Matka i córka – przyjaciółki na zawsze?
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuIch relacja wydawała się wyjątkowa – głęboka, oparta na zrozumieniu i miłości. Matka i córka, zachowujące się jak dwie przyjaciółki, które niewiele dzieli, za to wiele łączy, wzbudzały kontrowersje wśród dorosłych, a zazdrość wśród znajomych dzieci. Tylko czy model wychowania na zasadach partnerstwa zdaje egzamin? Czy jest on faktycznie lepszy niż jasna relacja matka-córka?
Agata (25 lat, kosmetyczka z Lublina):
— Mojej ciotce od początku nie układało się w małżeństwie. Ona jest kobietą w typie przekupy, wujek Paweł z kolei był małomównym pantoflarzem. Ta różnica charakterów źle ciotkę nakręcała, bo traktowała wuja jak ułomnego — ciągle darła się na niego, kpiła i poniżała. On sobie z tego nic nie robił, przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Cały dom prowadziła ona, a że rolę męża ograniczyła wyłącznie do roli bankomatu (wuj sporo zarabiał), można powiedzieć, że sama też wychowała córkę. Ala dobrze się uczyła, ale niezłe było z niej ziółko. Ojca miała za nic, traktowała go okropnie, zupełnie jak ciotka. Z matką za to miała fajny układ – razem biegały na zakupy, potem na kawkę, mówiły do siebie po imieniu. Chociaż kłóciły się o byle co — i nie przebierały wtedy w słowach – to zawsze trzymały się razem. Były nie matką i córką, a dwiema przyjaciółkami. Jej, jak ja im zazdrościłam!
Kiedy Ala zdała maturę, obydwie wyjechały do Warszawy. Wuj został i żył tu sam. One prowadziły barwne życie w stolicy i rzadko przyjeżdżały na prowincję. Ala studiowała bankowość i dziś jest bogatą szychą. Ciotka, z tego co wiem (choć to naturalnie była tajemnica), niedługo po wyprowadzce znalazła sobie faceta, jakiegoś dzianego profesora, z którym była przez te wszystkie lata, aż do jego śmierci (zmarł jakoś w zeszłym roku). Dobrze się w sumie ustawiła, bo ten kochanek załatwił jej dobrą posadę w prywatnej szkole wyższej, a i zostawił w spadku piękny dom. I tu zaczyna się jazda. Przebiegła ciotka przepisała tę posesję na córkę – może żeby nie dzielić się nią z mężem? Może planowała rozwód? No nie wiem. W każdym razie Ala, niedługo po tym, jak podpisała papiery u notariusza, podczas jakiejś kłótni, wyrzuciła matkę z domu. Ciotka, która jest już emerytką, uniosła się honorem, a może nie widziała innej opcji, więc wróciła do domu. Pomieszkali z wujem razem kilka tygodni, aż ten zachorował i zmarł. Po śmierci za wszystko żonie podziękował – z testamentu wynikało, że mieszkanie należy teraz do Ali. Nie orientuję się, jak to wygląda prawnie, ale faktem jest, że Ala – także z tego mieszkania — wyrzuciła matkę, a potem wymieniła wszystkie zamki. Ala ma dwie chaty, ciotka została bezdomna — no cyrk na kółkach!
Wszyscy jesteśmy w szoku, że Ala okazała się być taka bezwzględna. Przecież ciotka tuła się po rodzinie, znajomych… Moja matka twierdzi, że to wszystko wina pomysłu wychowawczego ciotki, znaczy tej ich przyjaźni. A mnie wydaje się, że gdyby ciotka szanowała ludzi, liczyła się z nimi i tego samego uczyła córkę, cała ta historia nie zakończyłaby się w taki sposób.
Magda (24 lata, studentka z Trójmiasta):
— Obok mnie mieszka starsza pani. Jest miła i elegancka, ale kiedy zamyka drzwi mieszkania… Pani Hania zawsze była barwnym ptakiem, żyła chwilą, pełną piersią, z przytupem. Wymykała się sztampie – nie pracowała, za to hulała na imieninach, wydawała pieniądze na prawo i lewo. Mogła sobie na to pozwolić, miała dwóch zamożnych mężów. Dziś jest wdową. Ma córkę, Karolinę, ekscentryczkę i niezłą cholerę. Pani Hania była postacią kontrowersyjną także dlatego, że swoje dziecko traktowała jak równe sobie. Była swojej córce bardzo oddana — potrafiła się nawet w jej imieniu kłócić i z dzieciakami, które Karolinie zrobiły przykrość, i z ich rodzicami. Były ze sobą bardzo blisko, mówiły sobie po imieniu, nawet ubierały się podobnie. Takie z nich były przyjaciółki, papużki nierozłączki. Dorosłe plotkary z osiedla ostro ją krytykowały, ale dzieciaki – tak starsze ode mnie dziewczyny, jak i my, smarkule — zazdrościłyśmy Karolinie takiej równej mamy.
Kiedy Karolina wyszła za mąż i wyprowadziła się do innego miasta, pani Hania mieszkała sama. Jednak kilka miesięcy temu Karolina chyba odeszła od męża, bo znów zamieszkała w naszym bloku. Na co dzień panie są raczej zgodne, ale jak zaczną się kłócić, to wióry lecą, no i najczęściej kończy się to interwencją policji. Nie wiadomo, co wtedy robić, bo one wyzywają się, wrzeszczą, biją. Słychać brzęk tłuczonego szkła i inne niepokojące odgłosy. Co i rusz walizka Hani ląduje z hukiem na schodach, bo Karolina, która jest właścicielką mieszkania, wyrzuca matkę z domu. Staruszka nie pozostaje jej dłużna, lamentuje i się głośno modli, wyzywa ją i wali pięściami w drzwi. Raz nawet, w jakimś amoku, załatwiła się na wycieraczkę. Tak naprawdę to najchętniej wezwałabym pogotowie psychiatryczne – obie panie z pewnością zakwalifikowałyby się na terapię.
Tak sobie na to wszystko patrzę i myślę, że to przykre i dziwne, że dwie bliskie sobie kobiety, tak bardzo podobne do siebie, mogą zachowywać się tak podle. Że matka może być tak bezlitosna dla swojego dziecka, a córka — tak okrutnie postępować z matką. Myślę, że wszystko byłoby inaczej, gdyby Karolina poważała swoją mamę, czuła do niej dystans, respekt i szacunek, a nie traktowała ją jak siksę, równą sobie koleżankę.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze