Dzieci księży
MONIKA BOŁTRYK • dawno temuDzieciństwo bez ojca, w atmosferze tajemnicy. Tak wygląda życie dzieci księży. Czy jest szansa, że to się zmieni? Jak wiele dzieci jest pozbawionych szczęśliwego dzieciństwa z obojgiem rodziców, bo tata jest księdzem, tego nie wiadomo. Kilka lat temu ukazała się książka Ukryte dzieci Boga, składa się z 15 relacji o dzieciach księży oraz o ukrytych związkach między duchownym a kobietą. Redaktorzy Der Spiegel twierdzą, że dotarli do około tysiąca takich dzieci.
Dzieciństwo bez ojca, w atmosferze tajemnicy. Tak wygląda życie dzieci księży. Czy jest szansa, że to się zmieni? Jak wiele dzieci jest pozbawionych szczęśliwego dzieciństwa z obojgiem rodziców, bo tata jest księdzem, tego nie wiadomo. Kilka lat temu ukazała się książka Ukryte dzieci Boga, składa się z 15 relacji o dzieciach księży oraz o ukrytych związkach między duchownym a kobietą. Redaktorzy Der Spiegel twierdzą, że dotarli do około tysiąca takich dzieci.
Zjawisko z pewnością jest znacznie szersze, niż mogłoby się wydawać. Kościół doskonale zdaje sobie sprawę z problemu, jednak niechętnie o tym mówi. Podejmuje nawet pewne działania, żeby dzieciom księży żyło się lepiej. Ks. Antonio Mazzi, założyciel wspólnoty Exodus, która pomaga m.in. potomkom kapłanów przyznaje w La Stampie, że chociaż nikt nie prowadzi statystyk, to wiadomo, że we Włoszech żyją setki dzieci księży. W Polsce w ogóle o temacie się nie mówi. Jednak od kiedy pojawiła się moda na wykonywanie testów DNA, księża nie mogą już tak łatwo wyprzeć się ojcostwa. W Ameryce Łacińskiej oraz krajach europejskich, m.in. Austrii coraz więcej kobiet składa sprawy w sądzie o alimenty. Watykan chcąc uniknąć skandali, rozważa przygotowanie rozporządzenia o uznaniu ojcostwa księży. Na jakich zasadach, tego dokładnie jeszcze nie wiadomo. Jak podaje wspomniana już włoska gazeta La Stampa księża mieliby uznać potomstwo, wziąć odpowiedzialność za jego wychowanie pomimo pozostawania w stanie kapłańskim, ale też wyznać grzechy, wyrazić żal i wrócić do celibatu. Dzieci mogłyby dziedziczyć majątek ojców — księży.
Aniela opowiedziała nam, co to znaczy być dzieckiem księdza. Ma dziś 28 lat, mieszka w niewielkim mieście na wschodzie Polski:
— O tym, że jestem córką księdza, dowiedziałam się mając 15 lat. Poznałam swojego ojca, chociaż nawet nie wiedziałam, że nim jest. Pamiętam jak przez mgłę, że odwiedził nas może dwa, trzy razy, rozmawiał z mamą, raz wziął mnie na kolana. Ale ja zawsze czułam do niego dystans, bo pamiętałam księży z nabożeństw w kościele i w mojej dziecięcej wyobraźni oni byli świętymi.
Długo nie pytałam mamę, kim jest mój tata. Mieszkaliśmy z kochanymi dziadkami. Miałam ciepłą, serdeczną babcią, która straciła podczas wojny całą rodzinę, ale nigdy nie usłyszałam od niej słowa żalu, i mądrego dziadka, który do dziś jest dla mnie największym autorytetem. Myślę, że dzięki niemu wiem, jak żyć.
Kiedy zaczęłam chodzić do szkoły, okazało się, że inne dzieci mają ojców. Opowiadają, że są rolnikami, policjantami albo lekarzami. Mama nie przygotowała mnie do tej sytuacji. Kiedy zapytały mnie, co robi mój tata, powiedziałam, że nie wiem, bo ja mam dziadka. Dzieciaki mówiły, że każdy ma tatę. A ja za wszelką cenę chciałam być, jak inne dzieci, nie wyróżniać się z tłumu. Z płaczem wróciłam do domu. Matka powiedziała mi, że mój ojciec nie żyje, że jak będę starsza, to wszystko mi wyjaśni. Im byłam starsza, tym więcej pytań się pojawiało: Dlaczego nie żyje? Dlaczego nigdy nie byłam na jego grobie? Dlaczego w domu się o nim nie wspomina? Kiedy pytałam babcię, ona odsyłała mnie do matki, która powtarzała, że nie żyje. Dziś wiem, że ona całe życie była małym, nieporadnym dzieckiem, które zginęłoby, gdyby nie pomoc dziadków.
Nienawidziłam zmiany szkoły, bo jak w podstawówce dzieciaki już nie pytały mnie o ojca, bo wiedziały, to w liceum od nowa zaczęła się trauma opowieści o rodzinie. W końcu zapytałam matkę: Co ja mam mówić moim kolegom w szkole? Rozpłakała się, powiedziała, że moim ojcem jest ksiądz. Miałam 15 lat, a wtedy wszystko wydaje się trudne. Mogła poczekać jeszcze kilka lat, a nie mówić mi o tym w momencie buntu. Znienawidziłam ją, przestałam chodzić do kościoła. Nie pamiętam skąd wzięli się świadkowie Jehowy, ale oni mówili, że kościół jest dziełem szatana i bałwochwalstwem. Olśniło mnie. Latałam po domach ze Strażnicami, ale dla rówieśników byłam znowu dziwaczką, znowu inna. Nie miałam ani jednej przyjaciółki. Tylko ten, kto w szkole był wykluczony, może sobie wyobrazić, co czułam. Dziadkowie szaleli z niepokoju. Błagali, żebym nie chodziła na te spotkania. Z czasem zrozumiałam, że ja nie robię tego tylko po to, żeby przeciwstawić się Kościołowi i swojemu ojcu, którego nic nie obchodzę, ale że katolicyzm nie jest dla mnie.
Poza kilkoma wizytami, które ledwo pamiętam, nigdy go nie spotkałam. Gdzieś go przenieśli, a ja nie mam potrzeby, żeby szukać. Podobno przysyłał matce jakieś pieniądze na moje utrzymanie. Myślę, że płacił za milczenie. Gardzę nim. Jest tchórzem, nie stanął na wysokości zadania, tylko uciekł. Zmarnował mi dzieciństwo. Pomagają mi rozmowy na forach internetowych z dziećmi księży. W końcu komuś mogę powiedzieć, co czuję. Komuś, kto jest w stanie mnie zrozumieć, bo sam ma podobne doświadczenia.
Do kościoła nie chodzę. Jestem w trakcie przeprowadzania apostazji, czyli oficjalnego wypisania się z szeregu wiernych. Nie chcę mieć nic wspólnego z tą bandą zakłamanych ludzi. Może istnieje bóg, ale na pewno nie ma go w organizacji, której ojcowie nie przyznają się do własnych dzieci.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze