Buszując po półkach sklepowych z wielką ochotą sprawienia sobie jakiegoś słodkiego peelingu, trafiłam na czekoladę. Słyszałam już wielokrotnie o zbawiennych właściwościach czekolady kosmetycznej, która wygładza, wypięknia i pieści słodkością. Dodatkowo czekoladowy peeling, na który się skusiłam miał redukować tkankę tłuszczową i objawy cellulitu.
No cóż... czekolada kosmetyczna nie ma nic wspólnego z czekoladą do jedzenia. Nawet zapachu nie odziedziczyła po swojej prawdziwej siostrze. Nie wiem czy ta dziwna woń to zapach cynamonu czy cukru trzcinowego, które, oprócz ekstraktu z kakaowca, znajdują się w kosmetyku. W każdym razie zapach jest prawdziwie męczący, mdły i duszący.
Peeling ma konsystencję galaretki z dużymi ziarnami. Dość dobrze ściera, choć pozostawia skórę nieco zaczerwienioną. Ma nie wysuszać skóry, jak zapewnia producent, jednak nie zauważyłam jego właściwości nawilżających. Kosmetyk jest bardzo wydajny, ale to w moim poczuciu nie wystarczy, żeby nazwać go dobrym i wartym swojej ceny.
Ku mojej rozpaczy nie zauważyłam też lepszej sprężystości skóry, ani skutecznej walki z cellulitem. Peeling nie spełnia zapewnień z etykiety, jest jednym z najgorszych, jakie wypróbowałam.
Ma ładne, brązowe opakowanie, ale jest ono niepraktyczne, ponieważ maź chłonie wodę z wilgotnych dłoni.
Zupełnie nietrafiony.
Producent | Bielenda |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Peelingi |
Przybliżona cena | 13.00 PLN |