Telefon ze złota czy sieci głupota?
REDAKCJA • dawno temuMój ukochany tatuś zapragnął smartfona po tym, jak odbył spotkanie przy wódeczce po latach z kilkoma kolegami koniarzami. Wszyscy panowie poza nim, a najstarszy miał 77 lat, posiadali ww. sprzęt. Tata nie korzysta nawet z Internetu, ale wziął się na ambit i przegonił mnie po wszystkich salonach, począwszy od swojego macierzystego operatora.
Mój ukochany tatuś zapragnął smartfona po tym, jak odbył spotkanie przy wódeczce po latach z kilkoma kolegami koniarzami. Wszyscy panowie poza nim, a najstarszy miał 77 lat, posiadali ww. sprzęt. Tata nie korzysta nawet z Internetu, ale wziął się na ambit i przegonił mnie po wszystkich salonach, począwszy od swojego macierzystego operatora.
Nie od razu było gorąco, choć już w pierwszym salonie zaobserwowałam u taty objawy zdziecinnienia, jakich nie miewał nawet na widok najlepszej lornetki świata:). Smartfony mrugały do niego kolorowo i zalotnie… Ceny abonamentów były w normie…
Aż stało się to, co widać musiało się stać, a czego ja kompletnie nie rozumiem: tatuś zauważył iphone’a! Ten albo żaden! I prawie tupanie nóżkami. No dobra, widziałam iphone’y u znajomych mnóstwo razy – jedne bardziej obłe, inne mniej, jedne elegancko czarne, inne papuzie jak plastikowe zabawki. Przy postumencie ze złocisto-białym aparatem tato zaparł się jak piesek przy drzewku (wybacz, tatusiu) i zasechł mu klej na podeszwach.
Ponieważ nie była to sieć abonencka, w której tata ma numer od 20 lat, w jakiś sposób pracownica ostudziła w końcu Jego zapał, wspominając, że musi nabyć nowy numer i płacić przez 2 lata coś około 200 zł miesięcznie (w tym punkcie tata okazał się nieoczekiwanie tradycjonalistą, bo starego numeru nie chciał przenosić).
Zatoczyliśmy błędne koło i wróciliśmy do salonu Jego sieci macierzystej, gdzie po odstaniu wielogodzinnej kolejki zaproponowano Mu niewolniczą 4-letnią umowę z bardzo niskim abonamentem, a konkretnie – przedłużenie umowy. Tata był w siódmym niebie. Ja zła jak osa – bo sceptycyzmem bym swojego samopoczucia nie nazwała.
Tata obracał w dłoniach małe pudełeczko pomrukując z zachwytu, a miły pan podsunął papierki do podpisu i niechcący wylał tacie na głowę kubeł zimnej wody.
— Musi pan natychmiast włożyć nową kartę SIM do aparatu i wznowić usługę, a poprzednia karta zostanie unieważniona, gdyż ma inne gabaryty i nie nadaje się do nowego telefonu. W razie odstąpienia od korzystania z naszych usług musi pan zwrócić ekwiwalent promocji – tu wskazał groźnie palcem widniejącą na fakturze kwotę prawie 2800 zł! To oczywiście zgrabnie nazwana cena detaliczna złotego telefonu.
Tata zastrzygł uszami jak zaniepokojony zwierz w ciemnym lesie.
— A gdybym chciał poćwiczyć i okazałoby się, że to dla mnie zbyt skomplikowane? Nie mogę używać starego aparatu a ten oddać wnuczce? Albo chociaż używać na zmianę, zanim się wprawię? – spytał.
— Wprawi się pan – zapewnił surowo pracownik salonu. – To prosty, intuicyjny telefon, właśnie taki, jak dla dzieci.
Tata dalej swoje:
— A jak będę szedł do szpitala albo giełdę? Mogę zgubić, mogą mnie okraść. Jak pada deszcz i pan idzie do sklepu, to nie wkłada pan gorszych butów?
— Przywyknie pan – odparował zimno sprzedawca. – Taki mamy regulamin. Musi pan wznowić usługę w naszym urządzeniu, przypisanym do karty.
Tata spojrzał na mnie swoimi mądrymi oczami, co mnie zawsze uspokaja.
— Co to jest? – wybuchnął nagle. – Stalin ożył i ja nic o tym nie wiem? Jak kupię nową lodówkę czy drugi telewizor, to poprzednie mam obowiązek wyrzucić? To chce pan mi powiedzieć.
Wyszliśmy. Pocieszałam tatę jak mogłam… Tłumaczyłam ten idiotyzm malutkiej karty… Powiedziałam też, że w markecie za tyle kasy kupimy sobie dwa laptopy albo kilka smartfonów… Bo w skrytości ducha uważam, że nie tylko przepisy tej czy innej sieci są durne. Durne jest też to, żeby telefon, nawet „najładniejszy”, kosztował taką sumę i na dodatek nie dopuszczał do siebie standardowych kart. Jak sobie człowiek to uświadomi, to ten „obłędny design” od razu wydaje się grubą przesadą.
A może po prostu wziąć nożyczki i ciąć, aż się cholerstwo (karta, znaczy się) wciśnie?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze