Dlaczego pomagamy innym?
MARTA JADCZAK • dawno temuCzy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego jedni ludzie są skorzy do pomocy, a na innych w ogóle nie można liczyć? Z jednej strony mamy charytatywnie pracujących wolontariuszy, dla których ważne jest wyłącznie dobro innych (zatem altruiści) a z drugiej ludzi, którzy obojętnie przechodzą obok kogoś, kto potrzebuje pomocy. Są i tacy, którzy pomagając innym zaspokajają własne pragnienia i czerpią z tego korzyści.
Co nimi powoduje?
W roku 1969 Pilivian, Rodin i Pilivian przedstawili teorię zysków i kosztów związanych z pomaganiem. Zestawili oni obok zysków, które czerpiemy z udzielenia pomocy bądź jej zaniechania, koszty jakie z tego tytułu ponosimy. Koszty udzielenia pomocy to na przykład: strata czasu, zagrożenie dla własnego zdrowia, uzależnienie od siebie osoby, której pomagamy. Z kolei koszty nieudzielania pomocy to obniżenie samooceny, dezaprobata w oczach innych lub po prostu prawna odpowiedzialność.
Natomiast zyski, jakie niesie udzielenie pomocy to poprawa samooceny, uznanie ze strony innych ludzi, czasem nagroda, rozgłos, umacnianie zachowań prospołecznych. Zyski jednak płyną także z nieudzielania pomocy i są to: uniknięcie straty czasu, uniknięcie zagrożenia życia lub zdrowia, uniknięcie dalszej zależności ofiary od nas.
Dlaczego tak często w nagłych sytuacjach, na przykład — kiedy ktoś mdleje na ulicy, nikt nie udziela pomocy. Są trzy punkty widzenia, z perspektywy których rozważa się tę sytuację.
Po pierwsze – efekt widza, czyli sytuacja, w której im więcej obserwatorów zdarzenia, tym mniej prawdopodobne, że ktokolwiek udzieli pomocy.
Po drugie mamy do czynienia z sytuacją, która nosi nazwę - skumulowanej ignorancji, która polega na tym, że ludzie obserwując wzajemną obojętność, dochodzą do wniosku, że ta sytuacja nie wymaga jakiejkolwiek reakcji.
Trzeci przypadek to rozproszona odpowiedzialność – brakuje jednej odpowiedzialnej osoby.
Od momentu przyjścia na świat człowiek uczy się życia w społeczeństwie. Przyswaja normy, zasady i wartości w nim panujące. Jedną z norm jest tak zwana norma wzajemności, która polega na tym, że pomagając innym, zwiększamy prawdopodobieństwo tego, że w przyszłości ten ktoś pomoże nam. Choć oczywiście nigdy nie mamy na to gwarancji. Łączy się to poniekąd z teorią wymiany społecznej, według której nasze prospełeczne zachowania biorą się z chęci maksymalizowania zysków i minimalizowania kosztów. Oczywiście nie jest ściśle przez nas rachowane to ile razy pomogliśmy, a ile nie. Wynika raczej z naszej podświadomości. Naszego przeświadczenia, że pomogę, bo nigdy nie wiadomo, w jakiej sytuacji sam się znajdę. Zresztą nieraz słyszeliśmy od rodziców czy dziadków, że powinniśmy pomagać, żeby w przyszłości ktoś pomógł nam. Często też nasze zachowanie jest motywowane uciszeniem późniejszych wyrzutów sumienia – Pomogłam jej, żeby sobie potem nie pluć w brodę…
Według Batsona ludzie często pomagają z dobroci serca. Jego zdaniem motorem zachowań altruistycznych jest empatia, czyli zdolność do współodczuwania. Często jest tak, że przeżywamy cudze losy, nieszczęścia i głowimy się nad tym, jak moglibyśmy pomóc.
Nasze zachowania wynikają także bez wątpienia z cech osobowości. Gotowość niesienia pomocy jest jedną z nich. To właśnie ta cecha wyróżnia spośród tłumu ludzi, którzy spieszą z bezinteresowną pomocą.
Czy to kobiety czy też mężczyźni są bardziej skłonni do udzielania pomocy? W tym przypadku działa aspekt sytuacyjny. Jak piszą autorzy książki Psychologia społeczna (Aronson, Wilson, Akert) prawie we wszystkich kulturach normy przyswajane przez dziewczęta i chłopców w okresie dorastania przypisują inne cechy i zachowania mężczyznom, inne kobietom. W kulturach zachodnich rola męska obejmuje rycerskość i bohaterstwo, od kobiet zaś oczekuje się opiekuńczości, troski o innych i podtrzymywania bliskich, długotrwałych związków. Trudno zatem oczekiwać, że mężczyzna pochyli się nad płaczącym dzieckiem, a kobieta rzuci się w pogoń za bandytą.
Autorzy wyżej wymienionej książki wskazują na jeszcze jeden ważny aspekt. Otóż okazuje się, że członkowie wszystkich kultur są bardziej skłonni pomagać komuś, kogo rozpoznają jako członka grupy własnej, czyli grupy, z którą jednostka się identyfikuje. W tym miejscu można także zadać sobie pytanie, czy w każdym państwie ludzie równie chętnie udzielają sobie pomocy. Według badań z 2001 roku (Levine, Norenzayan, Philbrick) wynika, że największy procent pomagających to mieszkańcy Rio de Janeiro – 93%, zaraz za nimi z wynikiem 91% jest San Jose na Kostaryce. Z wynikiem 77% na liście znalazły się Chiny, a dokładnie Szanghaj. Na przedostatnim miejscu uplasował się Nowy Jork (45%) a na ostatnim Kuala Lumpur – 40%. Niestety w obszarze badań nie znalazła się Polska. Podsumowując te wyniki, można zauważyć, że największy procent pomagających znajduje się w państwach, które cenią sobie życzliwość i zachowania prospełeczne.
Na chęć niesienia pomocy ma także wpływ wyznawana religia oraz poziom zaangażowania w to wyznanie. Jeśli jedną z fundamentalnych zasad jest pomoc bliźniemu, to osoba, która ortodoksyjnie wyznaje swoją wiarę, z pewnością spełni i ten obowiązek. Choć wtedy nie mamy do czynienia z empatią, a raczej z przymusem.
Różnica w intensywności zachowań prospołecznych jest wyraźna także między miastem a wsią. Na wsi ludzie żyją niejako bliżej siebie, znają swoje problemy. Można odnieść wrażenie, że to właśnie tutaj głównie „realizuje” się teoria wymiany społecznej. Z kolei w mieście ludzie są anonimowi. Mieszkają w dużych blokowiskach, gdzie do pewnego stopnia każdy izoluje się w swoim mieszkaniu.
Na koniec chciałabym wspomnieć o jeszcze jednym aspekcie niesienia pomocy. Być może tym najbardziej podstawowym. Często to czy komuś pomożemy, wynika z naszego samopoczucia. Jeśli mamy zły dzień, wolelibyśmy nie widzieć stojącej nad nami w autobusie staruszki czy kobiety zmagającej się z wózkiem na stromych schodach. Natomiast w dniu, w którym tryskamy radością, wszyscy potrzebujący naszej pomocy mają zdecydowanie większe szanse na jej otrzymanie. Z uśmiechem na twarzy wnosimy sąsiadce zakupy na trzecie piętro i z zaangażowaniem pomagamy ofierze wypadku.
Kiedy będziecie mieli zły nastrój i będziecie negatywnie nastawieni do udzielania pomocy czy chociażby uśmiechania się do drugiej osoby, zastosujcie pewną terapię. To terapia altruistyczna. Właśnie wtedy, kiedy najmniej prawdopodobne jest wasze prospełeczne zachowanie, zróbcie na przekór własnemu nastrojowi i pomóżcie komuś choćby w najdrobniejszy sposób, na przykład wejdźcie na stronę fundacji, która zbiera pieniądze poprzez kliknięcia internatów albo zaparzcie herbatę komuś, na kogo jesteście wściekli. Nie od razu Rzym zbudowano. Zaczyna się od drobnych rzeczy. Osobowości altruistycznej także nie da się stworzyć w jedno popołudnie. To proces. Zastanówcie się tylko, w jaki sposób chcecie tego dokonać. I czy w ogóle chcecie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze