Kosmetyk ten okazał się dobrym zakupem. Wchodzi on w skład tzw. Linii Botanicznej. Jego pełna nazwa brzmi: krem nawilżająco-regenerujący z wyciągiem z miodu pszczelarskiego i mlekiem oraz Aktywną Witaminą A i Czystą Witaminą E. Zaspokaja potrzeby każdego rodzaju skóry, a przede wszystkim tej suchej i skłonnej do podrażnień.
Miód zmiękcza i wygładza naskórek, zapewnia jej zachowanie właściwego poziomu wilgoci, delikatnie rozjaśnia i łagodzi podrażnienia. Mleko regeneruje odżywia, nawilża i wygładza. Opóźnia ponadto proces starzenia się skóry. Witamina A działa przeciwstarzeniowo, chroni przed działaniem wolnych rodników, poprawia kondycję i pomaga w utrzymaniu prawidłowego rozwoju naskórka. Witamina E zapobiega tworzeniu się wolnych rodników, chroni przed zanieczyszczeniami środowiska oraz poprawia gospodarkę wodną naskórka i jego głębszych warstw.
Pod streszczonymi wyżej deklaracjami producenta mogę się podpisać obiema rękami. Jeśli któraś z Was szuka właśnie takiego działania, tu się nie zawiedzie. Moja skóra jest wyraźniej miększa, nawilżona i o wiele gładsza. To odżywienie po prostu się czuje. Cera rzeczywiście jest rozjaśniona. Krem nie podrażnia, nawet stosowany na skórę wokół oczu. To jeden z lepszych kremów, z którym miałam do czynienia. Przede wszystkim spełnia wszystkie obietnice. Moja buzia też go lubi. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie dotykać policzków - są takie gładkie, miękkie i delikatne. Mam cerę mieszaną, ale krem ten nakładam na całą twarz. I co ciekawe: nie powoduje on szybszego przetłuszczania strefy T - po całym dniu pozostaje ona w matowa. Gorsze rezultaty dawały kremy nawet specjalnie przeznaczone do matowienia.
Krem znajduje się w niewielkim, skromnym słoiczku z grubego plastiku, dobrze się go z niego wyjmuje. Może tylko zakrętka jest za duża w stosunku do reszty. Bardzo podoba mi się to, że słoiczek zawiera tyle kremu ile obiecuje. Często zdarza się bowiem, że kremy umieszczane są w wielkim kartoniku i równie dużym opakowaniu, z podwójną zakrętką i dnem. Jeśli ktoś nieuważnie sprawdzi, z jaką pojemnością będzie miał do czynienia, może się zawieść, bo opakowanie, choć duże, w środku zawiera mały pojemniczek z właściwą zawartością. Takie chwyty i zwyczajne marnowanie papieru i plastiku strasznie mnie denerwują. Tu jest inaczej.
Kilka słów poświęcić należy konsystencji. Jeśli byłby jogurtem, można byłoby określić ją mianem "kremowej" i "aksamitnej". Nie jest ona podobna do innych kremów. Gęsta, ale dobrze rozsmarowująca się. Trochę nietypowa. Mi odpowiada. Owszem, pozostawia tłustą warstwę (przynajmniej na początku), ale nie świecimy się tak jak po innych kremach, jakbyśmy wymazały się olejem.
Krem wchłania się dość powoli, ale skutecznie. Stosuję go na noc i podczas wolnych dni. Jako taki, sprawdza się bez zarzutu.
Wspomniałam o podobieństwie tego produktu z jogurtem. Dotyczy ono też zapachu. Trzeba przyznać, że na tych substancjach firma nie oszczędzała. Ale, wbrew nazwie, w ogóle nie jest to "miód i mleko". Powiedziałabym raczej, że dżem albo esencjonalny owocowy kompot, np. z jabłek. Zapach bardzo smaczny, niezwykle silny. Długo utrzymuje się na twarzy i na dłoniach, którymi go nakładałyśmy. Przyjemny, ale osoby, które nie lubią dominacji zapachu kremu do twarzy, mogą czuć się z tym źle.
Krem ten spodoba się również Waszym panom. Ja kupiłam go dla swojego, bo miał problem z łuszczącą się i przesuszoną skórą na buzi, zwłaszcza wokół ust. Jest tym kosmetykiem zachwycony, używa go bardzo chętnie. Już nie muszę mu wciąż przypominać, że musi intensywniej zadbać o swoją cerę. Takie przyjęcie tego kosmetyku było dodatkowym bodźcem - kupiłam własny słoiczek i nie żałuję.
Cena produktu jest bardzo przyjazna - około 8,90 zł. Nie był testowany na zwierzętach.
Producent | Soraya |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Kremy na dzień: nawilżające i odżywcze |
Przybliżona cena | 9.00 PLN |