Boże Narodzenie ateisty
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuDeklarują, że nie wierzą w Boga. Niektórzy przeprowadzili apostazję, czyli formalne wystąpienie z Kościoła. A jednocześnie nie każdy ateista wigilijny stół omija z daleka i odmawia przyjmowania świątecznych prezentów. Jak więc wygląda Boże Narodzenie bez Boga.
Magda (32 lata, dziennikarka z Warszawy):
— Do kościoła nie chodzę i nikt mnie nie przekona, że bez pasterki moje życie nie będzie w pełni szczęśliwe. Nie wierzę w istnienie Boga, ale szanuję poglądy i uczucia moich bliskich. Mieszkają na Śląsku, widujemy się tylko kilka razy w roku. Każda okazja jest dobra, żeby spędzić trochę czasu z rodziną.
Mam wiele miłych wspomnień z dzieciństwa związanych ze świętami. Zawsze był to ważny moment roku. Uwielbiałam chwilę, kiedy mama przynosiła ze strychu ozdoby choinkowe, a wśród nich różności zbierane latami. Czekało się na pierwszą gwizdkę i Św. Mikołaja. Chociaż wiedziałyśmy z siostrą, że to ojciec się przebiera, to i tak towarzyszyły temu duże emocje. A on zmienionym głosem pytał, czy byłyśmy grzeczne i czy umiemy zaśpiewać jakąś piosenkę, albo powiedzieć wierszyk. W pierwszy dzień świąt ciotki, wujkowie i ich dzieci gościli u nas. Dom był pełen ludzi, dorośli biesiadowali, dzieci się bawiły. Obiad przeciągał się do wieczora. I wcale wtedy nie myślałam o Bogu, bo święta mają przede wszystkim wymiar rodzinny.
Nie odrzucam polskiej tradycji. Ale nie dzielę się opłatkiem, nie śpiewam kolęd i nie modlę się. Rodzice wiedzą, że nie pójdę na pasterkę. Przestali już namawiać. Widzę, że boli ich moje odejście od Kościoła, ale wiedzą też, że zdania nie zmienię. Czasami pytają, czy chociaż ochrzczę dzieci. W związku jestem od 5 lat, ale na razie o ślubie nie myślimy. Nie ochrzcimy dziecka, ale też nie mam zamiaru zabraniać mu interesować się Bogiem. Jak kiedyś samo zechce się ochrzcić, to uszanuje tę decyzję.
Maria (18 lat, uczennica liceum z Łodzi):
— Otwarcie mówię moim rodzicom, że nie wierzę w Boga. Oni uważają, że to głupota, taki bunt nastolatki, że jak dorosnę to zmądrzeję. Nie widzą, że ja już jestem dorosła. W liceum przestałam chodzić na religię, bo to strata czasu. Nie było etyki, wiec umówiłam się z wychowawczynią, że godzinę będę siedziała w bibliotece szkolnej. Czytanie książek jest ciekawsze, niż siedzenie na lekcji, którą trzeba odbębnić. Wszyscy traktowali ją jak piąte koło u wozu, albo się wygłupiali, albo pod ławką odrabiali lekcje z innych przedmiotów. Moje poglądy są dalekie od nauk Kościoła, jestem feministką, anarchistką i ateistką. Moi rodzice niby przejmują się tym, że w przyszłości chcę przeprowadzić apostazję, ale sami nawet w święta nie chodzą do kościoła. O Bogu przypominają sobie przy okazji ślubów, chrzcin i pogrzebów.
Święta dla mnie to po prostu wolne dni. Na co dzień każdy wraca o innej porze, nawet obiadów nie jemy razem. Potem każdy zajmuje się sobą. Przed świętami jest mobilizacja, żeby wspólnie sprzątać i gotować. Moja mama to mistrz kuchni. Uwielbiam jej ciasta, które robi kilka razy w roku, w tym właśnie na Boże Narodzenie. Kiedy już się napracujemy, mieszkanie posprzątane, jedzenie przygotowane, można leżeć sobie przed telewizorem, oglądać głupie świąteczne hity w TV, czytać książki, spotkać się z kuzynami, poleniuchować. Mogłyby trwać tydzień. I nic nie ma tu do rzeczy Bóg.
Urszula (27 lat, ekonomistka z Łodzi):
— Przeprowadziłam apostazję (oficjalne wystąpienie z Kościoła). Skoro uważam, że Bóg nie istnieje, to nie ma po co świętować jego narodzin, śmierci czy zmartwychwstania. Mama nie żyje. Ojciec święta spędza ze swoją drugą rodziną, odszedł od nas, kiedy byłyśmy z siostrą małe. Siostra jedzie do teściów. Nie mam wyrzutów sumienia, że swoją decyzją ranię bliskich. Zazwyczaj odwiedzam ich przed lub tuż po świętach.
Paradoksalnie uwielbiam ten czas. Co roku wspólnie z chłopakiem planujemy podróż. Jego rodzina jest pochodzenia żydowskiego, ale nie praktykują judaizmu. Tym bardziej nie obchodzą katolickich świąt. A my w środku zimy robimy sobie wypad do jakiegoś miłego i ciepłego kraju. Wracamy wypoczęci i opaleni. W pracy widzę moje zmęczone koleżanki, które nieźle tyrają, żeby przygotować tony jedzenia i posprzątać. Dla większości z nich, nawet jeśli deklarują, że są wierzące, święta to fikcja. Nie są żadnym religijnym przeżycie, już dawno skomercjalizowały się. Wiążą się tylko z bieganiną za choinką, prezentami i jedzeniem. Nie czuję, że coś ważnego tracę nie uczestnicząc w tym zakupowym szaleństwie. Zamiast najeść się i napić przy choince, odpoczywam w miłym otoczeniu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze