Miłosne schematy
URSZULA • dawno temuJak to się dzieje, że ludzie dobierają się w pary? Niektórzy twierdzą, że po zapachu, czy też za pomocą feromonów, które powodują, że nagle w ich organizmie zachodzi jakaś dziwna reakcja chemiczna objawiająca się ogólnym rozmarzeniem i wzmożonym biciem serca na widok drugiej osoby. Inni twierdzą, że ludzie zakochują się w osobach podobnych do swoich rodziców – kobiety w facetach, którzy przypominają ich ojców, a mężczyźni w kobietach, które przypominają ich matki. Moim zdaniem dobieramy sobie partnerów według miłosnych scenariuszy, które uwielbiamy powtarzać.
Jak to się dzieje, że ludzie dobierają się w pary?
Niektórzy twierdzą, że po zapachu, czy też za pomocą feromonów (to, że ludzie wydzielają taki związek wcale nie jest jeszcze udowodnione naukowo, natomiast feromony są już od dawna do nabycia w sex shopach i telezakupach), które powodują, że nagle w ich organizmie zachodzi jakaś dziwna reakcja chemiczna objawiająca się ogólnym rozmarzeniem i wzmożonym biciem serca na widok drugiej osoby oraz niemożliwością skupienia się na żadnej sprawie nie dotyczącej bezpośrednio tejże. Ten stan odurzenia, jak wszystkie inne, oczywiście szybko przemija i zostaje wspólny kredyt i dwójka dzieci.
Inni twierdzą, że ludzie zakochują się w osobach podobnych do swoich rodziców – kobiety zakochują się w facetach, którzy przypominają ich ojców, a mężczyźni w kobietach, które przypominają ich matki. To stwierdzenie jednak wydaje się być prawdziwe wyłącznie w przypadku córek alkoholików, które natychmiast po opuszczeniu domu rodzinnego wiążą się z facetami również odznaczającymi się niedającą się niczym powstrzymać miłością do procentów; oraz tych mężczyzn, dookoła których mamusie chodzą od najmłodszych lat i podsuwają pod nosek, a to obiadek, a to uprane i uprasowane ubranka. Taki delikwent wtedy też oczywiście szuka dziewczyny, która mu nagotuje i ogarnie. Poza tymi patologicznymi przykładami nie widzę w swoim otoczeniu dowodów na potwierdzenie tej reguły.
Więc jak nie to, to co? Moja świeżo obmyślona teoria głosi, że dobieramy sobie partnerów według miłosnych scenariuszy, które uwielbiamy powtarzać.
Najbardziej banalnym przykładem takiego schematu jest syndrom kochanki. Na pewno każdy z was ma w swoim otoczeniu koleżankę, która jakimś cudem zawsze trafia na żonatych facetów. Taką, która po ostatnim razie, kiedy po miesiącach łez i histerii okazało się, że on raczej nie odejdzie od żony i dzieci, definitywnie obiecała sobie, że to się nie powtórzy i teraz nadszedł czas na normalne związki. A tu niespodzianka. Poznaje kolejnego faceta, niby idealnego i wszystko jest cudnie, dopóki z kieszeni nie wypada mu starannie ukrywana obrączka. A potem następnego. I następnego.
Z drugiej strony są kobiety z syndromem żony – to znaczy takie, którym wydaje się, że żyją w związku marzeń, a tak naprawdę wiecznie trafiają na facetów, którzy mają kochanki. Dlaczego dzieje się tak, że te kobiety w tłumie facetów zawsze wyhaczą właśnie takiego? Nie wiadomo. Może ma to coś wspólnego z ich charakterem. Faktem jednak jest, że każda z nas, kiedy przyjrzy się z bliska swoim związkom, zrozumie, że łączy je jakiś wspólny schemat.
Mój miłosny schemat wygląda zwykle tak, że poznaję faceta i zaczynam się z nim umawiać, po chwili pojawia się drugi facet, który reprezentuje całkowite przeciwieństwo tego pierwszego, co stawia mnie w sytuacji bez wyjścia. No bo jeżeli ten pierwszy jest dajmy na to artystą bez grosza przy duszy, który natomiast posiada niezwykle ciekawą i skomplikowaną osobowość i mogę z nim gadać godzinami popijając wino, drugi jest bogatym biznesmenem z wypasioną furą, który zabiera mnie na ekskluzywne przyjęcia. Jeżeli ten pierwszy jest prostym, miłym i sympatycznym chłopcem, który przynosi mi kwiatki i pluszowe zwierzątka, drugi jest zimnym draniem, a jak wszystkie wiemy, kobiety po prostu kochają takich. Jeżeli pierwszy jest niskim blondynem, drugi jest wysokim brunetem. I zawsze, kiedy wydaje mi się, że znalazłam już takiego, który odpowiada mi pod każdym względem, zza rogu wyskakuje jego całkowite przeciwieństwo, które wpędza mnie z powrotem w koszmar wątpliwości. I tak bez końca.
Nie można jednak powiedzieć, żebym miała tak zupełnie najgorzej. Z innych miłosnych schematów które podpatrzyłam u swoich licznych koleżanek w ścisłej czołówce znajduje się też wybieranie facetów, którzy są zupełnie nie gotowi na jakiekolwiek poważniejsze relacje poza stricte łóżkowymi. Na ten problem, jak pamiętamy cierpiała również Carrie Bradshaw z Seksu w Wielkim Mieście, ale to, co na ekranie wyglądało kolorowo, fascynująco i było przybrane w ciuszki od słynnych projektantów, dużo gorzej sprawdza się w polskiej rzeczywistości i w przypadku kobiet, które NAPRAWDĘ chcą znaleźć kogoś na stałe, a jakoś tak się dzieje, że trafiają zawsze na drani i chamów, którzy rzucają je po pierwszym lub trzecim razie.
Schematem, który mógłby konkurować w kwestii popularności z tym opisanym powyżej są związki z facetami bezrobotnymi, którzy całe życie spędzają popijając piwo na kanapie i snując bliżej niesprecyzowane, ale zwykle bardzo kosztowne plany na przyszłość, podczas kiedy ich biedna partnerka musi pracować na dwa etaty, sprzątać, gotować i zajmować się ewentualnymi dziećmi. I jaki wybór ma taka kobieta? Albo męczyć się z takim do końca życia i oszukiwać się, że on na pewno jeszcze się zmieni, albo zebrać się na odwagę, spakować walizkę, przepłakać rok nie wychodząc z łóżka, a wszystko po to, aby za jakiś czas spotkać… kolejnego identycznego frajera.
Podobno najlepsze scenariusze pisze życie. To całkiem niegłupie powiedzenie, ponieważ czasem wydaje mi się, że wielu z sytuacji, które przydarzyły mi się w życiu, nie wymyśliłby najlepszy pisarz, choćby myślał przez pięć miesięcy z rzędu, a z drugiej strony scenariusze wielu filmów, pozostawiają wiele do życzenia. A jednak, kiedy rozejrzymy się dookoła, okazuje się, że życie niewiele różni się od scenariuszy do hollywoodzkich filmów – bardzo lubi się powtarzać. Zwłaszcza jeżeli chodzi o scenariusze miłosne.
Jak wybrnąć z tego błędnego koła?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze