Seks, strach i przywiązanie
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuSeks ma to do siebie, że większość z nas chce go uprawiać, ale nie wszyscy wiedzą, jak się do tego zabrać. Czasami wynika to z braku rzetelnej edukacji, a często z powodu niskiej samooceny. Kolejny przegląd prasy poświęcamy artykułom opisującym problemy seksualne współczesnych kobiet.
W przeglądzie prasy znajdziemy również propozycje, które w ciekawy sposób analizują psychikę dzisiejszego człowieka. Wynika z nich to, że jesteśmy skłonni do katastroficznego myślenia i bardzo uzależniamy się od naszych partnerów, odbierając im i sobie poczucie wolności.
Podobno nie ma na świecie ciekawszej przyjemności niż seks. Kochanie się odpręża, daje radość, doładowuje nasze akumulatory i przede wszystkim podnosi autoocenę. Niestety nie zawsze tak jest. Jak pisze tygodnik Newsweek Polska aż jedna trzecia kobiet doświadcza złego humoru po seksie, nawet jeśli był on udany. Takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych przez naukowców z Queensland University of Technology w Brisbane. To oni zbadali ponad 200 młodych kobiet. Prawie 33% z nich przyznało, że po seksie odczuwało melancholię, niepokój, rozdrażnienie, nerwowość i płaczliwość. Prowadzący badania profesor Robert Schweitzer dodaje: […] jeszcze bardziej zaskakujący był fakt, że 10 proc. przyznało się do tego, iż odczuwa je regularnie co jakiś czas lub niemal za każdym razem.
Taki stan określany jest przez naukowców mianem dysforii postkoitalnej i pojawia się bez względu na to, czy uprawialiśmy seks z partnerem, którego darzymy uczuciami lub nie. Przyczyny takiej reakcji nie są jeszcze znane, więc nie wiemy, jak jej przeciwdziałać.
Profesor Schweitzer analizował również teoretyczne zależności między zaburzeniami postkoitalnymi a traumą, którą niektóre kobiety doznały w dzieciństwie (jej źródłem była przemoc seksualna). Z jego badań wynika, że związek między tymi zjawiskami nie jest oczywisty. Także stres nie może być odpowiedzialny za dysforię postkoitalną. W tym przypadku istotne mogą być predyspozycje biologiczne.
Źródło: Zły humor po seksie?, Newsweek
***
Polecamy jeszcze jeden artykuł z Newsweeka poświęcony seksowi. Wynika z niego to, że 29% kobiet z powodu otyłości unika seksualnego zbliżenia. Natomiast 13%, jeśli decyduje się na współżycie, gasi światło, czując się skrępowane wyglądem swojego ciała. Takie, bardzo niepokojące wnioski, płyną z badań opisanych przez Jamesa Tozera w książce Sex in the Nation.
A jak jest u mężczyzn? Tu dane są nieco bardziej optymistyczne, bo tylko 8% panów twierdzi, że wygląd stanowi przeszkodę w satysfakcjonującym życiu seksualnym. Jak wyjaśnia cytowany w tekście polski seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz, mężczyźni mają dobre samopoczucie w każdej sytuacji. Są mniej krytyczni wobec siebie. Kobiety są bardziej uwarunkowane na poczucie atrakcyjności, podobania się.
Wszystko jest subiektywne – to stwierdzenie dotyczy przede wszystkim naszej samooceny. Niektóre otyłe kobiety są przekonane o swojej urodzie, a te, które możemy uznać za chodzący ideał, mają wobec siebie poważne zastrzeżenia. Co podtrzymuje zniekształcony obraz ciała? Wpływają na to nie tylko zaburzenia natury fizjologicznej, czynniki psychiczne, ale również relacje społeczne - twierdzi prof. Lew-Starowicz.
Pamiętajmy jednak, że za seks odpowiedzialny jest nasz umysł – to tam wszystko się zaczyna. Dowód: miłość jest w stanie przysłonić wszystkie niedoskonałości naszego partnera. W drugą stronę mechanizm ten również powinien działać: jeśli ktoś lubi uprawiać z nami miłość, to znaczy, że jesteśmy dla niego atrakcyjni. Dlatego bądźmy mniej krytyczni. I nie zapominajmy o tym, że o ciało trzeba dbać, bo otyłość nie jest w modzie. Poza tym negatywnie wpływa na popęd seksualny, powoduje zaburzenia erekcji oraz utrudnia osiągnięcie orgazmu. Zadziwiający paradoks: im mniej jemy, tym lepiej się czujemy i lepszy mamy seks. Lepiej więc zrezygnować z przyjemności (np. słodyczy), żeby otrzymać coś znacznie słodszego.
Źródło: Kochanie, seksu nie będzie, bo jestem za gruba…, Newsweek
***
Seks sprzęgnięty jest z naszą psychiką. Podobnie dzieje się z naszymi reakcjami na katastrofy, wypadki drogowe, powodzie i trzęsienia ziemi. Pisze o tym Edwin Bendyk w artykule opublikowanym w tygodniku Polityka. Dziennikarz ten analizuje najpoważniejsze wydarzenia o zasięgu globalnym, które trwale wpłynęły na nasze lęki, fobie i obawy. Rzeczywiście było tak, że po zamachach z 11 września 2001 roku ludzi na całym świecie opanował strach przed korzystaniem z samolotów. To spowodowało, że zwiększył się ruch samochodowy, a przez to ilość śmiertelnych wypadków na drogach. Autor tekstu przytacza w artykule dane pochodzące z książki Dana Gardnera Risk. The Science and Politics of Fear (Ryzyko. Nauka i polityka strachu): […] gdyby terroryści porywali i rozbijali jeden amerykański samolot pasażerski tygodniowo, zagrożenie śmiercią dla podróżnego latającego raz w miesiącu byłoby jak jeden do 135 tys. Prawdopodobieństwo śmierci w wypadku samochodowym jest 20-krotnie większe. Żadne jednak odpowiedzialne władze nie złagodzą polityki bezpieczeństwa antyterrorystycznego na lotniczych trasach, co nie oznacza, że nie znają się na rachunku prawdopodobieństwa. Jednak na pewno mają problemy z określeniem tego, co jest bezpieczne, a co nie. Okazuje się bowiem, że Amerykańska Agencja Bezpieczeństwa Lotów pozwala, by dzieci, które nie ukończyły dwóch lat, mogły latać bez biletu, siedząc na kolanach swoich rodziców. Bendyk, powołując się na Gardnera, nazywa to skrajną nieodpowiedzialnością, bowiem w razie wypadku dziecko na kolanach (i jego opiekun) ma znacznie mniejsze szanse na przeżycie niż przypięte samodzielnie do siedzenia. FAA wyliczyła jednak, że zaostrzenie przepisów oznaczałoby podniesienie kosztów podróży średnio o 185 dol. na rodzinę, w rezultacie jedna piąta z nich zrezygnowałaby z samolotu, wybierając znacznie mniej bezpieczny samochód.
Więcej informacji o paradoksach podróżowania znajdziemy we wciągającym artykule Edwina Bendyka, który „na warsztat” bierze nasz lęk przed rekinami, obawę przed korzystaniem z telefonów komórkowych oraz strach przed napromieniowaniem po wybuchu w elektrowni atomowej.
Źródło: Jak nie bać się katastrof, Polityka
***
Kolejny ciekawy tekst, poświęcony naszej psychice, pojawił się w Wysokich Obcasach, sobotnim dodatku do Gazety Wyborczej. Jest to rozmowa z psychoterapeutką Małgorzatą Liszyk-Kozłowską, która prowadzi m.in. zajęcia rozwojowe dla kobiet oraz warsztaty umiejętności wychowawczych dla rodziców. To ona była autorką projektu „Świat przyjazny dziecku” w Komitecie Ochrony Praw Dziecka. Rozmowa poświęcona jest interesującej kwestii: jak zbudować związek, w którym jeden z partnerów nie będzie symbiotycznie związany z drugą osobą, czyli będzie mógł np. spędzić czas bez towarzystwa ukochanej osoby. Ewa Pągowska, autorka wywiadu, cytuje na początku ciekawą wypowiedź mężczyzny-singla: Chciałbym mieć kiedyś taką kobietę, że kiedy będzie zbliżać się weekend, ja nie będę pewien, że ona chce go spędzić ze mną”. Pada pytanie: „Czy nam, kobietom, marzą się symbiotyczne związki?
Liszyk-Kozłowska twierdzi, że kobiety częściej niż mężczyźni za związek idealny uważają ten, który oparty jest na całkowitej symbiozie, czyli idealnym zespoleniu osobowości, potrzeb i marzeń. Taki związek określa egzystencję kobiet, gwarantując im życiową stabilizację. Każda wolna chwila, jaką spędzają w ciągu dnia, jest w pewien sposób związana z funkcjonowaniem partnera: Przeważnie więc kobieta zaczyna tworzyć własne plany na weekend dopiero wtedy, kiedy dowiaduje się, że nie została uwzględniona w planach partnera. Na szczęście takie zachowanie nie jest regułą, twierdzi Liszyk-Kozłowska, bowiem są kobiety, które mają swoje potrzeby oraz poczucie własnej wartości. I, co ważne, potrafią się o nie zatroszczyć. Skąd takie podejście? Wynika ono przede wszystkim z wychowania. Jak twierdzi psychoterapeutka, takie kobiety przeważnie […] wyniosły dobre wzorce z domu. Ich matki umiały zadbać też o siebie. Miały własne 'kawałki', w których nie było miejsca na męża i dziecko. Ich córki też nie będą zachowywać się wobec mężczyzn jak plastelina. Im mężczyzna nie powie: „Jutrzejszy dzień jakoś sobie zagospodaruj, bo ja jestem zajęty”.
Jak wyglądać powinien normalny związek? Otóż tworzą go ludzie, którzy zdają sobie sprawę, że ktoś może mieć własne plany. I potrafi o nich rozmawiać, ustalając wspólny kalendarz. Symbioza jest naturalna dla etapu zakochania - mówi Liszyk-Kozłowska. — Wtedy mamy ochotę być ze sobą niemal bez przerwy. Jednak dojrzały związek to już nie dwie sklejone landrynki tylko raczej dwa zachodzące na siebie kręgi. Jest część wspólna i są części osobne. I, paradoksalnie, im większa jest w nas zgoda na to, że partner ma swój kawałek świata, tym bardziej atrakcyjne staje się dla nas bycie razem. To, co partner przeżywa osobno, często czyni go dla nas bardziej atrakcyjnym.
W jaki sposób przemodelować swoje myślenie? Jak zbudować udany związek? O tym więcej w Wysokich Obcasach.
Źródło: Jak się odkleić?, Wysokie Obcasy
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze