Ostatnio pisałem Wam o płynnym złocie, teraz czas na sypkie złoto, czyli cynamon. Jego charakterystyczny aromat jest nie od przeoczenia. Wywołuje on często wspomnienia z dzieciństwo. Używamy go do wypieku szarlotki, czy ciasteczek. Możemy znaleźć w pastach do zębów, czy świecach zapachowych.
Nie jest to jednak tylko słodka przyprawa, ale także jeden z najlepszych środków leczniczych. Chroni przed infekcjami i niestrawnością. W przeszłości był on jeszcze cenniejszy. Toczono o niego wojny, używano jako waluty. Co więcej, jest silnym afrodyzjakiem.
Cynamon pochodzi z Cejlonu (Sri Lanka). W chińskich zapiskach mówiło się już o nim na 2800 przed Chrystusem. Także Egipcjanie cenili go i używali w procesie balsamowania zwłok. W pierwszym wieku naszej ery Pliniusz Starszy pisał, że 350 gram cynamonu było równowartością 5 kilogramów srebra.
Średniowieczni medycy używali go do leczenia kaszlu, chrypy i bólów gardła. Na znak skruchy po zamordowaniu swej żony cesarz Neron kazał spalić roczny zapas cynamonu na jej stosie pogrzebowym.
Cynamonu używano także do konserwacji mięsa. Dzięki swym właściwościom mógł uchronić je od gnicia. Maskował także prawdziwy wiek mięsa.
W XVII wieku Holendrzy stali się największym na świecie dostawcą cynamonu. Odbili Cejlon z rąk Portugalczyków, którzy żądali ogromnych kwot za tą przyprawę. Gdy tylko Holendrzy dostrzegli, jak wielkie bogactwo przypadło im w udziale przekupili władców panujących na wybrzeżu Indii do spalenia swoich upraw cynamonu. Dzięki temu stali się oni monopolistami i mogli pobierać znaczne opłaty za cenną przyprawę.
W XVIII wieku Cejlon przechodził z rąk do rąk. Najpierw podbili go Francuzi, aby pod koniec wieku uznać supremację Brytyjczyków. Wyspa stała się ich własnością. Niedługo cieszyli się oni jednak ze swojego szczęścia, gdyż 30 lat później odkryto, że cynamon można z powodzeniem uprawiać w innych krajach, jak choćby w Gujanie, czy na Sumatrze, Borneo i Mauritiusie. Dziś jest on popularny w Ameryce Południowej, Zachodnich Indiach i innych miejscach o tropikalnym klimacie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze