Birma - biedna, zakurzona, piękna!
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuWyobraźcie sobie pięć tysięcy świątyń porozrzucanych między piaszczystymi wzgórzami i drzewami o gałęziach tak szerokich, jakby chciały objąć stare budynki, a stanie wam przed oczami miejsce, w którym jesteśmy. Warto było wdychać kurz i narażać wnętrzności na wstrząsy, żeby być tu przez chwilę. Jesteśmy w Bagan. Według niektórych to najpiękniejsze miejsce w Azji.
Nasze przydługie milczenie wypada skomentować. Jesteśmy od kilku dni wBirmie, prawie nie dając znaków życia. Prawie? Nie dając, bo niemieliśmy ich jak dać.
Przylecieliśmy do Yangunu, wielkiego śmierdzącego miasta wcześnie ranow piątek 24 lutego i daliśmy się zszokować. Tak, tak. Przeżyliśmyszok. To, że cofniemy się w czasie o jakieś 50 lat, wiedzieliśmy zlektur. Czytaliśmy również, że nie spotkamy bankomatów, komórkistracą zasięg, a poszukiwanie Internetu, który ma transfer szybszy niżruchy leniwca, może okazać się fiaskiem. To właśnie miało nam siępodobać. Ale już zupełnie nie spodobał nam się fakt, że zalewnie wciągu kilku tygodni tak bardzo spadł kurs kyata, że za wszystko trzebapłacić dużo drożej. Na nic się zdały tabelki z wyliczeniami mozolniepotwierdzane u krewnych i znajomych, którzy niedawno z Birmy wrócili. Dolar,który kosztował niedawno 1000 kyatów, teraz kosztuje 800. W oficjalnychkantorach kurs jest jeszcze gorszy. Dlatego mówi się w hotelu, że chcesię wymienić pieniądze i po chwili zjawia się Pan Wymieniacz z workiempieniędzy. Wymieniając 400 dolarów, rekomendowane przez znawców,otrzymaliśmy ogromny plik banknotów. Do kieszenie nie chciał sięzmieścić.
Ceny hoteli też się zmieniły. Hotel za 15 dolarów stał się nagle 30-dolarowy. A ponieważ bankomatów nie ma… od początku zdajemysobie sprawę, że musimy opracować plan B, czyli szybciej wrócić doTajlandii.
Zadziwił nas też tutejszy smród. Ścieki płyną pod chodnikami, wktórych co kilkanaście metrów jest wielka, niczym niezabezpieczonadziura. Wydobywa się z niej straszny fetor. Idzie się takim chodnikiem,widzi dziurę, zeskakuje na jezdnię, znów wspina na chodnik (różnicapoziomów to około 30–40 cm) i tak w kółko. Szczególnie ciekawie jestwieczorem, bo nie ma tutaj latarni. Lepiej więc cały czas iść skrajemjezdni licząc na szczęście niebycia rozjechanym przez rowerową rikszęlub motocykl.
Na szczęście oprócz niedogodności spotkały nas też w Yangunie miłerzeczy, takie jak wizyta w Shwedagon Paya, która właśnie obchodzi 2600rok istnienia, bo tak zarządził tutejszy rząd. Archeolodzy twierdzą,że ma około tysiąca lat. Nie ważne. I tak jest piękna. Wieczorem, kiedy błyszczy kolorowymi światłami i rozbrzmiewa śpiewemMnichów, wydaje się miejscem zupełnie nieprzystających do miasta wdole. I takich miejsc szukamy, ruszając w dziesięciodniową podróż przezBirmę zwaną teraz Myanmar. Tak zarządził rząd.
Wyobraźcie sobie pięć tysięcy świątyń porozrzucanych międzypiaszczystymi wzgórzami i drzewami o gałęziach tak szerokich, jakbychciały objąć stare budynki, a stanie wam przed oczami miejsce, w którymjesteśmy. Warto było wdychać kurz i narażać wnętrzności nawstrząsy, żeby być tu przez chwilę. Jesteśmy w Bagan. Wedługniektórych to najpiękniejsze miejsce w Azji. Jesteśmy zauroczeni każdąświątynią, którą tutaj odwiedzamy. W czasach starożytnych bogaciludzie budowali tu świątynie, aby zasłużyć na lepszą reinkarnację.Może w tej chwili nie są pająkami, ale dali światu coś, przed czymtrzeba chylić czoła. Drugi dzień oglądamy pagody i wciąż nie możemysię nasycić.
W uszach dźwięczą nam głębokie i czyste tony dzwonów, poruszanychprzez wiernych na dziedzińcach świątyń. Przed oczami stoją wozyciągnięte przez woły. Zakurzony orszak wyłania się od czasu do czasuzza którymś z zabytków.
Młodzi mnisi bawią się w berka przed drewnianym klasztorem, niewielerobiąc sobie z powagi miejsca i noszonych przez siebie szlachetnych szat.To tylko dzieci, psotne jak wszystkie inne. Rano wezmą żebracze misy iwraz ze starszymi braćmi ruszą przez wieś z niemą prośbą o jedzenie. Takie orszaki można spotkać jak Birma długa i szeroka.
Pięknych obrazków jest tu tak dużo, że aparat nie nadąża ichrejestrować. Ale pod tym pięknem kryje się również ogromna biedaludzi, praca dzieci, codzienny znój. Jest o czym myśleć podróżując ponierównych drogach.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze