Cały ten seks
URSZULA • dawno temuJapończykom ciało wcale niekoniecznie kojarzy się z seksem i takie kwestie, jak masaż, pomoc w dopasowaniu stanika czy wspólna kąpiel to zjawiska zupełnie naturalne. Jest tradycja takich kąpieli – jeździ się do gorących źródeł na przykład z kolegami z pracy, wszyscy rozbierają się do naga i nikt się przy tym wcale nie wstydzi, w domach rodziny też często razem się kąpią. I pewnie dlatego właśnie Japończycy są narodem, który uprawia seks najrzadziej na świecie.
Kiedy po dwóch tygodniach szaleństw pod kwitnącymi wiśniami udało mi się wreszcie wytrzeźwieć, uznałam, że wiosna zaczęła się już na dobre i najwyższy czas zastanowić się nad swoim życiem. I jak na prawdziwą kobietę przystało, zaczęłam od zastanawiania się nad swoim wyglądem. Widząc w lustrze swoje wymęczone nieco dwutygodniową imprezą oblicze, uznałam, że najwyższy czas na wiosenne zmiany.
Jestem pewna, że każda kobieta wie, co to znaczy. Wraz z nastaniem wiosny prasa kobieca aż iskrzy się od artykułów w stylu: „Pomyśl o lecie już teraz! – 12 kroków w stronę idealnej sylwetki”, „Wpuść wiosnę do swojej szafy!” czy „Wiosna – najlepszy czas na zmiany”. Pora, kiedy wszystko budzi się do życia, skłania każdą przeciętną kobietę do wydania masy pieniędzy na fryzjera i kosmetyczkę, tonę ciuchów w pastelowych kolorach oraz pierwszy miesiąc callanetics czy pilates, bo jak dobrze wszystkie wiemy, kolejne nie nastąpią nigdy. Ponieważ takie wiosenne porządki to zjawisko międzynarodowe, głównie ze względu na ilość kapitału zaangażowanego w całą sprawę, dopadło mnie także w Japonii.
Tylko wizyta u fryzjera przebiegła bez specjalnych niespodzianek, nie licząc tego, że fryzjerka nie przestawała szczebiotać i powtarzać, że moje włosy przypominają w dotyku sierść kotka, a nowa fryzura nieco rozmijała się z moją wymarzoną. Dużo gorzej poszło mi w sklepie z bielizną. Koleżanki ostrzegały mnie, że japońska bielizna nie występuje w wersji prostej i funkcjonalnej, tylko jest ozdobiona mnóstwem koronek, perełek i wygląda jak coś w rodzaju ciastka z kremem. Spróbowałam więc znaleźć sklep bez takich rewelacji na wystawie. Weszłam do środka, chwyciłam pierwszy z brzegu stanik, który wydawał mi się w miarę normalny, i udałam się prosto do przymierzalni.
– W czym mogę pomóc? – zastąpiła mi drogę sprzedawczyni ubrana w zabawny, różowy mundurek z logo sklepu, który swoją drogą też trochę przypominał ciastko z kremem, i w białych rękawiczkach.
– Chciałam tylko przymierzyć… – powiedziałam, wskazując na stanik. Sprzedawczyni zaprowadziła mnie do przymierzalni, dopilnowała, bym przed wejściem zdjęła buty, i zasunęła kotarkę. Po upływie pięciu minut, kiedy przyglądałam się krytycznie stanikowi, który za żadne skarby nie chciał leżeć tak, jak powinien, usłyszałam zza kotary ciche pytanie, czy pasuje.
– Nie, nie pasuje – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i już miałam dodać, że poszukam innego, kiedy sprzedawczyni zapytała, czy może zobaczyć. Trochę mnie to zdziwiło i chwilę zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Wtedy spostrzegłam, jak kotarka się rozsuwa i uśmiechnięta pani w mundurku przypominającym ciastko z kremem wchodzi do środka, po czym przy akompaniamencie rożnych grzecznościowych formułek przepraszających zabiera się do poprawiania mojego stanika!
Spłonęłam rumieńcem jak nastoletnie dziewczę, ale nie bardzo wiedziałam, co zrobić, więc stałam jak ta niemowa, podczas gdy sprzedawczyni z profesjonalnym wyrazem twarzy wykonywała swoje obowiązki. Po chwili doszła do wniosku, że chyba jednak faktycznie nie pasuje, i powiedziała, że przyniesie inny. Gdy tylko zniknęła za kotarką, narzuciłam na siebie ubranie i chyłkiem wymknęłam się ze sklepu. No cóż, w Polsce dawniej zdarzały się różne natrętne panie Halinki gotowe iść z pomocą w razie problemów z dopasowaniem stanika, ale era H&M pozwoliła skutecznie rozwiązać ten problem. Jednak taka sytuacja w Japonii – kraju, gdzie do przesady szanuje się cudzą prywatność – wydała mi się cokolwiek dziwna i skłoniła do rozważań na temat preferencji seksualnych pani sprzedawczyni.
Naprawdę zdumiałam się jednak dopiero na pierwszych zajęciach jogi. Uznałam je za ogólnie niezwykle udane, mimo że nie do końca rozumiałam, co mówi pani instruktor. Ale kiedy pod koniec poprosiła, by wszyscy uczestnicy dobrali się w pary i zrobili sobie nawzajem masaż, byłam absolutnie pewna, że się przesłyszałam. Okazało się jednak, że tak właśnie powiedziała. Myślałam, że zaraz usłyszę zakłopotane chichoty, zwłaszcza że klasa była mieszana, ale nic takiego nie nastąpiło – wszyscy dobrali się w pary i ze śmiertelną powagą zaczęli wykonywać masaż według wskazówek pani instruktor. Ja natomiast czmychęłam tylnymi drzwiami, bo nie mogłam sobie wyobrazić, że będzie dotykała mnie jakaś nieznajoma osoba!
Wszystko to sprowokowało mnie do refleksji, że Japończykom ciało niekoniecznie kojarzy się z seksem i takie kwestie, jak masaż, pomoc w dopasowaniu stanika czy wspólna kąpiel to zjawiska zupełnie naturalne. Jest tradycja takich kąpieli – jeździ się do gorących źródeł na przykład z kolegami z pracy, wszyscy rozbierają się do naga i nikt się przy tym wcale nie wstydzi, w domach rodziny też często razem się kąpią. I pewnie dlatego właśnie Japończycy są narodem, który uprawia seks najrzadziej na świecie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze