Moje cienkie, delikatne rzęsy nie lubią zwykłych drogeryjnych tuszów. Widzę to po tym, że kiedy mam dłuższy urlop i zazwyczaj odstawiam makijaż, to rzęsy nagle robią się, jakby zdrowsze, gęstsze, dłuższe, bardziej elastyczne. Chcąc, zatem pogodzić malowanie rzęs, bez której to czynności nie wyobrażam sobie wyjścia do pracy z ochroną i pielęgnacją rzęs bardzo chętnie sięgnęłam po tusz CharmLash.
Na początku z powątpiewaniem podchodziłam do takiego produktu 2w1, czyli tuszu, który ma wyczarować grube, podkręcone, czarne rzęsy z jednej strony, a z drugiej strony ma naprawdę solidnie je pielęgnować. I tu produkt mnie niesamowicie pozytywnie zaskoczył.
Szczoteczka idealnie maluje, nie skleja, świetnie się nią manewruje w kącikach oczu, jest odpowiedniej wielkości przez co można dobrze wymodelować rzęsy. Jest przy tym trwała, nie wykrusza się w ciągu dnia, nie osypuje z rzęs, nie rozmazuje. A przy tym odkąd zaczęłam używać tej mascary i odstawiłam wszelkie odżywki, to stan moich rzęs uległ poprawie. Przede wszystkim przestały mi wypadać przy demakijażu, co było dla mnie dużą ulgą. Wcześniej nie mogłam znieść też tego, kiedy ktoś mi ciągle mówił, że mam rzęsy na policzków. Ogólnie włosków, jakby było więcej, stały się grubsze, bardziej elastyczne.
Jedyne zastrzeżenie mam do tego, że wydaje mi się, że t zaczyna szybko gęstnieć, mimo, iż jak zaleca producent przechowuję je w chłodnym miejscu. Poza tym jednak uważam, że mascara jest idealna i wreszcie mam tusz, którym wiem, że nie niszczę swoich rzęs, a wręcz przeciwnie zapewniam im dobrą codzienną pielęgnację.
Producent | Charmine Rose |
---|---|
Kategoria | Oczy |
Rodzaj | Tusze |
Przybliżona cena | 85.00 PLN |