Dlaczego mną gardzicie?
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuŚwiat jest tak urządzony, że każdy, kto pracuje, coś do niego wnosi. Jakbyśmy byli częścią machiny, w której wszystkie trybiki muszą właściwie działać. Dzięki temu, że rzesze ludzi każdego ranka sprzątają nasze śmieci, nie mieszkamy w gigantycznym śmietnisku. Ktoś inny chowa naszych zmarłych. Ktoś łączy nasze rozmowy telefoniczne. Czy ludzie wykonujący różne ciężkie prace cieszą się należytym szacunkiem?
Michał (28 lat, śmieciarz z Wrocławia):
— Nie planowałem, że będę śmieciarzem. Nikt tego nie planuje. Ale tak się stało. Kiedy inni chodzili do szkoły, ja wolałem kolegów, piwo i imprezy. Kiedy miałem 23 lata, urodziła mi się pierwsza córka i skończyły się imprezy. Trzeba było poszukać pracy. Trafiła mi się ta śmieciarka i nikt mnie o szkoły nie pytał.
Najwięcej czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do smrodu… jak dobrze pomyśleć, to chyba się nie przyzwyczaiłem. I jeszcze trudne jest to, jak traktują mnie w większości ludzie. Jakbym nie był człowiekiem! Drą się na mnie, kiedy przez trzy minuty blokuję wozem przejazd. Wyzywają od najgorszych, od debili, zawsze mówią na „ty”, a przecież nie wyglądam jak chłopiec.
Raz zapytałem taką jedną paniusię, jak mam wybrać śmieci z jej śmietnika, skoro nie da się wjechać na chwilę na jej podwórko? Powiedziała, że powinienem coś wymyślić, a potem machnęła ręką i dodała, że od takich jak ja, to ona myślenia nie powinna wymagać… Czyli od jakich?
Myślę sobie, że przecież wykonuję kawał dobrej i bardzo potrzebnej roboty. Gdyby nie „tacy jak ja”, wszyscy utonęlibyśmy w tym smrodzie i brudzie. Wszyscy deklarują, że lubią, kiedy jest czysto i przyjemnie, a z drugiej strony traktują mnie jak kogoś, kto nie myśli i nie czuje. W ogóle tego nie rozumiem.
Moi znajomi też się ze mnie czasem śmieją. Mam to gdzieś. Tak przynajmniej udaję, w głębi duszy jest mi przykro. Choć jestem śmieciarzem, mam swoją godność. Jestem człowiekiem, jak każdy inny człowiek. Nie jestem gorszy od bankiera czy urzędnika.
Maria (30 lat, sprzątaczka z Warszawy):
— Jestem Ukrainką, w Polsce mieszkam od trzech lat. Pracuję w dużej firmie jako sprzątaczka i niewiele osób wie, że z wykształcenia jestem lekarzem. Każdego dnia na własnej skórze przekonuję się, jak bardzo pogardza się tymi, którzy sprzątają. Do szału doprowadza mnie, kiedy różne panie i różni panowie pokazują mi, gdzie moje miejsce. Zauważyłam, że im niższe stanowisko zajmuje osoba, tym gorzej się do mnie odnosi. Ostatnio jedna stażystka zadzwoniła do mnie i kazała mi natychmiast przyjść (mamy dyżury, na miejscu zawsze musi być osoba sprzątająca). Myślałam, że coś się stało, ale okazało się, że wylała kawę na swoje biurko! Krzyczała na mnie, że tak długo mnie nie było, a przecież przyszłam natychmiast… Wytarłam jej tę kawę, ale na usta aż cisnęło mi się pytanie, czy kiedy pójdzie do toalety, mam z nią wejść i podetrzeć jej tyłek? Wiem, że to może wulgarne i nie na miejscu, ale tak sobie właśnie myślałam i szczerze mówię, jak było. Nic nie poradzę. Dziewczyna była jakieś dziesięć lat młodsza ode mnie, od stóp do głów opatrzona drogimi metkami… patrzyłam na nią kątem oka i zastanawiałam się, czy sama na to wszystko zarobiła? Co może wiedzieć o życiu? Co daje jej prawo traktować innych w taki sposób?
Jan (34 lata, grabarz z Łodzi):
— Z ludźmi mam do czynienia mało, tyle tylko ile na pogrzebach. Wtedy są zajęci sobą, swoim cierpieniem i smutkiem. Chociaż nie powiem, żebym nie miał nieprzyjemności. Nieraz zdarzyło się, że ktoś miał do mnie pretensje, że trumna nie taka, albo że w mowie pogrzebowej pomyłka jakaś była. Jakbym to ja był za wszystko odpowiedzialny! Ja tylko kopię doły i noszę trumny, jak mi każą. Ale rozumiem tych ludzi, tracą bliskich, czasem nerwy im puszczają.
Gorzej ze znajomymi, z sąsiadami… Moja praca jest powodem do żartów. Jakby było coś śmiesznego w tym, co robię. Żule, co od rana pod sklepem piją, jak tylko mnie widzą, od razu się drą: Te, grabarz, co ty taki smutny jesteś? I w śmiech. Za każdym razem się tak uśmieją. Jakby lepsi byli ode mnie. A nie są przecież. Ja pracuję i z żadnych zapomóg nigdy nie korzystałem, swoją godność mam…
Raz syn, jak mały był, z płaczem ze szkoły wrócił. Pani kazała narysować dzieciom rodziców w pracy. Mały powiedział, że nie wie, jak trumnę narysować. Mówił, że potem dzieci z nim nie chciały się bawić, mówiły, że on trupem śmierdzi… Powiedziałem mu wtedy, żeby wszystkim opowiadał, że tata pracuje w urzędzie. W pewnym sensie to, co robię, to urząd. Urządzam ostatnie pożegnanie.
Ci, co tak się śmieją – czy oni pomyśleli kiedyś, co by było, gdyby zastrajkowali wszyscy grabarze, śmieciarze i sprzątaczki? Ciekawe, czy w szkole dalej straszy się dzieci, że będą ulice zamiatać, jak się nie będą uczyły? Rowy kopać? Chętnie bym z taką jedną i drugą nauczycielką sobie pogadał i zapytał, jak sobie wyobraża świat bez tych, którymi tak gardzi?
Monika (24 lata, portierka w jednym z wrocławskich szpitali):
— Jestem niepełnosprawna, ale nie widać tego po mnie. Z moją chorobą nie mogę wykonywać wielu prac. Skończyłam liceum integracyjne i poszłam do pracy, bo rodziców nie było stać na studia. Mam wielką pasję – maluję na jedwabiu i to daje mi wiele radości w moim niełatwym życiu. Ale nie będę się skarżyła.
Szpital, w którym pracuję, jest ogromny i mieści się w starym budynku. Trudno gdziekolwiek trafić, więc ludzie, którzy przychodzą odwiedzać chorych, często się tu gubią. Ale to przecież nie moja wina, nie ja projektowałam ten budynek! Kiedy już wracają, całą swoją złość skupiają na mnie. Ile razy słyszałam, że chyba jestem niedorozwinięta, głupia, że jestem kretynką i że powinnam sobie znaleźć inną pracę, bo do tej się nie nadaję… Wiele razy płakałam, bo to niesprawiedliwe. Staram się ze wszystkich sił dobrze wykonywać powierzone mi obowiązki.
Inną sprawą są lekarze. Oni też często pokazują mi swoją wyższość. Do moich obowiązków należy też łączenie rozmów telefonicznych. I kiedy nie mogę się z kimś połączyć, albo potrzebuję chwili, żeby znaleźć jakiś numer, dostaję po łbie. Kto by pomyślał, że wykształceni doktorzy tak potrafią traktować drugiego człowieka? Nie będę powtarzała słów, których nieraz używają pod moim adresem, bo się zwyczajnie wstydzę…
Myślę sobie czasem, że każdy, kto siedziałby na moim miejscu, bez względu na to, kim jest, byłby traktowany w taki sam sposób. Portierka jest w powszechnym mniemaniu kimś gorszym, kimś, kto nie zasługuje na szacunek. Nie umiem tego zrozumieć, przecież moja praca jest wszystkim potrzebna…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze