Za stosunkowo małe pieniądze czasami można kupić fajny kosmetyk. Sama mam w swojej kosmetyczce kilka "perełek", za które zapłaciłam niecałe 10 zł. Oczywiście, zdarzają się też i mniej udane specyfiki, które po nieudanych próbach jakiegokolwiek spożytkowania ostatecznie lądują w najciemniejszym kącie szafki lub w koszu na śmieci.
Tusz Volume Lash Define marki Eveline z całą pewnością mogę zaliczyć do tej drugiej grupy. Doprawdy, już dawno nie spotkałam się z tak dziwnym tuszem. Ale po kolei...
Zacznijmy od opakowania. Temu akurat nie mam nic do zarzucenia. Fioletowo-czarne, błyszczące, po prostu ładne. Jego pojemność to 11 ml.
Jeśli chodzi o szczoteczkę, to muszę przyznać, że jest dość ciekawa. Mamy bowiem do czynienia ze spiralką o dwóch długościach włosia - trzy rzędy włosków długich oddzielają włoski krótsze. Całość jest skrojona "anatomicznie"- spiralka jest grubsza na końcach, a zwęża się ku środkowi. Takie rozwiązanie ma zapewnić idealną separację rzęs oraz oczyszczenie ich z grudek. Z tym też mogę się zgodzić. Faktycznie, po opanowaniu sztuki posługiwania się tym wynalazkiem, nie zauważyłam by moje rzęsy były sklejone czy pokryte grudkami.
I wszystko byłoby cudownie, gdyby nie sam tusz... Substancja, którą znajdziemy w pojemniku jest według mnie fatalna. O ile konsystencja jest całkiem znośna, o tyle precyzyjna aplikacja sprawiała mi duże trudności. Grud nie było, sklejenia też nie, ale tusz sam w sobie jest "tępy" i bardzo źle się rozprowadza. Niektóre rzęsy pokryte są tuszem, inne nie, jeszcze inne pokrywają się w połowie... Jeśli ktoś myśli, że męka nakładania specyfiku zaowocuje efektem pięknych, pogrubionych i wydłużonych rzęs, to jest w błędzie. Makijaż wykonany tym tuszem jest delikatny, bardzo naturalny. Ja nie zauważyłam pogrubienia, a jedynie wydłużenie. Ale to jeszcze nie koniec. Do wydłużania rzęs służą tu specjalne drobinki. I właśnie te drobinki po paru godzinach wykazują nieznośną wręcz tendencję do kruszenia się i wpadania do oczu. Moje spojówki reagują na to nadzwyczaj źle - zaraz zaczyna się łzawienie, okropny świąd, pieczenie i zaczerwienienie oczu. Łzy z kolei rozmazują makijaż (wystarczy kropla wody a tusz spływa) i wyglądam jak skrzyżowanie królika (czerwone oczy) i pandy (czarne podkowy pod oczami). Co gorsza pojawia się też naturalna chęć wydobycia owych drobinek z oczu (czyli tarcia ich). Na tym z kolei cierpią same rzęsy - u mnie skończyło się to wypadnięciem (wyrwaniem?) wielu z nich. Zastanawiam się więc, co miał na myśli producent pisząc o "ekstremalnej trwałości tuszu do 16 godzin"...
Ogólnie nie wiem więc, co mam myśleć o tym produkcie. Może panie, którym osypywanie się tuszu nie przeszkadza, będą nim zachwycone. Ja jednak nie mogę go użytkować i po nieudanej próbie wciśnięcia go siostrze, wyrzuciłam go do kosza.
Producent | Eveline Laboratories |
---|---|
Kategoria | Oczy |
Rodzaj | Tusze |
Przybliżona cena | 11.00 PLN |