"Holistyczna koncepcja wellbeing łącząca piękno ciała i wewnętrzną harmonię, była inspiracją stworzenia oryginalnej linii kosmetyków Powitanie z Afryką, wykorzystującej niezwykłe właściwości roślin rytualnych z Czarnego Lądu. Wyjątkowy krem o bogatej konsystencji i orientalnym zapachu to prawdziwie królewski dar dla skóry. Drogocenne mirra, kadzidło i złoto przyspieszają procesy odnowy skóry, pobudzają powstawanie kolagenu i elastyny, chronią przed oznakami upływu czasu. Skóra staje się jędrna, gładka i rozświetlona, a drobne zmarszczki mniej widoczne. Piękny aromat egzotycznych roślin poprawia nastrój i sprzyja relaksowi" - tyle producent.
Krem jest dość gęsty, ale dobrze się wchłania. Otula skórę delikatną, nietłustą "kołderką". Działa wyraźnie łagodząco na wszelkie podrażnienia (w tym spowodowane mrozem). Producent podaje, że można go stosować na dzień i na noc. Na dzień jednak tylko pod podkład z filtrami (bo o ich obecności w kremie na opakowaniu nie ma ani słowa), jednak trzeba przyznać, że krem bardzo skutecznie chroni przed wiatrem i niską temperaturą i nałożony z umiarem nie "kłóci się" z podkładem. Jako krem na noc sprawdza się świetnie - dobrze nawilża, odżywia, rano twarz ma ładny, jednolity kolor, skóra jest napięta i wypoczęta.
Dla mnie dodatkowymi atutami tego kremu są kolor (delikatnie pomarańczowy) i zapach. Ten jest ciepły, słodkawy, a jednocześnie odświeżający - charakterystyczny dla mirry. Mnie odpręża i poprawia humor.
Plastikowe czerwono-złote opakowanie nie jest szczytem wyrafinowanej elegancji, ale ma swój urok.
Krem jest średnio wydajny, ale przy niskiej cenie można mu to wybaczyć.
Producent | Bielenda |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Kremy na dzień i na noc |
Przybliżona cena | 15.00 PLN |