szczęścia? Zgadzam się, ale nie da się bez nich żyć.
Oczywiście boję się też, że dziecko przewróciłoby mój świat, wszystko, na co zapracowałam. — Jesteś egoistką – słyszę zewsząd. Naprawdę? Nie uważam, żebym przekroczyła jakąś barierę zdrowego egoizmu. Już w samym stwierdzeniu „chcę mieć dziecko” mieści się więcej egoizmu, niż gdziekolwiek indziej. JA CHCĘ, a do tego MIEĆ, dziecko jest gdzieś na końcu, jako przedmiot pożądania. Nastawienie na siebie — matkę jest równie samolubne jak nastawienie na karierę i realizację pasji. To po prostu dwie różne drogi, z których żadna, w moim odczuciu, nie jest lepsza czy gorsza. Każdy ma swoją i ma prawo ją wybrać. Nie potępiam potrzeb innych kobiet – potrzeby macierzyństwa, dawania życia, miłości i poświęcania własnego czasu dla małego człowieka. Uważam, że to piękne i godne podziwu. Jednak dla matek, którym mówię o swojej decyzji to nieistotny dodatek do katastrofalnej informacji. Mam czasem wrażenie, że już sam brak potrzeby posiadania potomstwa sprawia, że w moim towarzystwie posiadacze tegoż potomstwa czują się dezaprobowani. Niesłusznie, oczywiście, ale dla nich już nie liczy się, co powiem – że szanuję ich i podziwiam. Szukają podstępu, nieufnie próbują wybadać, czy im nie zagrażam, czy to nie jest zamach na ich jedynie słuszne poglądy. Wmawianie kobietom, że muszą chcieć, muszą mieć dzieci i czuć potrzebę, do niczego dobrego nie prowadzi.
Jak można zmusić do uczuć? W większości przypadków kobieta pokocha dziecko, na pewno szczerze. Pewnie też bym pokochała. Ale jeśli przez pojawienie się bobasa straciłabym szansę na realizację innych marzeń i celów, kim sama zostanę? Szczęśliwą matką, pełną miłości? Być może… Ale przy całej pełni miłości, obawiam się, że byłabym sfrustrowaną, pełną żalu i goryczy niespełnioną kobietą. Chcąc być dla dziecka, a uważam, że na to by zasługiwało, musiałabym zrezygnować z części siebie. Nie wiem, czy byłabym zdolna to poświęcić i jednocześnie pozostać szczęśliwą i spełnioną kobietą. Pomijam nawet aspekty fizyczne i to, co ciąża mogłaby zrobić z moim ciałem. Znów egoizm? Może, ale zmiany które zachodzą w ciele kobiety mogą ją poważnie i na długi czas pozbawić samoakceptacji. To z kolei nie jest bez znaczenia dla szczęśliwego tatusia i w ogóle przyszłości związku.
Bez dziecka, w towarzystwie innych matek, czuję się jak bez ręki. Jakby brakowało mi jakiejś podstawowej widocznej części ciała. Jestem traktowana jak upośledzona, niepełnoprawna członkini społeczeństwa. A czy naprawdę tylko macierzyństwo jest warunkiem mojej życiowej dojrzałości? Czy zostając matką weryfikuję swoją kobiecość? Może kiedyś zmienię zdanie, teraz nie jestem gotowa. Żeby urodzić dziecko, wychować je, a przede wszystkim pokochać, tak jak na to zasługuje, trzeba samemu przestać być dzieckiem. Szanuję wszystkie decyzje, oprócz jednej – unieszczęśliwiania dzieci. A do tego może prowadzić macierzyństwo, którego potrzeby się nie czuje.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze