Przyjaźń po zakończeniu związku. Jest możliwa?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuKiedyś uznałbym, że nie. Po latach powoli zmieniam zdanie. Przyjaźń pomiędzy dwojgiem, którzy byli kiedyś razem, wymaga czasu i nowego otwarcia. Potrzebuje zupełnie nowej oprawy. Dlatego zdarza się tak rzadko.
Kiedyś uznałbym, że nie. Po latach powoli zmieniam zdanie.
W czasach młodości – po latach, jak z przykrością stwierdzam, zbyt mało grzesznej – byłem często i intensywnie porzucany. Z reguły słyszałem to samo: chciałabym, abyś został moim przyjacielem. Szlag mnie wówczas trafiał, gdyż zależało mi na zupełnie innym rodzaju zażyłości. Niejasno rozumiałem, że moje towarzystwo bywa fascynujące raz w tygodniu, a nie na co dzień. Po latach domyślam się, że mam na świecie dziesiątki przyjaciółek, których imion nie pamiętam i które wcale mnie nie obchodzą.
Potem miałem kilka poważnych związków, każdy dobiegł końca w huku, wśród ciśnień i żaden nie zrodził przyjaźni. Obserwując innych, przyznaję się do pomyłki. Przyjaźń między byłymi partnerami jest możliwa, niemniej zdarza się rzadko i wymaga spełnienia szczególnych okoliczności.
Trzeba dodać, że istnieją przynajmniej dwa rodzaje przyjaźni. Pierwszy nazywam przyjaźnią techniczną, pozbawioną zażyłości. Polega ona na tym, że możemy liczyć na drugą osobę, choć jej nie kochamy, nawet nie lubimy i wcale nie znajdujemy przyjemności ze wspólnego spędzania czasu. Tacy po prostu jesteśmy. Wierzcie albo nie, mam akurat takiego przyjaciela. Nie rozmawiamy ze sobą na co dzień, gdy jestem w Polsce, ani myślę do niego dzwonić i zadowalam się myślą, że u chłopa wszystko w porządku. Ale kiedy potrzebuje pomocy – jakiejkolwiek pomocy – może na mnie liczyć i vice versa. Nigdy nie zawiedliśmy, choć, szczerze mówiąc, nie przepadamy za sobą.
Ten rodzaj przyjaźni między dwoma byłymi partnerami jest możliwy i to od razu po rozpadzie związku, pod warunkiem, że zaufanie nie zostało zniszczone, nie zdarzyła się zdrada czy inna okropność. Ludzie rozchodzą się z różnych powodów. Najczęstszym, jak sądzę, jest nuda. W tym modelu facet przykręci półki w nowym mieszkaniu swojej byłej, a ona doniesienie mu lekarstwa w wypadku choroby. Będą dzwonić do siebie na urodziny, pożyczać sobie pieniądze i samochody, zapraszać się na kolejne śluby i świętować rozwody. Innymi słowy, bliska niegdyś osoba stanie się niewyraźnym, lecz istotnym elementem krajobrazu, którego na co dzień nie zwykliśmy dostrzegać.
Drugi rodzaj przyjaźni nazwałbym przyjaźnią zażyłą i wyraża się w tym wszystkim, co zwykli czynić przyjaciele. Mam na myśli zaufanie, gotowość do pomocy, mówienie prawdy bez ogródek i nieprawdy tylko wtedy, gdy kłamstwo może uratować drugą osobę. Chodzi o gotowość do poświęcenia i nieskrępowaną radość w spędzaniu wspólnego czasu. Innymi słowy, przyjaźń jest formą miłości, wyczyszczoną z erotyki.
Ale jeśli rozstaję się z dziewczyną, to właśnie dlatego, że jej nie ufam, nie chcę jej pomagać, a mówienie prawdy ani mi w głowie. W żadnym razie nie jestem gotowy do poświęcenia, a wspólne spędzanie czasu jest dla mnie przykre jak borowanie zęba przy pomocy śruby okrętowej. Rozchodzimy się, bo mamy siebie dosyć. Bo jedno zdradziło drugie, bo męczymy się ze sobą, nie mamy wspólnych zainteresowań, a seks uprawiamy tylko w imieniny miesiąca. Rozchodzimy się, bo już nie jesteśmy przyjaciółmi.
Amen, chciałoby się rzec. A jednak nie. Życie jest trochę dłuższe niż przypuszczałem.
Przyjaźń pomiędzy dwojgiem, którzy byli kiedyś razem, wymaga czasu i nowego otwarcia. Potrzebuje, rzekłbym, zupełnie nowej oprawy. Dlatego zdarza się tak rzadko.
Wyobraźmy sobie coś takiego. Krzysio i Tekla byli ze sobą przez dwa lata na początku studiów i sądzili, że zostaną ze sobą na zawsze. Zamieszkali razem, zaczęli się kłócić, w życiu Tekli pojawił się Michał, zaś Krzysio poznał Stefana. Rozleciała się ta miłość zupełnie, Krzysio i Tekla wylądowali w nowych związkach przysięgając sobie, że więcej na siebie nie spojrzą. Po prawdzie, Tekla próbowała otruć Krzysia, zaś Krzysio obluzował poręcz schodów prowadzących do jej nowego mieszkania. Potem rozjechali się i zapomnieli o sobie.
Dekadę później Tekla melduje się w drzwiach gabinetu weterynaryjnego z ukochanym Pikusiem na rękach. Pikuś złamał sobie ogonek i walczy o życie, a oczom zrozpaczonej Tekli ukazuje się Krzysio w białym fartuchu. Choć się poznali, raczej nie padną sobie w ramiona, po prostu nie wiedzą co powiedzieć. Krzysio ratuje Pikusia spod ostrza kostuchy i oznajmia konieczność długotrwałego leczenia. Tekla melduje się u niego, powiedzmy, raz w tygodniu i płaci jak za zboże. Rozmawiają, przełamują lody i wkrótce śmieją się wspólnie. Idą na kawę. Potem na kolację, już we czworo, razem z Borysem i Miguelem. Pojawiają się pierwsze prośby o pomoc, nawiązuje się nić zaufania i mamy przyjaźń jak się patrzy. Przynajmniej do czasu, aż Miguel ucieknie z Borysem.
Co się zmieniło? Dlaczego przyjaźń niemożliwa stała się możliwą?
Tekla i Krzysio nie są już „dwojgiem, których kiedyś coś łączyło” ale odpowiednio, dziewczyną z Pikusiem i lekarzem, co Pikusia uleczy. Pojawiła się relacja o innym charakterze, dająca nadzieję na zbudowanie czegoś większego. Są innymi ludźmi i nie muszą bazować na wspomnieniach. Przecież, do diabła ciężkiego, po „mnie” sprzed dekady nie pozostał nawet śmieszny ślad. Żywię nadzieję, że byłe dziewczyny zmieniły się na lepsze, a przynajmniej nie spotworniały.
Innymi słowy, przyjaźń pomiędzy dwojgiem, którzy byli w związku, jest możliwa pod warunkiem, że tych dwoje zapomniało już o tym, że kiedyś byli w związku. Mają nowe życia. Są inni. Tylko tyle. Aż tyle.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze