Przestań tyle kupować! To niemodne
MARTA KOWALIK • dawno temuKryzys wyzwolił w ludziach kreatywność. Jedni biegają po wyprzedażach i sklepach z używaną odzieżą. Inni przeprosili się z rowerem i maszyną do szycia, a zamiast kawy na wynos zakupili termos. Jest też grupa ludzi, którzy zatrzymali się i zadali fundamentalne pytania: do licha, czy muszę tyle kupować? Czy potrzebuję tych wszystkich rzeczy? Stąd ekspresowa kariera nowego trendu: minimalizmu.
Minimalista to nie ofiara kryzysu, która z apartamentowca na Mokotowie musi się przenieść do teściów pod Łomżę. To ktoś, kto świadomie podejmuje decyzję, że nie potrzebuje większości rzeczy, na które jest namawiany przez reklamy i rozmaite medialne przekazy. Rafał, młody anglista, uważa, że może siebie określić tym mianem:
— Nie chodzi o to, by rezygnacja z wielu dóbr była przymusowa. W ten sposób największymi minimalistami byłyby dzieci z Sudanu. Ale sytuacja ekonomiczna spowodowała, że wielu ludzi odkryło w swoim otoczeniu nadmiar. Przede wszystkim rzeczy, ale też niepotrzebnych informacji, korzystania z niepotrzebnych usług typu podcięcie grzywki u stylisty fryzur za sto złotych, a nawet jedzenia i kilogramów. To wszystko są oblicza jednego problemu: za dużo konsumujemy, a potem uzależniamy się od tej konsumpcji. I jak narkomani, szukamy wciąż większych dawek. To, co wystarczało najpierw, potem przestaje nas zadowalać. W ten sposób nigdy nie będziemy szczęśliwi. Bo widział ktoś szczęśliwego narkomana?
Samo pojęcie wielu osobom kojarzy się ze sposobem urządzania wnętrz polegającym na rezygnacji z wielu drobiazgów i pozornie dekoracyjnych rzeczy, które tak naprawdę tworzą często wrażenie chaosu i przeładowania. I jest to trop słuszny. Nadmiar jest zwykle zdaniem minimalistów obrazem tego, co dzieje się w naszym wnętrzu. Jest też cechą współczesnego świata, w którym wmawia się nam, że szczęście osiągniemy tylko dzięki karcie kredytowej. Niektórzy się wobec tego buntują. Zdaniem autorki książki będącej „biblią” minimalistów, Dominique Loreau:
— Zaczynamy zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństw, wiążących się z przesadą i nadmiarem. Minimaliści zaś: z dala od żarłocznego społeczeństwa konsumpcyjnego szukają jego sensu, który pozostawałby w harmonii z naszą epoką.
W minimalizmie nie chodzi więc wcale o to, by wrócić do jaskiń i rezygnować ze zdobyczy cywilizacji. Ale by zadać sobie pytanie: które przedmioty i usługi są mi naprawdę potrzebne? Co jest dobre dla mojego organizmu i ducha?
Rafał uważa, że minimalistą zostanie każdy myślący Europejczyk, który choć raz trafi do Stanów:
— Moje stypendium na amerykańskim uniwersytecie to był ciąg zaskoczeń. Trudno mi było uwierzyć, że ludzie potrafią marnować tyle jedzenia, papieru, benzyny… Wszystkiego! Jakby świat był niewyczerpanym źródłem, z którego nic tylko brać. To było Południe USA, zaznaczam, że może w innych częściach kraju jest lepiej. Ale nie wspominam tego pobytu pozytywnie. I nie chcę być wredny, ale nie dziwię się, że Amerykanie wyglądają tak jak wyglądają. Oni się nie ruszają, wszędzie jeżdżą swoimi wielkimi samochodami, korzystają z wind i ruchomych schodów. Nie wysiadają z samochodów nawet robiąc zakupy i zamawiając jedzenie na wynos. Wiadomo - zestaw XXL. Dlatego po powrocie postanowiłem, że sam też zastanowię się trochę nad swoim życiem. Nie chcę być bezmyślnym konsumentem. Nie pocieszam się już zakupami (Tak! Faceci też tak mają!), niepotrzebne rzeczy sprzedaję, wymieniam albo oddaję potrzebującym. Dzięki temu mieszkanie zrobiło się jakieś większe. Nie chodzę jak idiota po galeriach handlowych, szukając czegoś, co może mi się przyda. Pozbyłem się kablówki, bo i tak tych wszystkich programów nie było czasu oglądać. Zrezygnowałem też z karty kredytowej. Skoro mnie na coś nie stać, to nie stać. I już. Nawet, jeśli kiedyś się wzbogacę (na razie się nie zanosi), nie chcę opierać swojego życia na kupowaniu i zużywaniu. A potem znowu kupowaniu… i tak w kółko. I proszę mi nie mówić, że w ten sposób nakręca się gospodarkę. Co mnie obchodzi gospodarka? Obchodzi mnie moje życie. Te drobne zmiany je poprawiły.
Minimalizm wymaga przede wszystkim refleksji nad sobą oraz swoimi prawdziwymi potrzebami. A to niekoniecznie jest łatwe i przyjemne. Autorka bloga Plusultraminimalism tak tłumaczy, dlaczego postawa minimalistyczna może dać szczęście:
- Świadomość prawdziwej wartości otaczających nas przedmiotów uwalnia mnie od nich. Im mniej mam, tym bogatsza się czuję. Dodatkowo nie kupuję już niczego niskiej jakości, bo jeszcze musi mi wystarczyć na inne… teraz kupuję niewiele, ale za to dobrych rzeczy, z których korzystać będę całe lata. Chcę niewiele mieć, więc nie czuję na sobie presji posiadania. To mój wybór. Nie chcę gonić za pieniędzmi, bo te przychodzą i odchodzą… a siebie mogę w tym zatracić na zawsze, poświęcając równocześnie to co w życiu mam najcenniejszego: rodzinę. Moim zdaniem do wszelkich dóbr materialnych należy nabrać dystansu, im większego tym lepiej. W dzisiejszym świecie konsumpcjonizmu dzięki minimalizmowi poczułam się wolna.
Jak myślicie: minimalizm się przyjmie? A może jest tymczasową modą, która minie wraz z kryzysem? Poprawi się koniunktura gospodarcza, a my odkurzymy nasze karty kredytowe i pobiegniemy kupować niepotrzebne rzeczy?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze