Zostałam zgwałcona. Zaszłam w ciążę
EDYTA LITWINIUK • dawno temuPrzejechał pociąg. Może dlatego nie zauważyła, gdy ktoś przewrócił ją na ziemię. Pamięta tylko, że było ich dwóch. Kiedy próbowała się wyrwać, dostała w twarz. Gwałcili ją po kolei. Szybko, bez słów. Wszystko trwało zaledwie kilka minut. Kiedy skończyli, znów przejechał pociąg. A oni po prostu wstali i odeszli. Zostawili ją tam, gdzie leżała. Zużytą i niepotrzebną. To wtedy musiało zakiełkować w niej „coś”.
1600. Tyle Anka zapłaciła. Za to, żeby „to coś” z niej usunięto. Bo Anka od początku w myślach nazywała to, co w niej kiełkowało, „cosiem”. Żaden „mały człowiek”, żadne „życie” - coś. Embrion, pasożyt, obcy. Nie miała wyrzutów sumienia, że myśli w ten sposób. Z tych uczuć skutecznie wyprano ją w tamten wieczór. Ciepły, letni wieczór, którego nie zapomni do końca życia.
Najpierw była kłótnia z chłopakiem, trzaśnięcie drzwiami i samotny spacer do domu. Zmierzchało, ale nie spieszyła się, była wściekła. Sama nie wie, dlaczego skręciła w tamtą uliczkę, przecież nigdy nie chodziła nią wieczorem. Może po prostu się zamyśliła i zrobiła to nieświadomie. Fakt, że nie powinna tędy iść, uświadomiła sobie dopiero w połowie drogi. Do domu było już niedaleko, więc zdecydowała się zaryzykować i dalej szła w półmroku starych kamienic. Obok przejechał pociąg i zawył przeciągle. Może dlatego nawet nie zauważyła, kiedy ktoś przewrócił ją na ziemię.
Pamięta tylko, że było ich dwóch. Cuchnących benzyną i potem. Kiedy próbowała się wyrwać, dostała w twarz. To, co wydarzyło się później, obserwowała, jakby jej nie dotyczyło, jakby wydarzyło się komuś zupełnie obcemu. Gwałcili ją po kolei. Szybko, bez słów. Wszystko trwało zaledwie kilka minut, a dla niej każda sekunda wydawała się wiecznością. Kiedy skończyli, znów przejechał pociąg. A oni po prostu wstali i odeszli. Zostawili ją tam, gdzie leżała. Zużytą i niepotrzebną. To wtedy musiało zakiełkować w niej „coś”.
Podniosła się dopiero po chwili. Była całkowicie odrętwiała, jakby nieprzytomna. Nie pamięta, jak dotarła do domu. Przez pierwszych kilka dni nigdzie nie wychodziła, czuła się jak w półśnie. Nie powiedziała nikomu. Wiedziała, że nic dobrego z tego nie będzie. Że gdyby opowiedziała o tym, co spotkało ją tamtego wieczora, już na zawsze przypięto by jej etykietkę ofiary. Milczała i powoli wracała do żywych. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale jakimś cudem udało jej się wyprzeć ze wspomnień tamten dzień. Powoli zapominała.
A potem boleśnie uświadomiła sobie, że to jednak nie będzie takie łatwe, bo pojawiło się „coś”. Pamięta, jaki wstręt i odrazę poczuła, kiedy piąty test ciążowy kolejny raz utwierdził ją w obawach. Żadnych ciepłych uczuć — czysta nienawiść. Nie zastanawiała się ani chwili. Chciała tylko, aby to „coś” z niej znikło.
Anka nie miała żadnych rozterek, kiedy już znalazła lekarza, który za 1600 gotów był usunąć z niej obcego. Wychodząc z jego gabinetu, czuła tylko ulgę, nic więcej. O tamtym dniu wciąż pamiętała, ale to już tak nie bolało. Jakby w ten pokrętny sposób — usuwając ciążę — wycięła tych kilka minut ze swojego życiorysu.
***
Iza zaznacza, że do tej pory nie pogodziła się z tym, co się wtedy stało. Jest wściekła, ale nie może tego okazać. Bo jak można być wściekłym na swoje dziecko? Przecież to nie Julka była winna. Tak, jest wściekła na tamtych trzech. Jak można chodzić z kimś do jednej klasy przez trzy lata, a potem zachować w taki nieludzki sposób?
Iza chce o tym rozmawiać. Mówi, że to jedyny sposób, żeby się jakoś uporać z tą świadomością. Jedyny dla niej, bo Julka swojego sposobu chyba jeszcze nie znalazła. Więc Iza opowiada. Najpierw długo mówi o tym, że ci trzej to nawet kilka razy byli w jej domu. Że klasa Julki zawsze była taka zgrana. Że większość to dzieciaki z dobrych domów.
Nie miała żadnych obaw, kiedy pozwoliła Julce iść na tę imprezę. Przecież większość osób to koledzy z klasy. Więc czego miała się bać? Do tej pory pamięta swoje przerażenie, kiedy jej dziecko wróciło. Roztrzęsione, zapłakane, w podartej sukience. Iza długo wydobywała z Julki strzępki informacji, żeby ułożyć sobie obraz tego, co się stało. Kiedy upewniała się w swoich obawach, bez namysłu złapała Julkę za rękę i ruszyła na policję. Wiedziała, że córka długo jej tego nie wybaczy, że wolałaby zapomnieć. Jednego była pewna: nie pozwoli, by ktoś, kto skrzywdził jej dziecko, nie został za to ukarany.
Iza wiedziała, że będzie ciężko. Że Julka będzie musiała opowiadać o tym kilku osobom, że czeka ją badanie ginekologiczne. Faktycznie, tamten dzień był dla jej córki koszmarem. Ale Iza była jednego pewna: z czasem Julka dojdzie do tego, że to było jedyne prawidłowe postępowanie w tej sytuacji. Jedyna rzecz, którą mogły wtedy zrobić.
Od tego feralnego dnia minęły trzy lata. Iza dla dobra swojego dziecka przeprowadziła się na drugi kraniec Polski. Nie musiała, bo ci trzej ponieśli karę. Ale nie chciała, żeby Julce wszystko wokół przypominało o tym, co się wydarzyło. I choć minęło tyle czasu i obie mają za sobą serię spotkać z psychologiem, Iza dalej jest wściekła. Najbardziej jednak na samą siebie. Tak jakby mogła w jakiś sposób temu zapobiec, jakby mogła ochronić swoje dziecko. Zareagować w porę, przyjść z pomocą. A przecież ma świadomość, że czasu już nie da się cofnąć. Iza nie wie, czy kiedykolwiek się z tym wszystkim pogodzi. Ma tylko nadzieję, że Julka zdoła jakoś zapomnieć.
***
Kamila nie była jedną z tych, które wychodzą za mąż po zaledwie kilkumiesięcznej znajomości. Jacka znała praktycznie od zawsze. Chodzili razem do podstawówki, potem do szkoły średniej, studiowali w tym samym mieście. Zanim wzięli ślub, byli parą prawie sześć lat. Początkowo układało im się nieźle. Dzięki dobrej pracy mogli sobie pozwolić na kredyt mieszkaniowy. Byli na swoim, zarabiali na siebie, raz w roku wyjeżdżali na zagraniczne wakacje. Zresztą, między nimi układało się jak najlepiej. Znali się już tyle czasu, więc nie musieli się do siebie przyzwyczajać, uczyć się siebie.
Sama nie wie, kiedy zaczął się kryzys. Może wtedy, kiedy Jacek stracił pracę i przez kilka miesięcy był na jej utrzymaniu? Może wtedy, kiedy z nowej pracy zaczął wracać coraz później? A może jednak kiedy wyczuła pierwszy raz delikatną woń obcych perfum? Kamila nie mogła dojść, co się dzieje. Dlaczego człowiek, którego — wydawało się — zna od podszewki, stał się nagle obcy.
Kryzys przyszedł pewnego wieczoru, kiedy Jacek wrócił wyjątkowo późno. Z daleka poczuła od niego alkohol. Próbowała być miła, żeby nie wywołać kłótni, ale on od progu szukał zaczepki. Wystarczyło, że potknął się o jakiś kapeć, żeby zacząć kłótnię. Zarzucał jej, że jest bałaganiarą, że nic nie robi… Nigdy go takim nie widziała. Przecież na co dzień to miły, kulturalny człowiek. Jego zarzuty były jak fala. Czepiał się o coraz więcej, miał coraz bardziej absurdalne zarzuty. Na koniec zaczął jej wytykać, że nie stara się w łóżku. Kamila słuchała oniemiała — mąż zarzuca jej oziębłość i brak fantazji. Nie wydusiła ani słowa. Nagle stwierdził, że nauczy ją, jak „to” się robi. Rzucił ją na łóżko i zgwałcił.
Następnego dnia przepraszał za to, co zrobił. Mówił, że nie wie, co mu się stało, że nie był sobą, że to się więcej nie powtórzy. Uwierzyła. Winiła siebie. Zarzucała, że może faktycznie się nie starała, że może ostatnio była zbyt zaabsorbowana pracą… A potem był kolejny raz, kiedy Jacek wrócił po alkoholu i potraktował ją jak gumową lalkę. Potem kolejny i jeszcze jeden. Za każdym razem przepraszał i twierdził, że to się więcej nie powtórzy. I być może trwałaby w tym, gdyby przypadkiem nie natrafiła w Internecie na wyznania pewnej kobiety, ofiary przemocy domowej. Kamila nigdy tak o sobie nie myślała. To ją ocuciło. Na szczęście we właściwym momencie, bo kilka dni później dowiedziała się, że jest w ciąży. Odeszła od męża. Nie mogła pozwolić, żeby jej dziecko wychowywał taki człowiek.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze