Kiedy kilkadziesiąt lat temu dr Max Huber zabierał się za stworzenie kremu, nie szukał sposobu na zarobienie pieniędzy na próżności kobiet – raczej na poprawienie wyglądu własnej twarzy, poparzonej w wyniku nieudanego eksperymentu. Fizyk pracujący w NASA, dr Huber, stworzył po kilkunastu latach i tysiącach prób krem, który następnie został rozreklamowany drogą pantoflową. Dopiero niedawno La Mer przeszło pod kontrolę koncernu Estee Lauder.
Krem ponoć działa cuda – nawilża, przywraca ładny wygląd skóry, daje efekt zdrowej karnacji. Sprawdziłam – i rzeczywiście, sława kremu nie wzięła się znikąd. Krem błyskawicznie regeneruje skórę. Od wakacji borykałam się z przesuszoną skórą w jednym miejscu na szyi – widocznie w lecie użyłam nie tych perfum (z alkoholem) i zareagowały one ze słońcem. Stan skóry poprawił się, ale nadal, jeśli nieopatrznie trafiłam tam perfumami, miałam problem – skóra zaczynała się łuszczyć i była nieprzyjemna w dotyku. Po kilku miesiącach stwierdziłam, że po prostu nie będę tam używać żadnych perfum, żeby nie pogarszać sprawy, ale znów zapomniałam. Stwierdziłam, że Creme de la Mer musi przejść jakiś chrzest bojowy i posmarowałam nim skórę na noc. Rano było wyraźnie lepiej, a po dwóch dniach skóra wróciła do normy – i teraz nic się nie dzieje, mimo że zaryzykowałam i psiknęłam perfumami w tej okolicy.
Tyle o warunkach skrajnych. Stosowany na twarz, Creme de la Mer momentalnie nawilża ją i odżywia. Owszem, zostawia lekką, połyskliwą warstewkę, ale zwykle i tak używam go na noc, więc nie muszę z tym walczyć. W sytuacji podbramkowej, nakładam odrobinę Clinique Pore Minimizer i skóra momentalnie matowieje.
Po trzech tygodniach regularnego stosowania widzę dużą poprawę, zwłaszcza że po zimie, po suchym, gorącym powietrzu i gorących kąpielach moja skóra nie była w najlepszej kondycji. Teraz jest elastyczna, zdrowo wygląda, nie jest szarawa, nie przesuszona.
Co ciekawe, zużyłam może 5 ml z 60 ml opakowania kremu. Można więc przyjąć, że krem wystarczy prawie na rok. Co prawda zamknięty jest w słoiku, ale nabiera się go specjalną szpatułką. Ważne – nie nakłada się go od razu na skórę, ale najpierw rozgrzewa w dłoniach. Kiedy krem zmieni konsystencję i kolor na bardziej przejrzysty, wklepuje się go w twarz.
Początkowo nie byłam zachwycona zapachem, wyraźnie kojarzącym się z klasycznym kremem Nivea. Teraz jednak przestał mi on przeszkadzać.
Poza kremem, dostępne są też inne formuły: emulsja do cery normalnej i suchej, odpowiedniejsza na ciepłe dni oraz beztłuszczowa emulsja matująca do cery tłustej lub mieszanej.
Oczywiście, to nie jest krem, który polecę każdej osobie – z uwagi na jego cenę. Każdy jednak sam ustala sobie granicę cenową, powyżej której nie interesują go kosmetyki czy inne dobra.
Cena 30 ml kremu: 500 zł
Cena 60 ml kremu: 880 zł
Cena 50 ml emulsji (każdej z wersji): 760 zł
Do kupienia w Polsce wyłącznie w Perfumerii Douglas w warszawskim centrum handlowym Złote Tarasy.
Producent | La Mer |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja twarzy |
Rodzaj | Kremy na noc: nawilżające i odżywcze |
Przybliżona cena | 880.00 PLN |