Kiedy dziewczyna zmienia się w kobietę
MARIANNA KALINOWSKA • dawno temuKiedy nadchodzi czas, w którym dziewczyna zmienia się w kobietę... Kiedy powinna zacząć zachowywać się jak przystało na dojrzałą osobę, porzucając dziewczyńskość czy też – dziewczęcość, i wszystko, co się z nią wiąże. Czy w ogóle taki czas musi przyjść? I jak poznać pierwsze symptomy swojej dojrzałości?
Ola (31 lat, barmanka z Warszawy):
— Niedawno miałam trzydzieste urodziny i jeszcze się nie pogodziłam z tym, że mam już tyle lat, ile mam. Życie płynie szybko, zbyt szybko. Najgorsze jest to, że ludzie starsi ode mnie mówią, że im więcej ma się lat, tym szybciej płynie czas… więc będzie jeszcze szybciej. Nie ma we mnie na to zgody.
Późno zauważyłam, że wiele się zmieniło i że nie jestem już dziewczyną, bo dopiero na wakacjach w tym roku. W hotelu, w którym mieszkaliśmy z mężem i naszym synkiem, poznaliśmy parę dwudziestokilkulatków. Normalne było dla mnie mówienie im od razu na „ty” - jesteśmy przecież na wakacjach, młodzi, wyluzowani… jak wielkie było moje zdumienie, kiedy zauważyłam, że oni mówią do nas per „pan” i „pani”. Abstrahując od tego, że poczułam się jak ostatnia chamka, po raz pierwszy w życiu przyszło mi do głowy, że nie jestem już dziewczyną, ale panią. Panią. Już nikt nie poprosi mnie o dowód osobisty w monopolowym… Właśnie wtedy poczułam, że w moim życiu skończył się pewien okres.
Mój syn ma książeczkę, w której jest pokazane, jakie są etapy w życiu człowieka: noworodek-dziecko-uczeń-student-mąż/żona-matka/ojciec-babka/dziadek-trumna. Czytając małemu tę książkę pomyślałam sobie, że jestem prawie na przedostatnim miejscu. I zrobiło mi się przykro. To już?
Maria (35 lat, urzędniczka z Wrocławia):
— Kiedyś zobaczyłam na ulicy kobietę ubraną w ciasną sportową kurteczkę, ciasne dżinsy i modne buty. Była zgrabna, ale coś mnie w niej raziło. Po chwili wiedziałam – była dojrzałą kobietą i było to widać po rysach jej twarzy. Pomyślałam sobie wtedy, że to niesmaczne, tak udawać, że czas stoi w miejscu, na siłę się odmładzać, ubierać w najmodniejsze ciuchy, projektowane dla czternastolatek. Nie wypada. To głupie.A potem przyszło mi do głowy, że to chyba nie tak, jak myślę. Bo jak się sama ubieram? Noszę bluzy z kapturem i kolorowe rajstopy. Do kożuszka lubię ubrać trampki. Mam kolczyki zrobione z żelkowych misiów i trzydzieści pięć lat. Pewnie wyglądam tak samo idiotycznie, jak tamta kobieta. Ale ja przecież nie czuję, że mam trzydzieści pięć lat, bo w głębi duszy zatrzymałam się gdzieś piętnaście lat temu. Zmieniam się, ale wciąż jestem takim samym człowiekiem, jak wtedy. Nie widzę w lustrze swoich lat, codziennych drobnych zmian, bo przecież widzę się co dzień…
Może nie zauważyłam, że jestem dojrzałą kobietą, która wygląda śmiesznie w kolczykach z misiów? Tak jak tamta kobieta, wyglądająca z tyłu na piętnaście lat?
Od jakiegoś czasu, kiedy wybieram strój do pracy, zastanawiam się, czy wypada mi ubrać to czy tamto. Jestem coraz bardziej zachowawcza. Boję się być śmieszna. Ale mam jeszcze takie dni, zwłaszcza wtedy, gdy mam w życiu dobry czas, kiedy mam gdzieś te wszystkie zasady – ubieram się wtedy w swoje kolorowe rajtuzy i cygańskie stroje. I myślę sobie – to moje życie, mam prawo przeżyć je tak, jak mi się podoba!
Dorota (36 lat, malarka z Poznania):
— W jednym z wywiadów moja ulubiona pisarka Olga Tokarczuk powiedziała słowa, które wryły mi się w pamięć: Kobiety dojrzałe stają się niewidzialne. Któregoś pięknego jesiennego popołudnia, kiedy spacerowałam po moim mieście, stwierdziłam z przerażeniem, że jestem niewidzialna dla otaczających mnie ludzi. Dobra, będę szczera – dla otaczających mnie mężczyzn, bo przecież o nich chodzi. Ślizgali się po mnie wzrokiem niewidzących, jakby mnie nie było. Patrzyli przeze mnie, a nie na mnie. Co się stało?
Myślę. Przecież wciąż jestem sobą. Przyzwyczajoną do nieustannego bycia uwodzoną, podrywaną, flirtującą, zdobywaną, pożądaną. Zawsze miałam tych mężczyzn, których chciałam mieć. Nigdy nie oparł mi się żaden samiec alfa… Przecież wciąż noszę ten sam rozmiar garderoby, co dziesięć lat temu. Bardzo dbam o siebie. A jednak – jakby mnie nie było. Jestem stara?
Rozmawiałam o tym z moją straszą o dziesięć lat przyjaciółką, byłą modelką. Powiedziała, że kiedy kobieta jest atrakcyjna i przyzwyczajona do ciągłej męskiej adoracji, trudno jej pogodzić się z myślą o własnej starości. Kiedy traci się wielką urodę, poczucie straty też jest wielkie. U kobiet przeciętnych lub nieurodziwych, których nigdy nie otaczał wianuszek podnieconych mężczyzn, strata nie jest tak bolesna – one nie tracą niczego, nigdy przecież tego nie miały.
Nie uważam się za piękną i nigdy się za taką nie uważałam, ale prawdą jest, że w wieku trzydziestu sześciu lat przestałam działać na mężczyzn. Nie będę, jak moja przyjaciółka, odsysać sobie tłuszczu i naciągać policzków. Pogodzę się z tym wszystkim z godnością.
I kiedy mówię o tym mojej Eli, Ela się śmieje. Pogadamy za dziesięć lat, mówi.A ja się boję. W naszym świecie nie ma miejsca dla dojrzałych kobiet. Nie chcę żyć w świecie, w którym stanę się niewidzialna…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze