Wartość kobiety. Jak ją mierzysz?
EWA ORACZ • dawno temuCodzienność przynosi dziwne refleksje. Zwyczajny poranek, włączone radio, kawa, zwykłe poranne czynności i ta muzyka, która na chwilę przykuwa uwagę w trakcie wklepywania kremu. Miła melodia, słowa znane prawie na pamięć. W luźnym tłumaczeniu „daj mi powód, bym poczuła się jak kobieta” (Glory box Portishead). Oczywiście ten powód ma dać mężczyzna. Halo! Czy tylko w kontekście związku możemy czuć się jak kobiety?
Codzienność przynosi dziwne refleksje. Zwyczajny poranek, włączone radio, kawa, zwykłe poranne czynności i ta muzyka, która na chwilę przykuwa uwagę w trakcie wklepywania kremu. Miła melodia, słowa znane prawie na pamięć. W luźnym tłumaczeniu „daj mi powód, bym poczuła się jak kobieta”(Glory box Portishead). Oczywiście ten powód ma dać mężczyzna. Halo! Czy tylko w kontekście związku możemy czuć się jak kobiety?
Czy to płeć przeciwna przy naszym boku sprawia, że jesteśmy spełnione jako kobiety? Czy przypadkiem nie oceniamy naszych sióstr w taki sposób? Na pewno każda z was przynajmniej raz słyszała lub wypowiedziała takie zdanie: taka mądra, wykształcona i ładna a samotna. Tak jakby żadne sukcesy i osiągnięcia nie były w stanie wynagrodzić braku faceta. Zakładając oczywiście, że jest co wynagradzać.
Czy naszym, nie tylko biologicznym celem, ale także tym ludzkim jest znalezienie partnera i urodzenie dzieci?
W zasadzie od pierwszych lat życia jesteśmy przygotowywane przez rodziców i społeczeństwo do roli matki i żony. Pamiętacie zajęcia ZPT (Zajęcia Praktyczno-Techniczne) w szkole podstawowej? Podział na dwie grupy według płci i zajęcia dostosowane do niej. Dziewczynki najczęściej uczyły się robić kanapki i wyszywać. Chłopcy stukali młotkami. Kiedyś moja siostra miała za zadanie zrobienie prostej lampki nocnej. I co? Rodzice byli oburzeni. Jak to możliwe, żeby dziewczynce dać takie zadanie? A dlaczego nie? Dlaczego chłopców nie można nauczyć gotować i przyszywać guziki a dziewczynki trzymać młotek? Czasami odnoszę wrażenie, że szkoła celowo tak wychowuje dziewczynki, by w przyszłości pozbawić je samodzielności.
Może to brzmi jak teoria spiskowa, ale jak inaczej wytłumaczyć przygotowywanie do prowadzenia domu od dzieciństwa, wpajanie gospodarności, obowiązku ładnego ubierania się, ocenianie pod kątem wyglądu i skromności. Moja babcia mawiała, że mężczyzna może być ciut piękniejszy od diabła i to wystarczy. Trudno potem młodej dziewczynie zrozumieć, że można żyć i myśleć inaczej.
Dziś pomimo ogólnego pospolitego ruszenia kobiet, ich emancypacji, wciąż samotne kobiety budzą współczucie. Nikomu do głowy nie przychodzi, że bycie samą nie oznacza samotności. Oczywiście przypadki są różne, mnie w tej chwili interesują kobiety, dla których związek nie jest najważniejszą sprawą w życiu. Postawienie wyłącznie na partnera i relację z nim może być niebezpieczne. O tyle, że jak go zabraknie, zawali nam się świat. Uwieszanie się na kimkolwiek nie ma sensu. Brak partnera, z którym spędziło się wiele lat, to katastrofa. Zawsze. I nie zmierzam do tego, aby wpaść w znieczulicę i traktować związek mniej poważnie, ale aby mieć swój świat. Swój zakątek, który pozwoli kobiecie przetrwać trudne chwile.
Zapewne należałoby zacząć od pytania, które jest podstawowe. Czego tak naprawdę chcę? Jakie role chciałabym w życiu pełnić? Posłużę się cytatem:
Niech kształt mój rodzi się ze mnie, niech nie będzie zrobiony mi. (Ferdydurke Witold Gombrowicz)
Wokół mnie ostatnio mnóstwo kobiet koło trzydziestki, które są w ciąży albo które usiłują zajść w ciążę. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby powodem tego nie był cykający zegar i argument, bo może kiedyś będę żałowała, że się nie zdecydowałam. Albo inny: bo nie chcę być sama na starość. Tak jakby posiadanie dziecka było gwarancją towarzystwa. A może to planowanie mu życia przed jego urodzeniem? Czy nie jest to pozbawianie prawa wyboru jeszcze nienarodzonego?
Presja na macierzyństwo jest ogromna. Najczęściej rodzina przypomina o upływającym czasie i znajomi, którzy już potomstwo posiadają. Taka jest kolej rzeczy. A jeśli marzy nam się inne życie? Skąd te krytyczne spojrzenia i założenia o samotności? Odnoszę wrażenie, że wszyscy wokół wiedzą lepiej, co jest dobre dla innych. Skąd to przeświadczenie? I nakazujące stwierdzenia: powinnaś, musisz… Nie wiem jak wy, ale ja nic nie muszę. Ja ewentualnie chcę. Albo zgadzam się na coś i wtedy, ponoszę tego konsekwencje. Czy to jest tak bardzo absurdalne, że tak niewiele osób jest w stanie uwierzyć, że można nie chcieć mieć dzieci?
Te biedne samotne kobiety. Mogą na swoje nieszczęście pojechać tam, gdzie chcą i z kim chcą. Choćby na misję do Afryki na kilka lat, bo nikt im nie powie, że są wyrodnymi matkami. Mogą zmywać raz na tydzień, jeśli mają taki kaprys albo jeść na jednorazówkach. I przede wszystkim mogą mieć więcej czasu dla siebie. Biedaczki.
Może czasami warto się powstrzymać przed oceną innych i nie patrzeć pod kątem: z kim jest, ale kim jest. Jak sądzicie?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze