Najgorsze randki!
JOANNA SZWECHŁOWICZ • dawno temuKażdy z nas ma za sobą choć jedną, o której najchętniej by zapomniał. Dziwne zachowanie "współrandkowicza", zbieg nieszczęśliwych okoliczności, niespodziewane spotkanie z "eksiem" przy sąsiednim stoliku... Zawsze coś może popsuć to romantyczne z założenia spotkanie. Po latach często śmiejemy się z licealnych czy studenckich niewypałów. Bywa jednak, że mimo kiepskich początków, nawet takie randki mogą doprowadzić przed ołtarz.
Magdalena (28 lat, urzędniczka z Warszawy):
— Do trzeciego roku studiów nie miałam chłopaka. Było to źródłem kompleksów i złośliwości ze strony rodziny. Moja koleżanka Ania postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i umówiła mnie na randkę w ciemno ze swoim kuzynem. Wcześniej pokazała mi jego zdjęcie – przystojny, wysoki. Studiował medycynę, więc pomyślałam: no, świetna partia. On dostał też moje zdjęcie, a koleżanka przedstawiła mnie w samych superlatywach. W umówiony dzień stawiłam się w kawiarni – oczywiście, zestresowana jak przed kolokwium z logiki. Maciek na powitanie powiedział mi, że mam frapujący odcień skóry i białek w oczach. Należy sprawdzić, czy to nie żółtaczka. Na szczęście jestem zaszczepiona i miałam robione badania, wpisane do książeczki z Sanepidu, dlatego odpowiedziałam jedynie, że taka moja uroda. Potem zapytał, ile godzin na dobę śpię i czy prowadzę regularny tryb życia (przypominam: byłam wtedy na trzecim roku studiów — hm, kto wtedy prowadzi regularny tryb życia?). Skomplementował też moją figurę, mówiąc, że na pewno nie będę miała trudności przy porodzie. — A jak już jesteśmy przy tym temacie: kiedy zamierzasz urodzić pierwsze dziecko? - zapytał patrząc mi w oczy z powagą. Dodał, że najlepiej, abym się z tym uwinęła do dwudziestego piątego roku życia. A tak ogólnie, to on właśnie szuka żony i jeśli przyniosę mu tę książeczkę z Sanepidu, to może się bliżej poznamy.
Wstyd powiedzieć, ale uciekłam pod pozorem skorzystania z toalety. Dzisiaj się z tej przygody śmieję, ale nigdy więcej nie poszłam na randkę w ciemno. Mojego męża poznałam po prostu na przystanku tramwajowym.
Eryk (22 lata, student z Katowic):
— Mam za sobą wiele randek – z większości wyniosłem dobre wspomnienia. Ale jest taka, o której wolałbym zapomnieć. Byłem jeszcze w liceum, a umówiłem się z najładniejszą dziewczyną w szkole. Opalona blondynka z długimi nogami i fenomenalnym biustem, zawsze w obcisłych sweterkach z dekoltem i krótkich spódniczkach. Uważałem, że jest boska – no tak, licealiści nie mają zbyt wyrafinowanego gustu. Kupiłem bilety na komedię romantyczną, bukiet kwiatów i w pełnym rynsztunku stawiłem się pod drzwiami jej domu. Otworzył tatuś pachnący wodą kolońską Brutal. Zmierzył mnie wzrokiem. Kazał usiąść. Sam zasiadł naprzeciwko. Patrzył na mnie badawczo przez pięć minut bez słowa. Dzięki Bogu, Iza wreszcie przyszła. Pożegnaliśmy tatę i pojechaliśmy do kina.
Przez całą drogę miałem uczucie, że ktoś świdruje mi wzrokiem kark. Kilka razy odwróciłem się, jednak nikt nie wyglądał podejrzanie. Sala kinowa była prawie pusta – myślałem, że dzięki temu zbliżymy się do siebie. Ale moje nadzieje okazały się płonne – już po zgaszeniu świateł poczułem zapach Brutala dokładnie z fotela za mną. Tak, to on. Tatuś nas śledził.
Siedziałem jak ten idiota, przez dwie godziny obserwując perypetie Jennifer Aniston. Z rękami na kolanach. Swoich. Nie potrzebuję chyba mówić, że następnego dnia zostałem wyśmiany przez kumpli?
Basia (30 lat, graficzka z Wrocławia):
— Moja najgorsza, ale i najbardziej owocna randka w życiu, miała miejsce na pierwszym roku studiów. Umówiłam się z kolegą z grupy, który już od października bardzo mi się podobał. Powiem więcej – podobał się każdej dziewczynie z grupy.
Wojtek przyszedł po mnie do akademika. Wszystkie koleżanki patrzyły na niego z uwielbieniem, a ja czułam się jak Marilyn Monroe, czy ktoś w tym stylu – w końcu wybrał właśnie mnie. Miałam poczucie, że unoszę się kilka centymetrów nad ziemią, podczas gdy zwykli śmiertelnicy zwyczajnie idą. No i gdy tak się unosiłam, zahaczyłam nogą o próg akademika, potknęłam się i złamałam nogę. Do tej pory nie rozumiem, jakim cudem mogłam to zrobić. Fakt faktem, że Wojtek zaniósł mnie na własnych rękach do szpitala, gdzie zostałam zakuta w gips i poinformowana, że powinnam najbliższy miesiąc spędzić w pozycji półleżącej. A kto w poczuciu odpowiedzialności za moją kończynę zgłosił się, by mnie przez ten czas pielęgnować? Oczywiście, Wojtek. Żeby lepiej mógł to robić, przeniosłam się do jego kawalerki. I już zostałam.
A jakie były Wasze najciekawsze lub najgorsze randki?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze