Oczy niebieskie od telewizora
MAŁGORZATA PRZYMUSZAŁA • dawno temuProszę pań, minął XX wiek – wiek zrównania praw kobiet w całym cywilizowanym świecie. Nastał wiek XXI. Stać nas na zakup odkurzacza, pralki, zmywarki, kuchenki mikrofalowej czy elektrycznej - chociażby na raty, które spłacamy pół dorosłego życia, ale zawsze. Nowoczesne jesteśmy, ba, realizujemy się zawodowo i w domu. W domu też zawodowo, ponieważ tu mamy drugi etat.
Dziś poniedziałek. Nastał, upragniony, po weekendzie, który większość Polaków wykorzystała na spacery, odwiedziny u teściowej bądź przygotowanie się do jej odwiedzin oraz, obowiązkowo, oglądanie telewizji. O spędzaniu wolnych chwil w możliwie wielu super-, mega- i hipermarketach nawet nie wspomnę. Jeżeli któraś z czytelniczek spędziła przedłużony okres wolnego na czymś innym — chylę przed nią czoła i biję się w pierś.
Ja, jako pospolity Polak, a konkretnie Polka, niedzielę spędziłam przed telewizorem. Oderwałam się od tego pożeracza czasu tylko na obiad, włączając w to czas na przygotowanie. Ale tak zwane okno na świat i tak ryczało w rogu salonu.
Oprócz filmów już nie raz przeze mnie oglądanych nie było kompletnie nic, na czym warto było zawiesić oko. Nie pozostało mi nic innego jak, ku uciesze mojego męża rzucającego mi dzikie spojrzenia (pewnie spostrzegł, że ma w domu wariatkę pierwszej wody), oglądać reklamy. Jak jedne się skończyły, to pstryk na inny kanał, gdzie właśnie leciały inne. I tak w kółko.
Po kilku godzinach wyszłam z tego transu i w ramach normalnego funkcjonowania wstawiłam pranie używając dwóch proszków: jednego zwykłego i jednego niezwykłego — Calgonu, bo jak ognia boję się zalania łazienki przez skamieniałą grzałkę. Gdy choć raz nie użyję odkamieniacza — wariuję.
I tak stałam się oto panią z okienka, która jest pouczana przez autorytet – męski, ciepły głos zza ekranu, którego posiadacz nigdy się nie ujawnia. Gdy mam jakiś problem — z pralką, doszorowaniem łazienki czy doborem farby do włosów, zawsze pojawia się on — głos najlepiej wiedzącego i zawsze służącego radą. On jako mężczyzna, jako autorytet. Gdyby naszym przewodnikiem po zakupach i prowadzeniu gospodarstwa domowego była kobieta, nie ufałybyśmy jej tak bardzo.
Czas wolny, czasem odwiedzin — o tym już wspomniałam. Teściowa zapowiedziała, że „wleci na minutkę”. Jak słyszę, że wleci, to już wiem, że na kilku godzinach się nie skończy. No i ja, jako porządna, pracowita, sumienna i jakże kochana synowa muszę mieć mieszkanie na błysk wysprzątane. Do tego ideału dążę, na taki swój wizerunek pracuję. Stereotyp stereotyp stereotypem pogania. Z jednej strony stereotyp dobrej synowej, która jak oszalała biega, by mieć czystą wannę, z drugiej — teściowej, która, nie dość, że gaduła, to jeszcze na początku robi obchód i ciągle kontroluje.
Teściowa sobie poszła. Przygotowałam dla niej kolację, ale ona, nie dając wyraźnego powodu, powiedziała, że musi lecieć. Wiele prawdy kryje się w porzekadle „przez żołądek do serca”. Najwyraźniej mamusia mojego męża nie chciała, żebym podbiła jej serce.
Kolację zjedliśmy z mężem we dwoje, czas najwyższy na posprzątanie. Dla nas, żon-kucharek, najwyższym priorytetem — po gotowaniu oczywiście — jest dbanie o czystość. To nasza pasja i życie. Czyścimy zaciekle zlewy, walczymy z bakteriami i zarazkami czającymi się w muszli klozetowej, zmywamy sterty naczyń jedną kropelką płynu, dopieramy do czysta koszule męża — fajtłapy, który się zagapił na hostessę w supermarkecie i sos — chlap na koszulę…
Nauczyłam się obsługi wynalazków XX wieku udoskonalonych w XXI, używam najnowocześniejszego sprzętu gospodarstwa domowego, by wydajniej sprzątać, w urozmaicony sposób gotować, dokładniej uprasować koszule, uprać większe sterty brudnych ciuchów i pościeli. A wszystko to po to, żeby dom lśnił i pachniał, gdy mąż wraca do domu by zjeść, odpocząć, poczytać gazetę lub iść na spacer z psem.
Po całodziennym oglądaniu reklam miałam oczy niebieskie od telewizora i mózg sterowany przez pilota, więc pewnie plotę bzdury…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze