Wolę bez
JOANNA BUKOWSKA • dawno temuKołodko musiał odejść. Bezsprzecznie zdarza się, że mężczyźni odchodzą z powodu pieniędzy, ale ostatnio zdarza się również, że pieniądze odchodzą z powodu mężczyzn. Taki jeden mój były narzeczony na ten przykład zorganizował mi kiedyś taką naprawę finansów, że mnie normalnie siekło; poniekąd słusznie uznał, że upragniony przeze mnie związek partnerski może polegać na tym, że to ja będę zarabiać, a on wynosić śmieci i tak dalej. Ale nie wynosił, bo – jak twierdził – poczuł się niemęsko, a co za tym idzie nieswojo w swoich prawach i obowiązkach i ja mu się wcale nie dziwię.
Pyta mnie mój kolega jeden – czego te baby chcą?, ja mu nie mogę odpowiedzieć generalnie, a tylko za siebie, i też nie do końca, bo – podobnie jak mój były narzeczony – sama się gubię.
Lat temu parę z koleżanką byłyśmy na etapie wielkich zmian w życiu osobistym i obiecałyśmy sobie solennie, że będziemy się wspierać i zwierzać z kolejnych kandydatów do naszej ręki, żeby w tym poszukiwawczym nieokiełznaniu nie paść w ramiona komuś przypadkowemu.
Spisałyśmy sobie na karteczkach listę potencjalnych ewentualności, a potem trzeba było z niej trochę skreślić i zostało niewiele, w tym kilku takich z odzysku, tacy najlepsi, bo już przeszli swoje. W paru przypadkach okazało się, że na obu listach znajdują się te same nazwiska i o mały włos nie dałyśmy sobie po pysku, ale w końcu spisy były gotowe do odfajkowywania. Trochę mi to zaczęło wyglądać na listę zakupów, ale koleżanka kazała mi przymknąć oko na nieładne skojarzenia.
Ruszył więc młyn. Podstępne byłyśmy, uważne byłyśmy. Ponieważ chodziło o poważnego kandydata, należało sprawdzić, nie tylko jego zdolności intelektualne, powierzchowność i tak dalej, ale w miarę możliwości zorientować się w kodzie genetycznym, czyli czy kandydat pochodzi z odpowiedniej rodziny i czy przyszła teściowa nie będzie zanadto próbowała wkraczać w życie osobiste podstawowej komórki społecznej, którą właśnie zamierzamy stworzyć. Nie czas na porywy serca, tylko na zimną kalkulację przyszedł czas, w czym były minister Kołodko zapewne znalazłby dla nas niejedną pochwałę, tylko że nam ani przez myśl nie przeszło, żeby im sprawdzać równocześnie zdolność finansową.
I tu był pewnie życiowy błąd, bo byśmy się ustawiły doskonale. Z naszej listy, co przez gęste przeszła sito, nam zostało kilku, co by się nadali i jakoś dotąd im nie przyszło do głowy założyć stadła małżeńskiego, tylko wszyscy nie-po-polsku w wolnych związkach żyją. Reszta w większości wpadła w sieć biznesplanów małżeńskich i to w dość młodym wieku, a teraz niektórzy płaczą, że ich małżeństwo przypomina doskonale prosperującą firmę, a filarem związku jest na ogół trzeci filar, który należy z własnej kieszeni sobie i żonie płacić, a przy tym jeszcze, jako że związki partnerskie są przecież w modzie, należy równocześnie sprzątać, gotować, prać, prasować, być dla żony kochankiem, tatusiem, przyjacielem i hydraulikiem.
Mogłabym mojemu ciekawemu koledze na jego pytanie odpowiedzieć: Baby chcą normalnych facetów. Ale ja sobie po cichu myślę, że tym normalnym to się normalnie nie chce wyrabiać normy, a tych którzy nie muszą, to ja mogę policzyć na palcach – no, niech wam będzie – obu rąk.
Jak mnie ktoś pyta, gdzie te chłopy, to mu, czyli jej, bo to na ogół baby pytają, pokazuję pierwszego lepszego na ulicy, o, tu jest chłop, o drugi jest, i trzeci, a czwarty też i w ogóle w cholerę tego, a niektórzy całkiem do rzeczy. Ale jak mnie ktoś pyta co ja sądzę o INSTYTUCJI małżeństwa, to ja mówię: wolę bez.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze