Zakaz palenia
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPalenie jest czymś cudownym i powinno zyskać jak najszersze wsparcie, tego właśnie oczekuję od władz i organizacji pozarządowych. Czasem włączam sobie filmy z lat sześćdziesiątych, łezka mi się kręci na widok zadowolonych palaczy w samolotach i na aukcjach dzieł sztuki. Papierosy to fetysz, coś absolutnie zbędnego, co czyni je szczególnie pięknym. Posłowie pracują właśnie nad zakazem palenia. Walka z paleniem ma na celu zbydlęcenie społeczeństwa.
Posłowie pracują właśnie nad zakazem palenia; w ten sposób lepsza część społeczeństwa ulegnie pognębieniu.
Palenie jest czymś cudownym i powinno zyskać jak najszersze wsparcie, tego właśnie oczekuję od władz i organizacji pozarządowych. Czasem włączam sobie filmy z lat sześćdziesiątych, łezka mi się kręci na widok zadowolonych palaczy w samolotach, na aukcjach dzieł sztuki i tym podobnych. Papierosy to fetysz, coś absolutnie zbędnego, co czyni je szczególnie pięknym. Odróżnia nas też od zwierząt – widziałem smutne psy, zamyślone, zapracowane, rozbawione, pijane nawet, ale na takiego ze szlugiem nigdy nie natrafiłem. Być może walka z paleniem ma na celu zbydlęcenie społeczeństwa.
Wielokrotnie powtarzane kłamstwo rzeczywiście stroi się w piórka prawdy – wśród zgiełku medialnego zapomnieliśmy zupełnie, że zwolennicy zakazu nie mają w ręku żadnych argumentów. Weźmy choćby schizofreniczną postawę państwa, które, z jednej strony, intensywnie wspiera antynikotynowe lobby, z drugiej czerpie krociowe zyski z podatku akcyzowego; tych nie odstąpi nawet za Gdańsk. Argument z knajpami jest w ogóle durny, gdyż kwestia palenia/nie palenia winna pozostawać w gestii właściciela, miłośnicy zdrowia zwyczajnie mogą wybrać lokal wolny od dymu, gdzie respektuje się ich słabości. Nikt też nie musi stać za barem i wdychać. Dym przeszkadza? O rety, wrażliwy nosku, mnie złości warkot samochodów i wrzask bachorów, przestańmy się rozmnażać i chodźmy wszędzie na piechotę.
Papierosy szkodzą – i dobrze. Dołóżmy im jeszcze nikotyny, substancji smolistych nasypmy aż po filtr. Myślę, że w walce z paleniem najbardziej przeraża mnie nie to, że będę wkrótce płacił mandaty w knajpach, ale ta histeryczna troska o siebie, o własne zdrowie – rozumna pogarda dla własnego życia jest najzdrowszym uczuciem, jakie znam. Moje myśli zwracają się ku bohaterom naszych parszywych czasów. Do Dubravki Ugresic, nieustannie fotografującej się ze szlugiem, do Johnny’ego Deppa, który wyniósł się ze Stanów do Francji w rozpaczliwej nadziei, że tam prawo antynikotynowe okaże się mniej restrykcyjne, do Jana Nowickiego, jednego z ostatnich ludzi palących na wizji (stało się to w programie Kuby Wojewódzkiego), wreszcie do Romana Kostrzewskiego – widziałem zdjęcie, na którym ów zacny śpiewak leży pod stołem przytulony do paczki Marlboro setek.
Nie o tym jednak, zastanawiałem się, kto jest głównym wrogiem nas, palaczy. Zapomnijmy o niepalących, ci wykazują się najczęściej wysoką tolerancją, jakby przeczuwali, że w towarzystwie palacza dotykają lepszego świata, do którego nigdy nie weszli. Gorsi już są dezerterzy, apostaci, czyli ci, którzy palenie rzucili. Swoim zachowaniem przypominają rozpustnika nawróconego na drogę cnoty – ten będzie zawsze pierwszy do podpalenia burdelu. Ci znów są stosunkowo nieliczni. Ogarnia mnie przerażające wrażenie, że wrogami palenia stajemy się my sami, palący.
Nie mam na myśli siebie, w ogóle, to tragiczne zjawisko na kobietach stoi. Przemysł nikotynowy wyszedł im naprzeciw jak tylko umiał, wymyślono przecież szlugi mentolowe, cienkie oraz superlighty. A tu czarna niewdzięczność. Kobieta ma, niestety, tę dziwną cechę, że pali jak marynarz w porcie, zarazem sprzeciwiając się wszelkim konsekwencjom związanym z tą przyjemną czynnością. Znam wiele takich. Dziewczyna może kurzyć i półtorej paczki dzień w dzień, zarazem wprowadzając terror, o jakim nie śniło się niepalącym.
Przykłady – owszem, kurzymy, ale tylko na balkonie, nawet w zimie i to takiej, że żar zamarza. Niektóre są na tyle łaskawe, że współpalaczowi wydzielą kącik w kuchni, gdzie może, od biedy, sobie zajarać, co oczywiście nie jest możliwe podczas przyrządzania któregoś z rozlicznych posiłków w ciągu dnia. Podobno mieszanina dymu i woni potraw rodzi coś okropnego, coś, mamusiu, zwyczajnie nie do zniesienia, należy koniecznie przegonić palacza i samej poprzestać, choćby nieszczęsne płuca wykręcały swe czarne pęcherzyki w oczekiwaniu na nikotynę. Nagotowawszy, najadłszy się po uszka, kobieta pędzi do kuchni i tam, nerwowo, oddaje się papierosowej przyjemności. Facet jest już tak wściekły, że w myślach wykurzył już paczkę i to bez filtra.
Kłopot obiadowy wydaje się jeszcze do uniknięcia, zamówmy sobie żarcie przez internet, albo chodźmy do restauracji, wypaliwszy po drodze ile się da – w środku już nie będzie można. Częściej, płeć piękna ustami najdroższych swych przedstawicielek podnosi inny argument. Nie palimy w mieszkaniu, bo będzie śmierdzieć. Ubrania zatęchną, dym wgryzie się w ściany. Nie umiem tego pojąć. Owszem, kobieta kopci i kopci, zarazem nie godząc się na uboczną konsekwencję, jaką jest rzekomo przykry zapach (moim zdaniem jest dokładnie na odwrót – świat cuchnie, papierosy szczęśliwie niwelują odór). Himalaista nie ma prawa narzekać na nogę złamaną podczas wspinaczki, alkoholik też zrozumie, że wątroba wcale go nie nienawidzi i wysiadła z zupełnie innych przyczyn. Palenie bierzmy z całym dobrodziejstwem, łącznie z przesiąkniętą dymem bluzeczką. Tak jest uczciwie, nie przeczmy samym sobie.
Jednak nie – skoro pozbyliśmy się szlugów z własnego salonu, to co za problem wywalić je z knajpy, pociągu, restauracji?
Te obostrzenia, wyrzucenie palenia do kuchni lub na balkon odbiera ludziom jedno z najpiękniejszych doznań, jakie istnieją. Myślę, że większość zgodzi się, że papieros to najcudowniejsza rzecz pod słońcem, ale, znów proszę o zgodność, seks znajduje się też wysoko, bo na drugim miejscu. Niektórzy mogą zaproponować odwrotną kolejność, zbaczając z drogi prawdy w ciemny jar kłamstwa. Papierosy po prostu są jeszcze bardziej powszechne, o paczkę wciąż łatwiej niż o miłosny numerek – spokojnie, robaczki, to już niedługo się skończy.
O czym próbuję tu napisać? Chyba nie jestem godzien, śpiewano już piosenki, kręcono filmy, powstały przepiękne książki. Skoro seks jest wspaniały, papieros jeszcze wspanialszy, to co niewątpliwie jest „najdoskonalszą najdoskonałością”? Otóż papieros po numerku. W mokrej pościeli, przy lampce dającej blade światło, dwie dłonie szukają papierosów. Palimy zasłuchani we własne oddechy niespokojne. Jeszcze jedna rzecz, którą można zrobić razem. Nie sposób nawet zwerbalizować tej cudownej chwili, tak samo, jak nie można chyba wyrazić żalu ściskającego serce – to już się nie wydarzy. Nie, skoro palimy tylko w kuchni i na balkonach.
Można próbować jakichś koślawych kompromisów, czyli miłości w kuchni lub ostrego, balkonowego seksu; tu grożą rozliczne nieszczęścia, od talerzy i tostera, przez dzielnicowego i gołębie. W zamian, możemy skorzystać z dobrodziejstw internetowej popularności. Na próżno. Są rzeczy już nie do naprawienia. Jeśli nawet papieros wróci do łask.
Coś pięknego właśnie sobie zdechło w kącie i nikt nawet tego nie dostrzegł.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze