Nareszcie powstała w moim mieście jakaś większa drogeria sieciowa – Natura. W dniu otwarcia wybrałam się do niej nie tylko z ciekawości, ale i konieczności – brakowało mi kilku kosmetyków. Niestety nie był to najlepszy pomysł. Drzwi się nie zamykały, a gdyby się dało, to potencjalni klienci pchaliby się pewnie i oknami. Za to przy kasie było prawie pusto. Przebrnęłam jakoś przez tłumy ludzi bez celu oglądających wszystko, co stało na półkach i dopadłam pierwszego lepszego kremu do rąk, bo uznałam, że ten jako jedyny z mojej listy był niezbędny. I tak stałam się posiadaczką kremu firmy Soraya.
Nie lubię słodkich, mdłych zapachów, więc nigdy nie wybieram kosmetyków łączących w sobie mleko i miód. Ale, co dziwne, ten krem pachnie raczej cytrusami – niestety również nie zachwycająco. Do tego tubka jest pomarańczowa (w żadnym wypadku nie złota, jak na zdjęciu), a to nie mój kolor. Klapka wyrobiła się dopiero po kilkunastu użyciach, wcześniej trudno było zamykać opakowanie.
Krem jest biały i ma przyjemną konsystencję, ale jego działanie mnie zawiodło. Wchłania się szybko i pozostawia na jakiś czas delikatny, nietłusty film. Może i wtedy chroni przed szkodliwym wpływem czynników zewnętrznych, ale później jest już tylko gorzej. Po góra dwóch godzinach po warstwie ochronnej nie ma śladu, nie czuć najsłabszego nawet nawilżenia. Za to pojawia się nieprzyjemne uczucie podobne do tego po użyciu większości mydeł w płynie, które z czasem się potęguje i pomóc może tylko nałożenie kolejnej porcji kremu. Czy aby na tym ma polegać obiecywana „idealna pielęgnacja przez całą dobę”?
Może dla mniej wymagających krem będzie bardziej odpowiedni. Moje suche dłonie nie miały z niego żadnych korzyści, stan paznokci również się nie poprawił. Soraya kolejny raz mnie zawiodła i od tej pory zamierzam obchodzić jej kremy szerokim łukiem.
Producent | Soraya |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja ciała |
Rodzaj | Dłonie i paznokcie |
Przybliżona cena | 6.00 PLN |