Wady i zalety samoopalaczy
JOLANTA MARTIN • dawno temuW ostatnich latach, gdy coraz więcej mówi się o szkodliwym wpływie słońca na skórę, samoopalacze cieszą się rosnącą popularnością wśród kobiet. Nie są one jednak żadną nowością na rynku kosmetycznym, ponieważ produkowane są już od lat 60. Jednak preparaty, których możemy używać obecnie, są znacznie doskonalsze od środków dostępnych w przeszłości (choćby 10 lat temu).
Przede wszystkim nie barwią skóry, a przy okazji ubrań na silny marchewkowy kolor, lecz przyciemniają karnację delikatnie, naśladując naturalną opaleniznę. Wzbogacone są również w liczne składniki pielęgnacyjne, np. o działaniu nawilżającym, odżywczym, a także niekiedy w filtry anty-UV.
Brązowy odcień skóry uzyskany w wyniku stosowania samoopalaczy nie ma nic wspólnego z opalenizną powstającą w efekcie działania promieni słonecznych. Naturalna opalenizna jest reakcją obronną skóry na działanie promieniowania UV i powstaje na skutek zwiększonej produkcji melaniny wytwarzanej przez komórki pigmentowe w naskórku. Preparaty samoopalające w żaden sposób nie wpływają na produkcję melaniny. Ich najważniejszymi aktywnymi składnikami są hydroksyketony – dihydroksyaceton (DHA) lub erytruloza. Związki te wchodzą w reakcję chemiczną z grupami aminowymi aminokwasów i peptydów warstwy rogowej naskórka, w efekcie czego pojawia się zabarwienie skóry. Stosowane w samoopalaczach hydroksyketony są związkami obojętnymi dla skóry, nie wywołują podrażnień i reakcji alergicznych. W większości kosmetyków samoopalających stosuje się DHA, a efekt ich działania pojawia się już po 2 godzinach, jednak najintensywniejszy jest po 6 godzinach. Z kolei erytruloza, której działanie widoczne jest dopiero po 24 godzinach, jest składnikiem wykorzystywanym tylko przez nieliczne firmy kosmetyczne, zwykle w połączeniu z DHA.
Stosowanie samoopalaczy, pozornie niezwykle proste, wymaga jednak pewnej wprawy. Wiele kobiet zniechęca się do tych kosmetyków, bo trudno im równomiernie nałożyć je na skórę, wskutek czego powstają smugi i plamy. W celu ich uniknięcia przed zastosowaniem samoopalacza wskazane jest wykonanie dokładnego peelingu całego ciała, ze szczególnym uwzględnieniem miejsc o najgrubszym, zrogowaciałym naskórku – kolan, łokci, kostek. Kolejnym krokiem powinno być zastosowanie kremu lub balsamu, bo tylko dobrze nawilżona skóra równomiernie wchłonie samoopalacz. Jego aplikację możemy także bardzo ułatwić, stosując wersję z dodatkiem barwników, które nadają skórze brązowy kolor już w momencie rozprowadzania kosmetyku. Sztuczna opalenizna utrzymuje się przez kilka dni, stopniowo blednąc w miarę złuszczania się wierzchniej warstwy rogowej naskórka. Gdy chcemy utrzymać efekt brązowej skóry, aplikację samoopalacza powinnyśmy powtarzać co 3–4 dni, uprzednio wykonując peeling.
Ze stosowaniem samoopalaczy wiąże się niestety nieprzyjemny zapach, jaki wydziela skóra po ich wchłonięciu. Jest to uboczny efekt reakcji zachodzącej między DHA i naskórkiem, a jego intensywność zależy od indywidualnej reakcji skóry. Firmy kosmetyczne usilnie starają się zminimalizować ten zapach, dodając do samoopalaczy przeróżne „maskujące” kompozycje zapachowe.
Wadą sztucznej opalenizny jest również to, że podkreśla ona, przez przyciemnienie, wszystkie przebarwienia, piegi i pieprzyki na skórze. Jeżeli więc na twarzy mamy dużo tego typu defektów, najlepiej zrezygnować z przyciemniania jej samoopalaczem. Najlepiej zastosować pudry brązujące, które nie tylko „opalają” cerę, ale także rozświetlają ją dzięki odbijającym światło drobinkom. Twarz wygląda wtedy na świeżą i wypoczętą.
Pomimo swoich wad samoopalacze są obecnie najlepszą alternatywą dla opalania na słońcu lub w solarium, będących przyczyną fotostarzenia się skóry. Są kosmetykami całkowicie bezpiecznymi dla skóry, które bez obawy możemy stosować przez cały rok.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze