Matka i córka – przyjaciółki na zawsze?
Agata (25 lat, kosmetyczka z Lublina):
- Mojej ciotce od początku nie układało się w małżeństwie. Ona jest kobietą w typie przekupy, wujek Paweł z kolei był małomównym pantoflarzem. Ta różnica charakterów źle ciotkę nakręcała, bo traktowała wuja jak ułomnego - ciągle darła się na niego, kpiła i poniżała. On sobie z tego nic nie robił, przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Cały dom prowadziła ona, a że rolę męża ograniczyła wyłącznie do roli bankomatu (wuj sporo zarabiał), można powiedzieć, że sama też wychowała córkę. Ala dobrze się uczyła, ale niezłe było z niej ziółko. Ojca miała za nic, traktowała go okropnie, zupełnie jak ciotka. Z matką za to miała fajny układ – razem biegały na zakupy, potem na kawkę, mówiły do siebie po imieniu. Chociaż kłóciły się o byle co - i nie przebierały wtedy w słowach – to zawsze trzymały się razem. Były nie matką i córką, a dwiema przyjaciółkami. Jej, jak ja im zazdrościłam!
Wszyscy jesteśmy w szoku, że Ala okazała się być taka bezwzględna. Przecież ciotka tuła się po rodzinie, znajomych… Moja matka twierdzi, że to wszystko wina pomysłu wychowawczego ciotki, znaczy tej ich przyjaźni. A mnie wydaje się, że gdyby ciotka szanowała ludzi, liczyła się z nimi i tego samego uczyła córkę, cała ta historia nie zakończyłaby się w taki sposób.
Magda (24 lata, studentka z Trójmiasta):
Kiedy Karolina wyszła za mąż i wyprowadziła się do innego miasta, pani Hania mieszkała sama. Jednak kilka miesięcy temu Karolina chyba odeszła od męża, bo znów zamieszkała w naszym bloku. Na co dzień panie są raczej zgodne, ale jak zaczną się kłócić, to wióry lecą, no i najczęściej kończy się to interwencją policji. Nie wiadomo, co wtedy robić, bo one wyzywają się, wrzeszczą, biją. Słychać brzęk tłuczonego szkła i inne niepokojące odgłosy. Co i rusz walizka Hani ląduje z hukiem na schodach, bo Karolina, która jest właścicielką mieszkania, wyrzuca matkę z domu. Staruszka nie pozostaje jej dłużna, lamentuje i się głośno modli, wyzywa ją i wali pięściami w drzwi. Raz nawet, w jakimś amoku, załatwiła się na wycieraczkę. Tak naprawdę to najchętniej wezwałabym pogotowie psychiatryczne – obie panie z pewnością zakwalifikowałyby się na terapię.
Tak sobie na to wszystko patrzę i myślę, że to przykre i dziwne, że dwie bliskie sobie kobiety, tak bardzo podobne do siebie, mogą zachowywać się tak podle. Że matka może być tak bezlitosna dla swojego dziecka, a córka - tak okrutnie postępować z matką. Myślę, że wszystko byłoby inaczej, gdyby Karolina poważała swoją mamę, czuła do niej dystans, respekt i szacunek, a nie traktowała ją jak siksę, równą sobie koleżankę.